Wpis z mikrobloga

- Tak, to prawda - odparł Jan Miodek na moje pytanie. Nie dowierzałem, więc postanowiłem spytać jeszcze raz.
- Czy pan naprawdę od lat prowadzi politykę antyortograficzną? Czy naprawdę jest pan na tyle #!$%@? żeby wszczepiać w ludzi błędy ortograficzne?
- Może nie #!$%@?, a jedynie lekko szalony. Uwielbiam kiedy ludzie mówią i piszą niepoprawnie, bo wtedy mogę ich poprawiać i czuję się jak #!$%@? król słowników, czaisz bazę? Po kolei eliminowałem swoich przeciwników, aż trafiłem na ciebie. Zobaczyłem jak poprawiasz innych ludzi na Facebook'u to się #!$%@?łem i postanowiłem cię znaleźć, a że masz publiczny profil to nie było tak trudno.
- Miodek, ty śmieciu. Tyle lat cię szanowałem i podziwiałem, a ty okazałeś się zwykłą gnidą... - stwierdziłem szczerze.
- Myślisz że ludzie są tak tępi z natury? Nikt nie jest tak głupi żeby mówić "kordła" lub "truskafka". Wszystkich tych imbecyli wyhodowałem sam w swoim specjalnym ośrodku! Nikt nawet nie podejrzewał co robię w założonym przeze mnie Domu Dziecka w Pszczynie! Sam stworzyłem tę rasę i sam będę ją rozwijał!
Byłem w szoku. Człowiek-legenda, facet który poprawiał przez lata miliony Polaków okazał się być źródłem ich błędów.
- Pokaż mi - zażądałem.

*************************************

Do Pszczyny dostaliśmy się firmową Multiplą profesora Miodka. Już sama nazwa placówki, którą zobaczyłem na murze otaczającym główny ośrodek, a zarazem bazę profesora Miodka mogła wzbudzać zainteresowanie.
- "Dom Dziedzka"... Hmm, cwane zagranie Miodek, bardzo cwane - pomyślałem.
Na murach znajdował się drut kolczasty, zapewne podłączony do prądu. Brama była chroniona przez dwóch olbrzymich mężczyzn. Jednym z nich był Rudi Schubert, drugim Anna Grodzka. Mężczyźni widząc Ojca Założyciela od razu otworzyli nam bramę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zaraz po wjechaniu na teren placówki nie widziałem nic poza łąką i mniej więcej dziesięcioma drzewami.
Pytam "Wtf Miodek, chcesz mnie zabić teraz?", na co on odpowiada "Pilnuj się smarku jak do mnie mówisz. Pa teraz", po czym wyciągnął pilot z logiem Cyfrowego Polsatu i wcisnął na nim przycisk "VOLUME +". Oniemiałem. Z ziemi wyłonił się budynek, wielkości Titanica, albo przynajmniej Schleswig-Holsteina.
- Ręce na kark i wysiadaj szczylu - burknął Miodek.
Zrobiłem co kazał, bez zastanowienia. Po tym co zobaczyłem do tej pory stwierdziłem, że nie mogę sprzeciwiać się temu psycholowi. Kiedy staliśmy już przed ogromnymi żeliwnymi drzwiami, Miodek zapukał w nie kołatką.
- Hasło? - usłyszałem zza drzwi.
- Swetr - powiedział donośnie Jan M.
Po około 20 sekundach drzwi się otworzyły. Miodek wepchnął mnie do środka, zasłaniając mi oczy. Przez szpary między jego grubymi i owłosionymi palcami zdołałem jednak co nieco zobaczyć. Między innymi niebieskie płytki, najprawdopodobniej z Castoramy, bo takie same mam w łazience, na ścianach białą tapetę w kolorowe literki i jakąś osobę, która szła przed nami. Podążaliśmy tak za tą "osobą" przez około 3 minuty po czym doszliśmy do kolejnych drzwi. Miodek odsłonił mi oczy.
- Patrz - szepnął, kierując swój palec wskazujący na napis nad drzwiami.
"Labolatorium", tak brzmiał.
- Nieeeeeee!!!1!!11! - krzyknąłem - Jak możesz to robić?!
- Ja mogę wszystko - odpowiedział z drwiącym uśmiechem profesor.

*************************************

Za drzwiami było kilka pomieszczeń. Wszystkie oszklone. W każdym z nich dało się dostrzec po kilka osób - zarówno dzieci jak i dorosłych. I tak na przykład w pierwszym pokoju stało 7 łóżek, a na nich leżało 7 osób.
Każda z nich przykryta "kordłą". Mało tego, każda "kordła" miała na sobie wyszyte właśnie to słowo.
- Och - westchnąłem z przerażeniem - Przecież to jest straszne!
- Zobaczysz co będzie później he he - zaśmiał się Miodek.
W kolejnym pokoju, na jego środku, stały drzwi. Widziałem tam tylko dwójkę dzieci. Jedno z nich pukało w drzwi i bez zastanowienia przechodziło przez nie krzycząc " Weszłem!", a drugie z ekscytacją stwierdzało "Ale masz orginalny strój!". Właściwie to nie wiem przez jakie "u" wypowiadane było to słowo, ale nie to jest tutaj najważniejsze. Te dzieci robiły to bez ustanku!
- To dramat, jak można tak katować biednych ludzi? - pomyślałem w duchu.
Kolejny pokój to kafejka internetowa. Dało się tam zauważyć kilka komputerów i kilka osób przeglądających Fb. Każda z osób miała zupełnie inny styl. Dało się zauważyć typową Grażynę, która każde słowo pisała z użyciem capslocka i zamiast spacji używała 13 kropek, dało się zauważyć Janusza, dodającego zdjęcia ryb i gołych kobiet, piszącego przy tym "Ale goronca sztunia".
Były też Karyny, dodające zdjęcia swoich dzieci z podpisem "muj slodki maluszekkk", a także 10-letnie Brajanki, które wypisywały różne obelgi na Krystiano Ronaldo i Lijo Messiego.
Najgorsze jednak dopiero miało mnie spotkać. Przed ostatnim pomieszczeniem zobaczyłem znak "ZAKAZ WSTEMPU".
- Co tam jest? - zapytałem Miodka.
- Wejdź i się przekonaj /smiley face/.
Nie wiedziałem co robić. Z jednej strony byłem ciekaw co może być gorsze od tego co już zobaczyłem, ale z drugiej byłem już tak wykończony, że obawiałem się o siebie, chociaż zdawałem sobie sprawę, że mogę już stamtąd nie uciec. Ciekawość wzięła górę. Wszedłem do jedynego nieoszklonego pokoju w tej strasznej części budynku. Początkowo nie wiedziałem co to takiego. Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałem się co mnie czeka. Rzuciłem się do drzwi, ale były już zamknięte. Na klucz. Rozpłakałem się. Cały pokój byl stylizowany na zwykłą, miejską Żabkę. Za żółtą ladą stała chuderlawa pani, która obsługiwała klienta. Mianowicie, sprzedawała mu hot-doga. Rozmowa zmierzała już do kulminacyjnego punktu.
"Z jakim sosem?" - usłyszałem.
"Poproszę z czostkowym".
Wtedy było już po mnie. Usłyszałem jak w zamku przekręca się klucz. Zobaczyłem tego #!$%@? zachodzącego się ze śmiechu.
Podszedłem do niego i warknąłem "Ty chory #!$%@?", po czym rzuciłem się na niego z pięściami w górze. On jednak był szybszy. Zasadził mi szpica w jaja, a ja przewróciłem się jak rażony piorunem.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

#pasta
  • 1