Wpis z mikrobloga

@ugly0ne: no dokładnie, albo oranżada na miejscu, która była tak gazowana, że ci wypalało nos, gardło i wnętrzności albo napoje w tych małych kartonikach, po których jeszcze bardziej chciało się pić xD U nas w szkole w zimę była herbata, którą przynosiło się z kuchni w wiadrze, więc nie wiem, czy branie swojej herbaty w butelce to taka duża wiocha ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
Obecnie wolałbym dobrą herbatkę niż przesłodzoną Colę. Jak tak czytam te wasze historie to przypomniała mi się pewna sprawa.
Kiedyś kupiłem sobie Sprite, ale że było zgazowane to wystrzeliło przy otwieraniu i wylało się na całą ławkę. Pewien kolega zlizywał to z tej ławki i się cieszył że ma za darmo.
Miasto 100k+ mieszkańców na Śląsku, więc nie Polska B, a kolega też nie jakiś nędzarz... Ale takie byli czasy ( ͡
  • Odpowiedz
Błagam, powiedz, że to literówka, a nie kolejny wymysł językowy polski b XD


@dzikognisty: To nie jest zaden wymysl, tylko regionalizm. Jakbys sie obracal posrod ludzi, to zauwazylbys, ze na przestrzeni kraju mozna wylapac takie smaczki.

Ale nie winie za brak rozeznania, piwnica potrafi zakuc leb, tak samo, jak miejska wielka plyta.
  • Odpowiedz