Wpis z mikrobloga

Jakie to ciężkie życie ochroniarza

Pan po czterdziestce, z orzeczeniem to i na ochronę wzieli. Praca nie jest zła: spacerek zrobisz po rewirze, pozamykasz sobie bramy i garaze, zobaczysz czy ursusiki oraz pługi im towarzyszące jeszcze nie zostaly skradzione przez borsuki, ryjówki, #!$%@? i łosie - ogółem spokuj i tylko piździ złem, bo nocka a to jeszcze nie lato, wiec smutuję troszku. Życie.

Historia - obchud po rewirze już chyba ósmy, a godzina pierwsza. Norma wyrobiona - lubię spacery, a rewir nie duży. Akurat łarzę od tyłu, by obczaić czy jakieś zwierzęta na polu nie łarzą. Nic nie ma. Nagle JEB! Coś jakbym słyszal wypadek czy jaki trzask blachy o blachę. Idę w stronę głównego placu, który jest oswietlony. Wychylam sie z za winkla, a tam wóz bojowy czy jaki rosomak, a wokół dwóch ludziów w kominiarach, cąłkiem na czarno. Niewiele namysłu - czas #!$%@?ć w pola. Lece do płotu i zgrabnością akrobaty #!$%@? sie w kalurzę. Nic sie nie stalo, to tylko zadrapanie, potem się wypierze. Przeczołguję się do płotu i przedostaję za rewir obozu. Zdąrzylem w samą porę, bo bandziorek akurat biegł w moim kieruku i chyba nie zauwarzył, bo moge to pisać - wiadomo. Dobra, mówię. Czas sie skryć w jakiejś bruździe na polu, bo akurat było orane. Czołgam się dalej i #!$%@?łem sie w bagnisko, bo wody gruntowe sie podniosły i deszczówka lerzy na polu robiąć nowe mazury. Na dodatek cos #!$%@? gnojówą, chyba było nawożone. Jprdl, dobra nic się nie stało. Dzwonię po tym po niebieskie jedzenie (posiłki) by zajeli sie sprawą. Mówią ze spoko, zaraz będą z gorącym na wynos. Czekam w tym bagnie i marznę, bo jak pisałem piździ zlem. Po niecałej półgodzince, gdy z rewiru już zapakowali towary i gotowi do wymarszu przyjeżdza defilafa jedzenia. Dziwnie sie jakos złożyło bo ciemno, że ręki przed dziobem nie widać a ci się strzelają. Ja leżę w gównie i ogladam spektakl, jednocześnie się trzęsąc z zimna. Poleżałem aż wojna się skończyła po czym wstałem i pacze czy ktoś jeszcze żyje. Na szczęślie niebieskie przetrwali, a reszsta wyszła z kina (razem z towarami). Pogadałem, zdałem raporty i do domu - no nie tak szybko. Wzieli mnie tu i tam i siam, nim dopiero mogłem usnąć minelo wiele godzin. Swoje zrobiłem. Kilka dni później dwoni szefowa i każe przyjechać. zawijam kiece i lece. Na miejscu szefowa i jakiś knypek. Okazało się że wlaściciel prowincji przy gnojowisku, którą pilnowalem gdy była impreza. Rozmowa była mecząca. Typ się #!$%@?ł, że nic nie zrobilem. Ja nie bedę dupala wystawial na krojenie dla paru ursusów bez silników i kilku pogiętych kawalków metalu, zwanych pługami czy jaki uj - nawet nie jestem rolnikiem do cholery! No ale wąty ma, bo jak tak można... przez ze mnie stracił interes... jestem #!$%@? nie skoczek... ugabuga dzikie wunsze... to moja wina, bo tak tfu tfu zaklepane.
Finał: Ja wyleciałem z ochroniarstwa, nabawiłem się przeziębienia i zamiast mi medale dawać żem zrobił jak w regulaminie, to moja wina wyszła, ale chociaz mi sprawy nie postawił, bo wiedział że nic nie ugra, ale trafił w nieodpowiedni moment bo szefowa mnie nie lubiła, to i dał jej pretekst.
Ciężko być ochroniarzem, bo jedno to trzeba leżec czasem w gównie dla poświęcenia, a i tak masz przez to nieprzyjeności.
#pasta #ciezkobycczlowiekiem #ciezkiezycie #heheszki #pracbaza ##!$%@? #bezspacji