Wpis z mikrobloga

@jan_zwyklak:

Można to nazwać religijną inflacją.

Jeśli ktoś przekonałby Cię, że za 5 lat dostaniesz 100 milionów $, to teraz nie cieszyłoby Cię 15k wypłaty co miesiąc, tylko ograniczyłbyś się do pracy takiej, aby przeżyć i za dużo się nie narobić. Rozwój, nauczenie się czegoś nowego, szukanie lepszej pracy - to nie miałoby sensu.

Jako ateista teraz bardziej doceniam życie - pojawiło się więcej optymizmu, wiem, że wszystko to co mam
@jan_zwyklak bo logika klasyczna jest drastyczna, przykład jaki usłyszałem po raz pierwszy od Wybrańczyka:

czy jeśli po śmierci na człowieka nie czeka nic to jest to dobre czy złe?

czy nic jest dobre? nie
czy nic jest złe? nie

nic to nic

czy nic to pustka? nie, nic to nicość, tak samo jak nieskończoność jest niewyobrażalna, tak samo nicość
@SirSherwood: właśnie, "nakazuje" - a tu chodzi o takie typowo ludzkie odczucia.

Mowa tutaj o "traceniu sensu życia ateisty" z perspektywy wierzącego: chce pokazać, że takie coś może być widoczne z perspektywy wierzącego (tych o których mowa we wpisie*), ale zupełnie inaczej to będzie wyglądać z perspektywy ateisty właśnie.

* bo nie każdy wierzący patrzy tak na życie ateisty (mowa o konkretnej podgrupie)

Mnie brak życia po śmierci dotyka w ten