Wpis z mikrobloga

Dobra Mircy - powrzucałem kilka heheszkowych wpisów, ale teraz będzie trochę poważniej. Uwaga, bo będzie naprawdę szczerze – do takiego stopnia, że niektórzy powiedzą; „Z każdym dniem oddalamy się od Boga”

** Prolog

Czuję potrzebę wyłonienia moich „demonów” na światło dzienne.
Nie mam zamiaru się tu uskarżać, ani nic podobnego. Po prostu, w głębi siebie czuję, że to jest coś, co muszę zrobić. Świadomy jestem też tego, że inni w życiu mają gorzej, ale to nie jest licytacja, czy jakieś zawody…

Nie będę wyjaśniał jak czuje się osoba z #fobiaspoleczna lub #depresja, bo ci, którzy na nią cierpią, dobrze wiedzą jak to jest, natomiast ci, którym się pofarciło - i tak nie rozumieją. Porównałbym to tylko do zatrucia tlenkiem węgla – nie wiesz co ci jest, nie czujesz, że się dusisz, do puki jest już bardzo źle.

Rozdział 1: Dzieciństwo

Jak już kiedyś pisałem,
byłem bardzo rozseksualizowanym dzieciakiem. Nawet nie wiem od czego to się zaczęło… pierwsza rzecz jaką pamiętam, to to, że w wieku ok. 3 lat chciałem zobaczyć co koleżanka ma pod spodem i nie wiem dlaczego już wtedy starałem się z nią gdzieś schować - tak, żeby dorośli nie widzieli.

Następną sytuacją jaką pamiętam, to jak byłem ok. lvl4. Spałem ze starszym i zadzwonił do niego telefon, a ja się przebudziłem. On myślał, że śpię dalej i zostawił włączony telewizor - nie wiem, czy to pojawiło się po jakimś czasie, czy on to oglądał, ale były
ogłoszenia typu „zero siedemset”, no i kobiety lizały sobie tam sutki. Oglądałem i zastanawiałem się co one odjebują, ale podobało mi się to. Jak wrócił i zobaczył co oglądam, to zaraz: „Alojzy, to nie dla ciebie! Długo to oglądasz?!”

Też jakoś przy lvl4 „opiekowała się” mną, moim młodszym bratem i kuzynką, jej matka - siostra ojca.
Przyszedł do niej mąż i rżnęli się w naszym pokoju, podczas, gdy my niczego wówczas nie świadomi oglądaliśmy jakieś kreskówki w salonie. Dopiero po kilku latach ogarnąłem co się tam działo. Pamiętam, że matka (wtedy to nawet razem z ojcem chyba) zrobiła niezłą awanturę, jak domyśliła się (z naszych relacji z dnia jak mniemam) co tamci #!$%@?.

(lvl5) Kiedyś rodzice w moim zeszycie z przedszkola zobaczyli rysunki mojego kolegi, który tłumaczył mi co przyuważył w jakimś pornolu – wtedy nie ogarniałem, o czym on pierdzieli xD Miałem wtedy ze starszymi niezłą pogadankę i pamiętam, że
próbowałem wcisnąć im kit, że to przedszkolanka jebnęła takie freski.** Chyba nie kupili tej wersji xD

Kolejna sytuacja (lvl7). Ojciec znów się schlał, znów zaczął #!$%@?ć - krzyki, awantury i takie tam… nawet nie chce mi się tego przypominać. W każdym razie matka powiedziała, że dzwoni po milicję, a typ zgarnął telefon (stacjonarny) i #!$%@?ął o ziemię. Policja i tak przyjechała, bo jakiś sąsiad się odważył i zadzwonił. Ja schowałem się gdzieś w kąt, tak żeby nie było mnie widać, ani słychać.

Jakiś czas później facetka z podstawówki pyta mnie: „Kto tam tak u Was w domu cały czas na telefonie siedzi? Ciągle zajęte, nie można się do Was dodzwonić…”. Co miałem jej powiedzieć? Że telefon rozpizgany? Że te rany na kolanach i dłoniach, to od tego, że jak jeździłem resorakami po podłodze, to się odłamkami pokaleczyłem?

(lvl5-8?) Potem zacząłem robić rzeczy, których nie będę przytaczał – tak się tego wstydzę. Któregoś razu, po kolejnej kłótni matki ze starym, ta rzuciła do niego tekst: „Przez te twoje pornole Alojzy robi takie rzeczy” - po czym wyjęła jakieś gazety i #!$%@?ła do kosza. Serio… po kilku latach ogarnąłem co to było. Nie wiedziałem, że starszy miał pochowane świerszczyki.

W przedszkolu, na balu przebierańców, kiedy wszystkie dzieciaki świetnie się bawiły, ja płakałem pod maską, bo czułem się źle – jak mam się cieszyć z innymi, kiedy poprzedniego dnia matka dostała #!$%@?, kiedy płacze po nocach? Czułem niewypowiedziany dysonans… Wtedy dostałem wstrętu do potańcówek, szkolnych dyskotek i klubów.

Czuję, że przez te wszystkie sytuacje mam jakiś hamulec w głowie działający na zasadzie: seks/uczucia = coś złego - #!$%@? sytuacja.

W podbazie była jakaś sytuacja, że dziewczynka płakała, już nie wiem z jakiego powodu, ale zrobiło mi się jej bardzo przykro… nagle poczułem, że dzieje się ze mną coś dziwnego – czułem, że zaraz #!$%@?ę w kalendarz, że wszystko dookoła jest nierzeczywiste. Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że był to atak paniki. Myślę, że skojarzyłem płacz koleżanki z sytuacją w domu. Takich napadów miałem kilka w życiu, ale teraz już spoko.

Generalnie między moimi rodzicami układało się tak #!$%@?, że w końcu się rozwiedli. Dziwne to było w #!$%@?, bo to tak, jakby dwie rodziny żyły w jednym mieszkaniu - np. ojciec gotował sam dla siebie, a mama dla naszej trójki (ja, brat i ona). Stary miał swój pokój, a my z mamą swój. No, ale potem w końcu się wyprowadziliśmy do babci.

Spotkania z ojcem co dwa tygodnie (chyba) – jakaś porażka. Z początku, to może i mu się nawet chciało, ale z czasem, to odczuliśmy z bratem, że robi to z przymusu. Zamiast wyjść gdzieś, lub się z nami po prostu pobawić, porozmawiać, to włączał TV i ##!$%@?, a my czekaliśmy do tej 18:00, żeby nas odwiózł. Znalazł sobie jakąś typiarę i potem to już w ogóle nawet nie dzwonił. Nie widziałem go ze 12 lat… a nie, przepraszam – kiedyś podskoczyłem do niego, żeby mi jakąś zgodę podpisał. Byłem tam z 5 minut i nawet nie chciało mi się z nim gadać.

Tam u babci dostaliśmy swój kącik i jakoś to było… do czasu, bo mama musiała wyjechać za pracą do stolicy co oznaczało, że ja z bratem zostaliśmy pod opieką dziadków i wójka na wsi :/ No i przyszedł czas wyjazdu mamy. Na poziomie świadomości nie przeszkadzała mi taka rozłąka, ale teraz dopiero widzę jak się przez to zmieniłem… Nie to, że starego widywałem co dwa tygodnie, a i to nie zawsze, to teraz nawet rodzicielki nie było w pobliżu.

Zaczął się nowy rok szkolny - nowa szkoła, nowe codzienne rytuały, nowi nauczyciele, nowi „koledzy” z bardzo hermetycznego środowiska – malutka wioska, gdzie każdy zna każdego do trzeciego pokolenia, zero dostępu dla ludzi z zewnątrz, zero przyjaciół. Do tego brak poczucia takiego zwykłego bezpieczeństwa, stabilizacji i możliwości przytulenia się do mamy, czy do kogokolwiek. Mimo tego, że jesteś gówniak, to musisz dodatkowo opiekować się bratem i pilnować, żeby nikt mu zębów nie przestawił. Nie masz takiego miejsca, które uznawałbyś za twoje, za bezpieczne – nawet jakiś malutki kącik w pokoju, wszystko obce.

Pół roku takiego bytowania. W końcu i my z bratem wyprowadzamy się do Warszawy, do mieszkania cioci. I od nowa Polska Ludowa: nowa szkoła, nauczyciele, „koledzy”. Jeszcze raz próbujesz wpasować się w towarzystwo, ale gówniarze próbują wejść ci na głowę – nic strasznego, niedawno to przerabiałeś. Zawsze zostajecie z bratem w szkolnej świetlicy jako ostatni, dzień za dniem, przez kilka semestrów, bo mama pracuje do późna, żeby mieć wam co do ryja włożyć. Wielki #szacun dla niej.

** Rozdział 2: Dorastanie

(lvl10?) W podstawówce (tej trzeciej) udało mi się wyprosić mamę na hajsy na jednodniową szkolną wycieczkę autokarem. No i w tym autobusie naszła mnie myśl: kurde, ale fajna ta (powiedzmy) Daria… Pomyślałem, że jebnę jakiś obrazek, a’la laurkę. Narysowałem coś i dopisałem „Jesteś fajna”, albo coś takiego xD Poprosiłem, żeby podać to do niej. Ona przeczytała uśmiechnęła się i dała mi odtwarzacz MP3 xD #spoko Dużo z tego zajścia nie pamiętam, ale następnego dnia w szkole, koledzy z klasy dowiedzieli się co się święci i chcieli, abyśmy wyszli paczką na pizzę, czy coś.
I chyba wtedy ostatecznie zaskoczyło we mnie #!$%@? społeczne.** Pomyślałem: „Nie mam własnego kieszonkowego, a wstydzę / boję się znowu poprosić mamy.” „Co o mnie pomyśli?”, „Przecież czucie czegoś do dziewczyny jest złe, tak jak seks, bo zawsze wiązało się to z przypałem.”, „Pokazać przy innych swoje emocje? Yyy… nie. Musisz być twardy za siebie, brata i mamę”, „Chyba nigdy nie byłem w pizzerii - nie będę wiedział jak się zachować.”, „Co pomyślą o mnie inni?”. No i trzymałem tak tę biedną dziewczynę jakiś czas, aż w końcu dała sobie spokój, ale do końca naszej znajomości widziałem, że cholernie ją zraniłem… mimo, że mieliśmy po te 10-11 lat. Przepraszam.

Ta „Daria” niby tak mnie unikała i nie chciała znać, ale jak zarywałem do innej, to robiła mi jakieś wyrzuty sumienia. Mówię: „#!$%@?ć. Nie to nie.” Spodobała mi się (nazwijmy ją) Marysia. Nie umiałem w te klocki więc obmyśliłem, że spróbuję tak jak wcześniej jakimś liścikiem, czy coś takiego. Napisałem co o niej myślę i w ogóle, ale jakoś tak nie mogłem się przemóc i wręczyć jej tego osobiście. Wymyśliłem więc, że włożę wiadomość do kieszeni kurtki w szatni.

Tak jak do tej chwili, byłem dzieciakiem po przejściach, tak od tej pory jestem przegrywem. Nie, że ze swojej winy… przecież nie zrobiłem czegoś złego. Nie chcę obwiniać tej „Marysi”, ale… zniszczyła resztki czegokolwiek we mnie. Wzięła ten list i przeczytała go przy całej klasie. Jak wiecie, sprawy sercowe wiążą się z i tak dużym… jak to nazwać… No jest to dosyć krępujące, a ona #!$%@?ła jeszcze taką manianę. Wiadomo jak to dzieciarnia - zaraz „uuu… ale kochaś”, „no proszę, Alojzy” i takie podś#!$%@?, docinki i #!$%@? do końca szkoły. Bardzo mnie tym zraniła. Bardzo… do tego stopnia, że do teraz mam problem, żeby rozmawiać z płcią piękną, nawet w przypadkach, gdy to „ona” do mnie zarywa, ale o tym później.

Od tamtej pory zamknąłem się na amen. Znów zadziałał mechanizm: uczucia/seks = zło. Jedyne co mi zostało, to kot i muzyka, której słuchałem od kiedy tylko nauczyłem się obsługiwać radio w samochodzie i podkradać kasety wujkowi. Muzyka, której i tak nikt nie rozumiał, nawet matka :/ Czułem się cholernie wyobcowany - po raz kolejny. Powiedziałem sobie, że #!$%@?ę, Po prostu przeżyję takie coś jeszcze raz.

Odkryłem porno i masturbację – kolejny gwóźdź do trumny. Pamiętam, że po kilku dniach walenia czułem się niewyobrażalnie śpiący. Czułem tę senność, której nie można było odespać przez kolejne 10 lat i nie wiedziałem od czego to jest.

Jeszcze dobrze się nie zaaklimatyzowałem w tej szkole, a już zaczynałem naukę w gimbazie. Właściwie wszyscy z klasy poszli do innej szkoły, bo mieli przydział rejonowy. Został jeden kolega. Lubiłem go. Tak jak ja lubił sport, parkour, no i dawał mi pograć w Battlefielda xD Potem przyłączył się do nas kolejny spoko typek, a potem jeszcze jeden. Mieliśmy wspólne tematy, razem broiliśmy, razem śmieszkowaliśmy - petardy w kiblu, świece dymne w szatni, strzelanie z gumek recepturek, ping pong co przerwa, granie w karty na fanty, pisanie #!$%@? wierszyków, muki, majsterkowanie. Fajnie było.

Kolejna przeprowadzka, ale tym razem już na swoje. Nie daleko, nawet nie musiałem zmieniać szkoły… Ale mieszkanie było w stanie gorszym niż melina. Przez pół roku mieszkaliśmy jak jakaś żulioneria – wszystkie toboły na podłodze i porobione tylko takie korytarze do kibla, kuchni i do łóżka (a raczej dmuchanego materaca na którym spaliśmy we trójkę). Łazienka była tak #!$%@?, że bałem się myć, żeby nie dostać syfa. Nie mieliśmy za bardzo mebli, więc jak ktoś wystawiał jakieś krzesła, lub szafkę na śmietniku, to z bratem targaliśmy to na czwarte piętro, żeby mieć na czym dupę posadzić i gdzie chleb schować. Były też dni w których nic nie jadłem.

Co do tego kolegi z podbazy… Zachłystnął się „popularnym” towarzystwem… Znudziły mu się próby hakowania Librusa i ściąganie gierek na Symbiana. Pojawił się w jego życiu alkohol, papierosy i seks. W ciągu roku, z „bardzo w porządku” chłopaka, który był lubiany przez wszystkich, stał się typowym dresem, ale takim aż do bólu. Zamiast spędzać czas w naszym towarzystwie, to jarał szlugi po garażach, popijając VIP-em, krzycząc „#!$%@?… hehe no i elegancko mordo!” Pojawiło się zioło. Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś tak szybko się stoczył. Szkoda chłopaka, bo był w nim ogromny potencjał.

Powiedziałem sobie, że nigdy taki nie będę. Zadałem sobie pytanie – czy jako ten mały chłopiec bałbym się siebie dorosłego? Czy byłbym w stanie sobie zaufać? Czy byłbym z siebie dumny? Czy byłbym dobrym rodzicem? Nie potrafiłem wtedy odpowiedzieć.

I tak minęło te gimnazjum – czas w którym ludzie zaczynają żyć trochę po swojemu, zaczynają interesować się związkami i cielesnością. A ja? Ja powiedziałem sobie przecież, że #!$%@? to, że mam #!$%@?, że dosyć mam kolejnych ciosów. Wolałem pograć sobie na kompie. Mimo, że w środku cały czas czułem, że chcę kogoś kochać i być kochanym, to hamowałem to w sobie.

Każde wakacje, od końca czerwca do końca sierpnia, od 10 do 21 roku życia, zamiast ze znajomymi na trzepaku, koloniach, czy też na rybach, spędzałem na wsi u tej rodziny w ramach odpracowania za pomoc. Tylko ja i brat, właściwie zero kontaktu z rówieśnikami. 11 lat pańszczyzny za nie swoje winy. Przynajmniej nauczyłem się rzeczy, które ojciec powinien mnie nauczyć.

Przyszedł czas na średnią. Z kolegami z gimbazy nie utrzymywałem kontaktu, bo nauczyłem się, że palenie za sobą mostów, to jest coś co robi się po zmianie środowiska. Fobia społeczna narastała – każdego dnia bałem się wstać i pójść na zapchany przystanek, gnieść się i dusić przez godzinę w przepakowanych autobusach, czekać na przeludnionych szkolnych korytarzach, rozmawiać z ludźmi, pracować w grupach, wypowiadać się na głos, nawet jak znałem odpowiedź i mogłem zgarnąć ocenę. A potem tak samo wracać do domu. Bałem się rozmawiać z nieznajomymi, bałem się, że zrobię coś głupiego i, że znowu będę miał #!$%@?.

Była taka sytuacja, że wpadły mi w ręce dwie wejściówki na koncert ulubionego zespołu, ale na samą myśl, że mam wejść pomiędzy tysiące ludzi odcinało mi zapłon. Ludzie ze szkoły mówili; „Alojzy… jak ja miałbym taką szansę to brałbym bez zastanowienia”, ale oni nie rozumieli… Na szczęście była osoba, która mnie na ten koncert wyciągnęła.

Wspomniałem też wcześniej, że nie potrafię rozmawiać z różowymi, nawet kiedy one zagadują. Otóż była w średniej taka (powiedzmy) Patrycja – miała przepiękne oczy! (i cycki też xD) Podbiła do mnie po jakiejś lekcji i tak z niczego: „A ty czego słuchasz?”. Dobrze trafiła, bo o muzyce, to ja mogę w nieskończoność… :D No ale zaczęła się kolejna lekcja i pogadane. Na następnej też chciała coś porozmawiać, ale w kółko nie będziemy o muzie dyskutować, no i się zblokowałem. Potem podbijała jeszcze do końca semestru, a ja paliłem buraka.

No blokowało mnie. Plus waliłem kilka razy dziennie, byłem więc jak chodzące zombie, jak naćpany. Kolega powtarzał często: „Alojzy… ale ty jesteś opanowany i spokojny”. Typie… ja byłem martwy w środku! Ja nic nie czułem. Trzepałem, żeby nic nie czuć! Już wtedy wiedziałem, że nie jest do dla mnie dobre, ale nie mogłem przestać… ten strzał dopaminy, ta ulga, zapomnienie, oderwanie od świata, chwila spokoju, chwila bez zmartwień.

„Patrycja”, podobnie jak „Daria” dała sobie siana. Szkoda, bo całkiem fajnie mi się z nią rozmawiało. Jakiś czas później zaczęła do mnie podbijać inna - (niech będzie) Ula. Tak czułem, że jest coś na rzeczy, ale sam bałem się zagadać. Na pewniej przerwie, kiedy nauczyciel spóźnił się dobre 15 minut i wiadome było, że lekcji nie będzie, ona usiadła koło mnie i zapytała czy wiem coś o jakiejś tam poprawie. Ja takie: „wtf? Niby skąd mam to wiedzieć?”. No ale ona dalej ciągnie, potem zmieniła temat, ale ja, jak to ja – po heblach i ani kroku dalej, zero inicjatywy z mojej strony, blokada… Coś tam próbowała żartować, ale… nic z tego nie wyszło - nie otworzyłem się. W końcu wstała i wróciła do koleżanek, które dziwnie się na mnie patrzyły, a jedna mi pomachała :/ #!$%@? sytuacja. Więcej chyba nie gadaliśmy.

Ogólnie, to każde wyjście ze szkoły wyglądało tak samo – ludzie spotykają się przed wejściem do budy i albo się żegnają, albo idą na piwo. A ja? Ubrać się, wyjść nie patrząc nikomu w oczy i prosto na przystanek. Aby do domu, aby to się skończyło… i tak do końca średniej.

Studniówka to porażka. Na szczęście miałem z kim tańczyć, bo koleżanka z klasy, taka dobre 2/10 (ale bardzo pozytywna) mnie „poprosiła” – nie wiem czy to dobre określenie, może raczej zlitowała się. Ale do meritum… Już #!$%@? z tym polonezem, powiedzcie co mam potem robić? Siedziałem przy tym stoliku i zamulałem, do momentu, w którym moja partnerka do poloneza po wielu namolnych prośbach wyciągnęła mnie na parkiety. Chwilę potańczyliśmy do jakiegoś disco-gówna, a potem znowu do stolika i przymuła. Chciałem się stamtąd wyrwać, ale transport za 6 godzin :/ No umrę chyba. #!$%@?łem się w kolejkę jak ciągnęli z gwinta na parkingu i zaaplikowałem kilka procent na krzywy ryj. Szczerze, to ja byłem tam chyba najbardziej trzeźwą osobą wśród uczniów i nauczycieli, a i tak jak wychodziłem z kibla, to czyjś ojciec skwitował mnie, mówiąc do innego typa: „O… patrz. A temu to już dawno starczy.” xD Może jak się bardzo stresuję, to wyglądam jak #!$%@?.

** Rozdział 3. Dorosłość

Mimo, że przez cały okres kształcenia byłem jednym z najlepszych uczniów, mimo, że brałem udział w olimpiadach, to matura, taki jeden #!$%@? papierek, mówi co sobą w zakresie edukacji reprezentuję – to jest #!$%@? dramat. Dobry jeszcze byłem, bo zamiast na maturę uczyłem się na olimpiadę, z której odpadłem w ostatnim etapie i #!$%@? z tego mam.

Po tym wpadłem w taką deprechę, że za naukę wziąłem się dopiero dwa tygodnie przed maturą. #!$%@?, ale przynajmniej zdana. Ledwo dostałem się na wymarzone studia. Miałem szansę iść na studia wojskowe o tym profilu, ale jak #!$%@? wytrzymać w trybie skoszarowanym? Odpada.

Tydzień przed maturą zacząłem pracę w takim sklepie osiedlowym. Napisałem egzamin z polskiego, zjadłem coś na mieście i szedłem do pracy, przebierałem się i pracowałem do 19. Potem matura z matmy, z angielskiego i innych przedmiotów – taki sam schemat.
Tak nienawidziłem tej roboty, tak nienawidziłem kontaktu z ludźmi, byłem tak cholernie wypalony przez depresję, maturę, fobię społeczną i pracowanie do późna, że nie miałem siły wieczorem się umyć i zjeść. Nie mogłem znieść ciągłej styczności z obcymi ludźmi, w miejscu z którego nie mogłem tak po prostu uciec od 7:00 do 19:00. Jest to chyba najgorszy okres w moim życiu.** Znajomi wyjeżdżali na wakacje, planowali sobie życie, kupowali samochody, chodzili na randki, imprezowali, a ja gniłem z każdym oddechem. Nawet jak słucham teraz muzyki, której w tamtym okresie słuchałem, to mam nieprzyjemne odczucia.

Przyszedł czas na studia i myślicie pewnie sobie – najlepszy okres w życiu: imprezy, ruchanie, zabawa, towarzystwo, wakacje, luzik. Noo… nie w moim przypadku. Dalej #!$%@? jak kilo gwoździ. Teraz przynajmniej mam jakiś plan na wyjście z przegrywu. Dodatkowo jak nie ogarnę się do września, to #!$%@?ą mnie z uczelni, ale może dam radę.

Przez fobię społeczną boję się podjąć jakąkolwiek pracę, a więc nie mam hajsu, a od matki to głupio brać. Nie mam na dentystę, psychoterapeutę, nie mam na bilet miesięczny, ubrania, książki i zeszyty, nie mam na wyjścia ze znajomymi. #!$%@?… przecież ja nie mam znajomych! To są tylko ludzie, którzy pojawiają się na chwilę w życiu. Na szczęście mam przyjaciela - wyszedł z przegrywu, ma piękną dziewczynę i układa sobie życie. Patrząc na niego wiem, że jest nadzieja, bo był w o wiele gorszej sytuacji.

Chciałbym rozwijać pasje: rysunek, survival, pływanie, spróbować w końcu gry na perkusji. Chciałbym mieć przestrzeń w którą mógłbym uciec, mieć możliwość robienia tego co chcę, przynajmniej raz życiu. Mieć coś o sobie do powiedzenia.

Mam nadzieję, że nie znacie uczucia, kiedy matka mówi wam, że jesteś #!$%@?, że jesteście porażką, kiedy nie rozumie przez co przechodzicie, kiedy sami nie wiecie co wam jest, gdy po ponad dekadzie spędzonej w trumnie, nie potraficie nawet wyrazić co i jak czujecie.

** Epilog **

Wiem, że to co przydarzyło się mi w życiu nie do k
  • 12
Mam nadzieję, że nie znacie uczucia, kiedy matka mówi wam, że jesteś #!$%@?, że jesteście porażką, kiedy nie rozumie przez co przechodzicie, kiedy sami nie wiecie co wam jest, gdy po ponad dekadzie spędzonej w trumnie, nie potraficie nawet wyrazić co i jak czujecie.


@AlojzyKoniowal: Ja niestety znam to uczucie bardzo dobrze i płynące z tego ogromne poczucie winy i nienawiści w stosunku do samego siebie. Totalna niemoc pomimo posiadania jakiegoś
@Pmpa:
! Czyli widzę, że chodzi Ci głównie o PMO. Po pierwsze to odstawienie wszystkich tzw. triggerów - podwalanie, sprawdzanie czy kutacz działa, oglądanie zdjęć i filmów przy ktorych mógłbyś się podniecić, sexchating, zboczone historyjki... no po prostu zero takich rzeczy. Sam Ci powiem, że do tej pory było łatwo, ale jak @kvaichsz wstawił post ! [https://ih1.redbubble.net/image.555318548.0612/st%2Csmall%2C215x235-pad%2C210x230%2Cf8f8f8.lite-1u1.jpg], to dla smiechu napisałem, żeby wysłał te nudesy. Teraz na samą świadomość,
@AlojzyKoniowal: właśnie wszedl dzien 78, wiec do uzaleznienia raczej nie wroce. Odlanie sie pomaga to fakt. Glownym czynnikiem podczas walki jest to ze wiesz ze tym razem ci sie uda, wiadomo ze jak wroci sie po tygodniu i potem znowu podejmie sie walke to i tak jest lepiej niz trwanie w ciaglym ciagu pmo.

Dzieki odstawieniu poczulem swoja silna wole, i w okolicach 40 przestalem pic soki i pije teraz tylko
@Pmpa:

właśnie wszedl dzien 78, wiec do uzaleznienia raczej nie wroce.


Gratki i tak trzymać! ;D

Dlatego spytalem o wskazanie jak pracowac nad soba i narazie twoja odpowiedz mi jej nie wskazala.


Bo nie powiedziałeś co dokładnie jest twoim problemem... Generalnie jeśli czujesz, że masz problem z fobią społeczną to najlepiej udać sie do dobrego specjalisy (jak masz hajsy oczywiście). Mogę Ci również zaproponować materiały jakie polecił mi @daedalus1337. Są
@AlojzyKoniowal:

Polecam także Tobie oraz @daedalus1337 , abyście napisali swoje historie oraz (co i ja zamierzam robić) wrzucać te pisemne zadania na mirkowo.


Całkiem dobry pomysł. Jak znajdę więcej czasu to również zacznę opisywać swoje zmagania z fobią społeczną i wrzucać zadania na mirkowo. Niebawem zaczynam psychoterapię poznawczo-behawioralną, bo chcę zrozumieć i przepracować główne przyczyny mojej fobii społecznej i stanów depresyjnych.

Polecam również stronę i kanał YT Ed'a Bartona, który w