Wpis z mikrobloga

Jestem osobą, która ukrywa zwykle całe swoje problemy pod płaszczykiem poczucia humoru.
Życie nigdy nie było dla mnie łaskawe. Nie miałam tego, co wielu ma tak po prostu - rodziny, zdrowia, odrobiny szczęścia...

Moje życie w skrócie (25 lat) -
patologiczni rodzice (alkohol, przemoc fizyczna i psychiczna),
prześladowanie w szkole,
nauczyciele pogarszający moją sytuację w domu, zniechęcający do realizowania pasji,
problemy ze zdrowiem, pobyty w szpitalach, ból fizyczny, brak siły (lekarze wmawiali mi, że wszystko sobie wymyśliłam),
tragiczny wygląd w czasach nastoletnich,
wielu fałszywych przyjaciół,
nie dostanie się na wymarzone studia, brak możliwości próbowania drugi raz (konieczność szybkiej wyprowadzki z domu),
rezygnacja ze sportu z powodu choroby,
próba oskubania mnie z całych oszczędności (gdy chciałam odnowić kontakt z rodzicami),
brak szacunku na uczelni i w pracy, czasem nawet gdy to ja prowadzę wykład (wybrałam sobie "męski" kierunek),
pranie mózgu, jakie rodzice zrobili rodzeństwu, z którym teraz też już nie mam kontaktu,
brak snu, koszmary,
poleganie tylko na sobie.

Wszystko znosiłam. Wiedziałam, że MUSZĘ sobie poradzić.
W szkole, na studiach radziłam sobie wzorowo. Mam pracę, mimo że ostatnio musiałam trochę odpuścić przez chorobę. Pogodziłam się z brakiem rodziny. Moja aparycja zmieniła się na tyle, że ludzie zaczęli mnie uważać za atrakcyjną, chociaż już nigdy nie zdołam odbudować pewności siebie. Mam wiele zainteresowań, robię w życiu wiele ciekawych rzeczy...

ALE

Ostatnio wydarzyło się coś, co w tym zestawieniu wyda się błahostką, a jednak przelało czarę goryczy.
Postawiono mi diagnozę, po długim czasie wmawiania mi, że jestem po prostu psychicznie chora - guz mózgu + podejrzenie raka innego organu. Z jednej strony wiadomo, jakie uczucia towarzyszą czemuś takiemu, z drugiej strony - poczułam ulgę. Nareszcie skończyło się robienie ze mnie wariatki.
Z takim nastawieniem wróciłam do mieszkania, gdzie okazało się, że rzeczy chłopaka, z którym byłam ok. 6 lat zniknęły. Wyprowadził się, gdy byłam w szpitalu. Nie pasowało mu moje depresyjne nastawienie. To, że byłam smutna, gdy wmawiano mi, że wszystko sobie wymyśliłam i jednocześnie cierpiałam fizycznie z powodu realnej choroby. To, że się poddałam i wprost powiedziałam, że jeśli znowu odeślą mnie z niczym - nie mam już chyba siły dłużej żyć i nie wiem, co dalej. To, że narzekałam. Z dnia na dzień zostałam kompletnie sama. Jego rodzina była moją jedyną rodziną.

Minął tydzień. Niestety od czasu pobytu w szpitalu, mam problemy z apetytem. Tracę szybko na wadze. Staram się sobie radzić. Finansowo, "medycznie" jestem zabezpieczona. Zdaję sobie też sprawę, że to, co zrobił chłopak było straszne. Mam tylko przyjaciółkę, dla której nie chcę być obciążeniem (tzn. zamęczać jej codziennie moimi problemami).
Męczy mnie jedynie myśl, że będzie tak już zawsze - niepowodzenie za niepowodzeniem i nie mam już siły dalej walczyć. Nie odczuwam rozpaczy, nie wybucham płaczem. Po tym, co mi się przydarzało, ten etap smutku prawie w ogóle już u mnie nie występuje. Jestem zupełnie spokojna i spokojnie codziennie się nad tym zastanawiam. Wpływa to na moją produktywność.

Wiem, że gdy zdecyduję się zabić, zrobię to "porządnie". Nie będę bawić się w podcięcie żył czy przedawkowanie leków. Wiem też, że warto próbować wszystkiego, zanim do tego dojdzie.
Chciałabym móc z kimś porozmawiać. Tak po prostu. Porozmawiać z kimś, kto mnie wysłucha i dla kogo też będę mogła być przyjacielem. Nie oczekuję niczego więcej. Ewentualnie proszę, żebyście wskazali mi, do kogo można się zwrócić w takim wypadku.

PS: Do osób, które doradzą wizytę u psychiatry - kiedyś przez pewien czas przyjmowałam SSRI. Miały pomóc na koszmary i depresję. Nie pomogły.

#samobojstwo #depresja
  • 24
@ElGecko Masz 25 lat, jeszcze z 65-70 lat życia przed tobą, nie ma co się poddawać ;) Spróbuj wyjechać za granicę, choćby na jakiś czas, żeby zmienić klimat. Najlepiej w jakieś ciepłe miejsce. Jeśli ta przyjaciółka która masz to prawdziwa przyjaciółka, raczej nie powinna mieć nic przeciwko "zamęczaniu". Zwłaszcza że masz teraz trudny okres, delikatnie to ujmując.
@ElGecko: sporo już przeszłaś w młodym wieku, a to oznacza, że możesz zajść jeszcze dalej. Samobójstwo to akurat najbardziej idiotyczna rzecz w mojej opinii, którą możesz zrobić. Sam wiem że to kiedyś zrobię, ale zdecydowanie jeszcze na to nie jest czas.

Jak chcesz porozmawiać to służę pomocą.
@McRoyal: Właśnie trochę się obawiam czy te 70 kolejnych lat nie będzie wyglądać tak jak do tej pory. Staram się powoli wracać do normy, ale ta myśl zaczyna mi wchodzić w drogę. Przez te okresy doła tracę bezproduktywnie czas. Z przyjaciółką właśnie dziś udało mi się o tym porozmawiać. Powiedziałam wprost, że nie chciałabym jej stracić przez te zamęczanie. Jest wspaniałym człowiekiem.
Dziękuję za miły komentarz.
@ElGecko Nie ma czegoś takiego jak bezproduktywne tracenie czasu. Może zabrzmi to jak jakaś gównogadka kołcza Majka, ale jestem zdania, że praca to nie cel człowieka, tylko droga do celów które każdy powinien wyznaczyć sobie sam. Może to być tworzenie czegoś dzięki czemu zapamiętają nas potomni, ale może to być również zwyczajne przyjemne spędzenie czasu na tym świecie. Czasu i tak mamy mało więc skracanie go wydaje się niezbyt rozsądne ;) Na
@McRoyal: Chodzi mi o takie momenty, kiedy dosłownie siedzę, przypominają mi się różne nieprzyjemne momenty z życia i gapię się w ścianę. Czasem ogranicza się to do samego gapienia się, a każda najmniejsza czynność przychodzi ze strasznym wysiłkiem.
To, o czym piszesz nie brzmi, jak gównogadka kołcza Majka. :P To po prostu prawda. Jedynie ciężko się do tego zmotywować, gdy wszystko się wali. Póki co próbuję. Wiem, że zakończyć wszystko można
@ElGecko Też czasami mam tak, że przypominają mi się złe momenty z mojego życia, zazwyczaj moje błędy. Mam wrażenie że się totalnie zbłaźnilem, wszyscy się ze mnie śmieją i będą przez to mną pomiatać. A potem sobie uświadamiam, że mam ich gdzieś i idę robić coś co lubię i pozwala skupić się na czymś zupełnie oderwanym od rzeczywistości która mnie otacza. Aktualnie upodobałem sobię naukę języka chińskiego. Polecam, bardzo ciekawy i zaskakująco
@McRoyal: Ja staram się realizować muzycznie (komponuję, gram). Dopiero niedawno zauważyłam, jak ciężko przychodzi praca z muzyką w takim stanie. Tak, jakby rzeczywiście była bezpośrednio powiązana z uczuciami/samopoczuciem? Ciężko mi to inaczej wyjaśnić. Nie chcę zabrzmieć jakbym była nawiedzona. Ale masz rację, bo to jedna z niewielu rzeczy, które mnie jeszcze jakoś trzymają w kupie.
@ElGecko Muzyka wyraża uczucia, więc pewnie dla tego ciężej Ci może być komponować lub grać tak jak do tej pory. Spróbuj "wygrać smęta", może to będzie miało coś w stylu działania oczyszczającego. Zwłaszcza, że zapewne masz talent muzyczny skoro to lubisz. Tak swoją drogą to na czym grasz?
@ElGecko Kiedyś chciałem grać bluesa na harmonijce, ale jedyne czego się przez kilka lat nauczyłem to jakiś marsz wojskowy xD Natchnęłaś mnie do odkurzenia harmoszki i pomęczenia domowników z rana :D
@ElGecko Hohner Special 20 C mam. Podejrzewam jednak, że problem tkwi bardziej we mnie bo nie potrafię dobrze trafić w te otworki podczas przesuwania harmonijki w ustach, żeby tylko jeden złapać. Masz może jakiś sposób jak to wytrenować?