Aktywne Wpisy
fatoom87 +1234
Tez macie tak, że z wiekiem co raz mniej ciągnie was do alkoholu?
Jak pomyślę, że następnego dnia będę się czuł fatalnie to wolę nie pić, żeby ranio wskoczyć na rower czy porobic coś fajnego.
#alkoholizm #alkohol
Jak pomyślę, że następnego dnia będę się czuł fatalnie to wolę nie pić, żeby ranio wskoczyć na rower czy porobic coś fajnego.
#alkoholizm #alkohol
Beszczebelny +236
Obczajam ten kalkulator "kredytu 0%" i się śmieję xD
1. Single praktycznie wykluczeni czyli jako 30letni facet zarabiajacy np 8000zł nie masz szans na mieszkanie w mieście i tym samym jesteś wykluczony z przyszłego tworzenia związku, rodziny i produkcji ilości Polaków.
2. Patola z trójką dzieci może za to wziąć piękne deweloperskie mieszkanie za prawie 700 tys i płacić ratę....1375zł.
1375zł! xddd przecież przy tego typu racie to jest ogromne pole do
1. Single praktycznie wykluczeni czyli jako 30letni facet zarabiajacy np 8000zł nie masz szans na mieszkanie w mieście i tym samym jesteś wykluczony z przyszłego tworzenia związku, rodziny i produkcji ilości Polaków.
2. Patola z trójką dzieci może za to wziąć piękne deweloperskie mieszkanie za prawie 700 tys i płacić ratę....1375zł.
1375zł! xddd przecież przy tego typu racie to jest ogromne pole do
Życie nigdy nie było dla mnie łaskawe. Nie miałam tego, co wielu ma tak po prostu - rodziny, zdrowia, odrobiny szczęścia...
Moje życie w skrócie (25 lat) -
patologiczni rodzice (alkohol, przemoc fizyczna i psychiczna),
prześladowanie w szkole,
nauczyciele pogarszający moją sytuację w domu, zniechęcający do realizowania pasji,
problemy ze zdrowiem, pobyty w szpitalach, ból fizyczny, brak siły (lekarze wmawiali mi, że wszystko sobie wymyśliłam),
tragiczny wygląd w czasach nastoletnich,
wielu fałszywych przyjaciół,
nie dostanie się na wymarzone studia, brak możliwości próbowania drugi raz (konieczność szybkiej wyprowadzki z domu),
rezygnacja ze sportu z powodu choroby,
próba oskubania mnie z całych oszczędności (gdy chciałam odnowić kontakt z rodzicami),
brak szacunku na uczelni i w pracy, czasem nawet gdy to ja prowadzę wykład (wybrałam sobie "męski" kierunek),
pranie mózgu, jakie rodzice zrobili rodzeństwu, z którym teraz też już nie mam kontaktu,
brak snu, koszmary,
poleganie tylko na sobie.
Wszystko znosiłam. Wiedziałam, że MUSZĘ sobie poradzić.
W szkole, na studiach radziłam sobie wzorowo. Mam pracę, mimo że ostatnio musiałam trochę odpuścić przez chorobę. Pogodziłam się z brakiem rodziny. Moja aparycja zmieniła się na tyle, że ludzie zaczęli mnie uważać za atrakcyjną, chociaż już nigdy nie zdołam odbudować pewności siebie. Mam wiele zainteresowań, robię w życiu wiele ciekawych rzeczy...
ALE
Ostatnio wydarzyło się coś, co w tym zestawieniu wyda się błahostką, a jednak przelało czarę goryczy.
Postawiono mi diagnozę, po długim czasie wmawiania mi, że jestem po prostu psychicznie chora - guz mózgu + podejrzenie raka innego organu. Z jednej strony wiadomo, jakie uczucia towarzyszą czemuś takiemu, z drugiej strony - poczułam ulgę. Nareszcie skończyło się robienie ze mnie wariatki.
Z takim nastawieniem wróciłam do mieszkania, gdzie okazało się, że rzeczy chłopaka, z którym byłam ok. 6 lat zniknęły. Wyprowadził się, gdy byłam w szpitalu. Nie pasowało mu moje depresyjne nastawienie. To, że byłam smutna, gdy wmawiano mi, że wszystko sobie wymyśliłam i jednocześnie cierpiałam fizycznie z powodu realnej choroby. To, że się poddałam i wprost powiedziałam, że jeśli znowu odeślą mnie z niczym - nie mam już chyba siły dłużej żyć i nie wiem, co dalej. To, że narzekałam. Z dnia na dzień zostałam kompletnie sama. Jego rodzina była moją jedyną rodziną.
Minął tydzień. Niestety od czasu pobytu w szpitalu, mam problemy z apetytem. Tracę szybko na wadze. Staram się sobie radzić. Finansowo, "medycznie" jestem zabezpieczona. Zdaję sobie też sprawę, że to, co zrobił chłopak było straszne. Mam tylko przyjaciółkę, dla której nie chcę być obciążeniem (tzn. zamęczać jej codziennie moimi problemami).
Męczy mnie jedynie myśl, że będzie tak już zawsze - niepowodzenie za niepowodzeniem i nie mam już siły dalej walczyć. Nie odczuwam rozpaczy, nie wybucham płaczem. Po tym, co mi się przydarzało, ten etap smutku prawie w ogóle już u mnie nie występuje. Jestem zupełnie spokojna i spokojnie codziennie się nad tym zastanawiam. Wpływa to na moją produktywność.
Wiem, że gdy zdecyduję się zabić, zrobię to "porządnie". Nie będę bawić się w podcięcie żył czy przedawkowanie leków. Wiem też, że warto próbować wszystkiego, zanim do tego dojdzie.
Chciałabym móc z kimś porozmawiać. Tak po prostu. Porozmawiać z kimś, kto mnie wysłucha i dla kogo też będę mogła być przyjacielem. Nie oczekuję niczego więcej. Ewentualnie proszę, żebyście wskazali mi, do kogo można się zwrócić w takim wypadku.
PS: Do osób, które doradzą wizytę u psychiatry - kiedyś przez pewien czas przyjmowałam SSRI. Miały pomóc na koszmary i depresję. Nie pomogły.
#samobojstwo #depresja
Jak chcesz porozmawiać to służę pomocą.
Dziękuję za miły komentarz.
To, o czym piszesz nie brzmi, jak gównogadka kołcza Majka. :P To po prostu prawda. Jedynie ciężko się do tego zmotywować, gdy wszystko się wali. Póki co próbuję. Wiem, że zakończyć wszystko można