Wpis z mikrobloga

Nie przeczytacie dziś nic lepszego:

Ksiądz Jerzy przyjechał w Tatry z wycieczką wiernych z Dzierżoniowa. A jak się jest w Zakopanem i widzi się górujący nad miastem krzyż na Giewoncie, to każdy wierny musi tam pójść. - Wiec poszliśmy – opowiada duchowny. Byli już blisko szczytu, kiedy się rozpadało, a z nieba zaczęły bić pioruny. Pierwszy z nich wypalił księdzu dziurę w plechach i go zamroczył.

- Upadłem na ziemię. Nie pamiętam, jak długo leżałem. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem wokół poranionych ludzi.

Ani myślał uciekać, czy opatrywać swoje rany. Sam ledwo trzymał się na nogach, ale choć cały poparzony i zakrwawiony, zajął się innymi. Błogosławił porażonych i kontuzjowanych turystów, odpuszczał im grzechy, modlił się razem z nimi. Tylko dzięki niemu przetrwali te pierwsze, najbardziej upiorne chwile.

I wtedy piorun uderzył go po raz drugi. - Ten był lżejszy, więc szybko doszedłem do siebie – mówi ksiądz. I dalej uspokajał towarzyszy niedoli, pocieszał, że ratunek już idzie, że zaraz będą bezpieczni.

Uderzenie trzeciego pioruna zwaliło księdza Jerzego z nóg. Pamięta przeraźliwe zimno i strach, który go ogarnął. Mimo to nie przerwał swej kapłańskiej misji aż do chwili, gdy ratownicy ewakuowali go z Giewontu.


https://www.wykop.pl/link/5103737/bily-w-niego-pioruny-a-on-blogoslawil-rannych-ksiadz-bohaterem-z-giewontu/

#polska #giewont #cudadzbanki #bekazkatoli #neuropa
  • 2