Wpis z mikrobloga

Masakra w McDonald’s

Środa, 18 lipca, 1984 r., godzina 16:00. James Olivier Huberty, 41 letni bezrobotny, przeszedł pod charakterystycznymi, złotymi łukami restauracji McDonald’s w San Ysidro. San Ysidro to małe miasteczko na granicy Meksyku i stanu Kalifornia. Mężczyzna ubrany był w spodnie-panterki, czarny t-shirt. Ten “militarny” wygląd dopełniała broń: półautomatyczny karabin przerzucony przez ramię, płócienna torba pełna amunicji, 9 mm półautomatyczny pistolet wsunięty za pas i dwunastokalibrowa strzelba.

Pierwszą osobą, na którą natknął się ów niecodzienny klient, był John Arnold, szesnastoletni praktykant. Młody pracownik baru, stojąc za służbową ladą, dostrzegł wycelowaną w niego lufę strzelby. Guillermo, kolega praktykanta, zażartował: “Hej, John! ten facet chce cię zastrzelić !”. Arnold wspominał: “Celował we mnie. Pociągnął za spust, ale nic się nie zdarzyło. Poirytowany opuścił broń i zaczął coś przy niej majstrować”. Arnold odwrócił się i odszedł oburzony, uznając całe zdarzenie za głupi żart.

Niektórzy klienci, którzy zauważyli pojawienie się Huberty’ego, natychmiast udali się w kierunku głównych drzwi. Inni niespokojnie poruszyli się na plastikowych fotelikach, a jeszcze inni uznali przybysza za niegroźnego dziwaka, jednego z tych, którym dziecięce wygłupy w głowie, starającego się naśladować filmowych idoli w stylu Rambo. Powrócili więc do przeglądania menu, jedzenia swoich Big Maców lub picia coca-coli.

Tymczasem na zewnątrz budynku McDonald’s, po drugiej stronie ulicy, jedenastoletni Armando Rodriguez, wpatrywał się z ciekawością w stojącego przed restauracją czarnego forda Mercury Marquis. Parę minut wcześniej kopał piłkę na pobliskim boisku szkolnym, ale gdy zauważył samochód, przerwał grę. W pewnej chwili dostrzegł wysiadającego z auta mężczyznę w pełnym uzbrojeniu, który wszedł do restauracji. Zaskoczony Armando zobaczył, jak zaraz po wejściu do wnętrza budynku mężczyzna machał ręką rozkazując ludziom, by położyli się na podłogę. Tym przybyszem był Huberty. Niektórzy świadkowie twierdzili potem, że krzyczał: “Zabiję was wszystkich!”.

Pewien młody chłopak zeznał nawet, że wołał także: “Zabiłem tysiące we Wietnamie i chcę zabić jeszcze więcej!”, ale policjanci, którzy przesłuchiwali ocalałych sądzili, nie potwierdzili tej informacji.

Armando Rodriguez wciąż obserwował budynek. Widział kobietę, która pobiegła w stronę drzwi, ale napastnik odwrócił się błyskawicznie i strzelił do niej. Kobieta upadła.
John Arnold, który odszedł, kiedy Huberty natknął się na niego tuż po wejściu, został wyrwany z monotonii pracy, potężną salwą z broni. Szkło szyby roztrzaskało się wokół niego w pył. Przerażony, natychmiast wskoczył pod krzesło stojące obok. “Przycisnąłem głowę do podłogi. Próbowałem nie oddychać. Skuliłem się jak embrion. Przeraźliwie bałem się, że mnie znajdzie. Och, błagam nie podchodź tutaj!”

Przez siedemdziesiąt pięć minut Arnold pozostawał w tej pozycji i miał nadzieję, że inni postąpili podobnie. Grieselda Diaz i jej synek Erwin, także ukryli się pod krzesłem podczas pierwszej serii strzałów. Zdołali się doczołgać do drzwi i bezpiecznie wydostać z budynku.
Wielu innych klientów nie miało tyle szczęścia. Huberty strzelał dookoła. Kiedy kończyła mu się amunicja w jednej broni, sięgał po następną. Większość ofiar została trafiona w czasie pierwszych minut ostrzału.

Pierwsze wezwanie o pomoc nadeszło od pracownika McDonald’s około godz. 16:03. Niestety ten odważny gest pracownika rozwścieczył Hubertyego, który właśnie wtedy zaczął strzelać na oślep. Betty Everhart, emerytowana pielęgniarka, która mieszkała na przeciw baru McDonald’s, błędnie przypuszczała – jak wielu zresztą innych świadków – że pierwsze strzały padły na zewnątrz restauracji, z tyłu samochodu. Ale po chwili dwóch mężczyzn przybiegło pod jej drzwi, chaotycznie tłumacząc, że ktoś strzela w środku i żeby natychmiast zadzwonić na policję.

Tymczasem pracownicy znajdujący się w kuchni z narastającym przerażeniem zastanawiali co dzieje się na sali. Na ich nieszczęście wkrótce mieli się dowiedzieć. Alicia Garcia przyrządzała chipsy, gdy Huberty wtargnął do kuchni. Odwróciła się i bez namysłu rzuciła się do ucieczki, w stronę schodów prowadzących w dół, do pomieszczenia gospodarczego. W ślad za nią pobiegli także pozostali pracownicy przygotowujący posiłki w kuchni.

W czasie strzelaniny inna, mała grupka pracowników ukryła się na schodach prowadzących na piętro, tłocząc się na malej przestrzeni, w upiornym strachu.
Huberty śmiertelnie postrzelił kierowniczkę restauracji Nevę Caine i trzy inne pracownice, które próbowały się przed nim ukryć. Strzelał do nich z bliskiej odległości. Dlatego dwie dziewczyny zginęły od razu. Trzecia, ranna, próbowała się wyczołgać i schować w bezpieczne miejsce. Huberty wystrzelał cały magazynek w ciało dziewczyny. Gdy skończyła mu się amunicja, wrócił do torby, którą ze sobą przyniósł, a którą zostawił na służbowej ladzie.

Napastnik dopiero teraz zauważył skrytego pod kuchennym stołem młodego mężczyznę, Alberto Leosa. Został czterokrotnie trafiony: w lewe i prawe ramię, prawe kolano i brzuch. Mimo odniesionych ran, w akcie desperacji, przeczołgał się przez podłogę kuchni w kierunku schodów prowadzących do sutereny.
Huberty miał mnóstwo celów zarówno wewnątrz baru, jak również na zewnątrz: na boisku szkolnym i na parkingu przed głównym wejściem.Trzech chłopców: Joshua Coleman, David Flores i Omar Hernandez jeździło na rowerach od frontu budynku, gdy nagle jakaś niewidzialna siła po kolei poprzewracała ich razem z rowerami. Rafael Meza, pracownik wieczornej zmiany w McDonald’s właśnie przechodził przez ulicę, gdy usłyszał odgłosy strzelaniny.

Zauważył leżących na chodniku przed restauracją rannych chłopców. Próbował odciągnąć ich poza granicę ostrzału, ale “ktoś do mnie strzelał z pistoletu. Potem wszystkie okna rozbiły się, a ja ukryłem się za ciężarówką. Pociski latały wszędzie. Ludzie uciekali w popłochu. Widziałem jak wielu z nich padało jak na jakieś strzelnicy, jak na filmie…”

Kiedy pierwszy policyjny wóz przybył na miejsce masakry około godz. 16:07. Silny ostrzał karabinu maszynowego roztrzaskał przednią szybę samochodu i reflektory. Mike Rosario, który jako pierwszy stawił się na miejscu zdarzenia wezwał na pomoc kilka radiowozów. Przybyły natychmiast. Prawie dziesięciu policjantów przyczaiło się z tytułu swoich samochodów.

Zabójca chodził w te i z powrotem i celował teraz do wybranych celów. Jednym z pierwszych policjantów, który zjawił się pod restauracją był także Artur Velasquez, oficer policji z San Diego. Opowiadał później, że szaleniec strzelał wszędzie, do wszystkiego, co się ruszało. “Widziałem ciała leżące na chodniku, na ulicy: dorosłych i dzieci. Niektórzy wciąż jeszcze żyli… Byłem świadkiem, jak zastrzelił mężczyznę leżącego obok rannej żony… Cześć z zabitych i rannych dzieci bawiła się nieopodal, na boisku szkolnym…. To było koszmarne… Siedemnaście ciał znajdowało się w budynku, łącznie z ciałem mordercy, a cztery przed restauracją”.
Velasquez przestrzegł przez radio przed przysyłaniem kolejnych radiowozów.

Sytuacja była tak poważna, że zażądał natychmiastowego przybycia oddziału S.W.A.T. Wewnątrz baru, chociaż ciała znajdowały już wszędzie, niektórzy udawali martwych pragnąc w ten sposób uratować życie. Większość jednak nie udawała. “To była prawdziwa rzeź” stwierdził komendant policji w San Diego, Larry Gore. Po zakończonej akcji opowiadał dziennikarzom o swoich przeżyciach: “Całkowity pogrom.

Morderca dobijał systematycznie tych, którzy nie zginęli od pierwszych kul: klientów i personel… Zabijał ich jak rzeźnik bydło”.
Victor Rivera zabrał żonę i córkę do McDonald’s, do ich ulubionej, małej restauracji. Victor zginął od postrzału, a jego żona i córka były ranne.
Jackie Right Rayes, jej ośmiomiesięczny synek, przyjaciel i jedenastoletni siostrzeniec zatrzymali się na posiłek. Z tej czwórki tylko siostrzeniec przeżył.

Ron i Blythe Hererra i ich czteroletni syn byli na wakacjach i właśnie wracali do domu. Wstąpili na chwilę do baru. Matka i jej syn zostali zabici. Ron, siedmiokrotnie trafiony, ocalał.
Lawrence Versulis, sześćdziesięciodwuletni kierowca ciężarówki, postanowił zrobić sobie przerwę i wypić kawę w przydrożnym McDonald’s. Pracował dla tej samej firmy czterdzieści lat i pod koniec tygodnia zamierzał przejść na emeryturę. Ale Huberty zastrzelił go.

W restauracji i przed nią: na parkingu samochodowym i boisku szkolnym, wzdłuż szeregu zabawnych figur reklamujących restaurację, leżało dwadzieścia jeden ofiar masakry: martwych lub umierających, a także dziewiętnaście osób z obrażeniami. Tuż obok, na jednopasmowej ulicy, niedaleko Drogi Stanowej Nr 5 został postrzelony i zraniony motocyklista.
W tym samym czasie, Albert Leos, zdołał dowlec się do sutereny. Ukrywający się tam jego koledzy zaopiekowali się nim tak jak potrafili. Na górze Huberty kontynuował swoją wędrówkę po budynku znacząc ją odgłosami sporadycznych wystrzałów.

Teren przylegający do McDonald’s został otoczony szczelnym kordonem. Postawiono blokadę na San Ysidro Boulverad i zamknięto dla ruch Drogę Stanową Nr 5. Przed godziną 16:55 przybył oddział S.W.A.T., który zajął pozycję między pocztą na południe, a na północ od cukierni i na wschód od San Ysidro Bouleverad.

Przyciemniana barwa szyb w budynku restauracji, które nie zostały jeszcze całkowicie rozbite, nosiły ślady kul. Układały się one w pajęcze wzory znacznie utrudniając widoczność tego, co działo się w środku obiektu.

Sprawy nie wyglądały najlepiej z taktycznego punktu widzenia. Huberty zajmował budynek, który podczas jego budowy podwyższono o jakieś 3 stopy na specjalnym wspornikowym murze biegnącym wzdłuż trzech stron budynku. Dowódca oddziału, Jerry Sanders, znajdował się w trudnej sytuacji: zabójca doskonale widział teren wokół baru, a on miał ograniczoną widoczność i nie mógł ocenić dokładnie sytuacji wewnątrz restauracji.

Dopóki więc nie zebrał wystarczających informacji o tym co się tam dzieje, utrzymywał “czerwone światło” dla bezpośredniej akcji swoich ludzi, chyba że napastnik zacznie uciekać.
Przed 17:13 Sanders miał dostatecznie czystą pozycję do oddania strzału. Widoczny był tylko jeden człowiek obwieszony bronią. Morderca zaprzestał strzelania do bezbronnych ludzi. Teraz jego uwagę przyciągnęli policjanci.

Podchodził bliżej okien i drzwi, by kontynuować ostrzał. Szyby wypadały z ram. Huberty był widoczny jak na dłoni. Sanders dał “zielone światło” snajperom do zdjęcia ich celu.
Snajper Charles Foster i jego celowniczy, Chuck Bennet, zajęli pozycję za gzymsem na dachu poczty. Bennet dojrzał napastnika. Opis zgadzał się z tym, który właśnie otrzymali przez “walkie-talkie”. Po 17:17, cztery minuty po otrzymaniu “zielonego światła”, Bennet dokładnie namierzył Huberty’ego. Szepnął do Fostera “Jest przy prawym oknie. To on”.

Foster nieznacznie wysunął się zza gzymsu. Odnalazł cel w wizjerze lunety. Wziął głęboki oddech, wypuścił powietrze i z wyczuciem nacisnął spust. Pojedyncza kula przebiła się przez ciało Huberty’ego, tuż nad jego sercem, roztrzaskując po drodze rdzeń kręgowy i wylatując na zewnątrz. Pocisk wystrzelono równocześnie z kulą wystrzeloną z M-16 przez oficera zajmującego pozycję poniżej Fostera oraz równocześnie z dwiema kulami wystrzelonymi z rewolweru kal. trzydzieści osiem trzeciego komandosa, ale wszystkie one chybiły celu. Trafiony śmiertelnym strzałem Fostera, Huberty upadł na podłogę.

Zapadła przejmująca cisza po siedemdziesięciu pięciu minutach strzelaniny. Foster obserwował przez snajperską lunetę leżące z głową w dół ciało Huberty’ego czekając… Chciał mieć pewność, że szaleniec nie żyje. Dopiero po upływie chwili komandosi S.W.A.T. weszli do restauracji. Ocaleli z masakry klienci przywitali ich z radością i nieopisaną ulgą. “To, co zobaczyłem było potworne” – powiedział później reporterom Times’a, Jerry Sanders – “Wziąłem na ręce drobne ciało jakiegoś zabitego dzieciaka… Był w wieku mojej córki… Przeszedłem przez koszmar… Tak było z większością ludzi z mojego oddziału… Nigdy nie zapomnę tego widoku…”
Na miejscu tragedii prawie natychmiast pojawiły się karetki pogotowia. Ranni zostali zabrani do trzech szpitali. Stacy Rosebrough, rzecznik Bay Hospital Medical Center wyjaśniła, że siedmiu rannych znalazło się w ich szpitalu. Wszyscy byli w znośnym lub w dobrym stanie. Dwóch rannych zidentyfikowano jako Juan Acosta i Felix Astafio. Acosta, trzydziestotrzyletni mieszkaniec Tijuany, otrzymał postrzał w lewe kolano i ramię, natomiast Felix Astafio, dwudziestosześcioletni mieszkaniec San Diego, doznał mniejszych obrażeń klatki piersiowej i szyi.

Vera Brewer, przełożona pielęgniarek w Uniwersity San Diego Hospital oświadczyła, że do ich placówki przyjęto trzy osoby. Mericela Flores i Ronald Hererra znajdowali się w krytycznym stanie. Kobieta miała liczne rany twarzy i klatki piersiowej, zaś mężczyzna poważne rany szyi i klatki piersiowej. Trzecia osoba, kobieta, nie została zidentyfikowana, ale jej stan z powodu rozległych ran głowy, też był ciężki.
Vera Brewer opowiadała, że do szpitala dzwoniło mnóstwo zaniepokojonych osób, które dopytywały się o swoich bliskich lub znajomych obawiając się, że mogły znajdować się podczas strzelaniny w barze.

Rzecznik prasowy #!$%@? Hospital w Chula Vista, Robert Boland, poinformował o przyjęciu pięciu rannych, z których dwie osoby po krótkiej hospitalizacji wypisano do domu. Poza tym w szpitalu pozostała jeszcze troje dzieci: jedenastoletni chłopiec i dziewczynka i sześciomiesięczne niemowlę. Ich stan, na szczęście, lekarze określali jako “w miarę stabilny”.

Łączny bilans masowego mordu był wstrząsający: dwadzieścia jeden osób zginęło od kul szaleńca, a dziewiętnaście odniosło ranny. Najmłodsza ofiara liczyła osiem miesięcy, a najstarsza – siedemdziesiąt cztery lat. Nikt jednak nie był w stanie oszacować psychicznych urazów, tych których najbliżsi stali się śmiertelnym ofiarami zabójcy. Ani tych, którzy przeżyli, ale już do końca życia mieli być naznaczeni psychicznymi ranami.

GNIEWNY CZŁOWIEK
James Olivier Huberty urodził się w październiku 1942 r. w Canton, w stanie Ohio. We wczesnych latach pięćdziesiątych, “złotych czasach” powojennych ciężko zachorował na polio ( dziecięce porażenie mózgowe znane jako choroba Heinego-Medina). Choroba objawiała się dokuczliwymi bólami całego ciała, łagodnym paraliżem i utrudnieniem w poruszaniu. Mały Huberty zmuszony był nosić specjalne metalowe klamry, stając się pośmiewiskiem kolegów z klasy. Jako dorosły mężczyzna wciąż miał problemy z chodzeniem, co wyróżniało go spośród innych.

Ojciec Huberty’ego wspominał “Cały jego system nerwowy był okaleczony. Wykręcało go… Zmiany pojawiły się jak miał parę lat. Może to dlatego, kiedy dorósł, stał się porywczy?”
Ojciec Huberty’ego, Earl był inspektorem w fabryce łożysk kulkowych, ale tak naprawdę chciał zostać rolnikiem. Kiedy Huberty obchodził siódme urodziny, ojciec spełnił marzenie i kupił farmę trzydzieści kilometrów za miastem, nadal jednak pracował w fabryce.

Żona Earl’a, Isel, nie była zadowolona z przeprowadzki i nie zamierzała pracować na roli. Jako osoba bardzo religijna, pewnego dnia “poczuła powołanie” i wyjechała do rezerwatu Indian na zachodzie Stanów szerzyć chrześcijańską wiarę. James’a i jego starszą siostrę Ruth, zostawiła pod opieką Earl’a. W ciągu 1950r. Earl i Isel rozwiedli się. Chłopiec bardzo to przeżył. Nie mógł zrozumieć dlaczego Bóg zesłał na niego tyle cierpienia: chorobę i odejście matki.
Bertha Eggerman, która mieszkała nieopodal farmy Hubertych wspominała: “Jimmy był samotnikiem, ale nie był złym chłopcem. Najwięcej czasu spędzał z samym sobą. Unikał ludzi, nie chciał z nimi rozmawiać”.

Według Berthy Eggerman jedyną rzeczą, która naprawdę go interesowała, była broń. Alte Miller, farmer-sąsiad, zgadza się z ta opinią: “On był urodzonym strzelcem. Strzelał do drzew, głów kapusty… Był bezbłędny.” Etna, żona Huberty’ego, tak opisywała młodzieńcze lata jej męża. “Miał bardzo nieszczęśliwe dzieciństwo. Był bardzo smutny. Pochodził z rozbitej rodziny. Czuł się bardzo samotnie. Jego najbliższym i jedynym przyjacielem był pies Ship”.

Mimo nieszczęśliwego dzieciństwa, życie dorosłego Huberty’ego układało się całkiem znośnie. Powojenne czasy były okresem gospodarczej prosperity, dzięki czemu nawet przed mało utalentowanymi otwierały się ogromne możliwości. Huberty, którego David Lombardi, pastor kościoła protestanckiego w Canton, określił jako “przeciętnie inteligentnego” zapisał się, po ukończeniu szkoły średniej w Apple Creek, do Mallone College, niewielkiej uczelni, w której wykładano nauki humanistyczne. Tam poznał swoją przyszłą żonę, Etnę Markland. Po ukończeniu szkoły rozpoczął starania o uzyskanie licencji specjalisty od balsamowania zwłok i przedsiębiorcy pogrzebowego. Poprzedni kolega po fachu, Reverend Denis Dean, zauważył, że Huberty posiadał “sporą wiedzę o balistyce…. Kolekcjonował broń… Żył nią … Na jej temat był gadatliwy, ale poza tym powściągliwy”.

W 1965 r. ożenił się z Etną, a uroczystość ślubna odbyła się w kościele w Canton. Ceremonii przewodniczył pastor Lombardi, który znał oboje małżonków bardzo dobrze. Rodzice Etny byli aktywnymi członkami parafii pastora, podobnie jak matka James’a, która z dużym zapałem udzielała się w kościele do czasu, gdy poczuła “powołanie” do pracy misyjnej. Lombardi tak zapamiętał męża Etny “Kiedy z nim przebywałeś, odnosiłeś wrażenie, że coś ukrywa. Był zamkniętym człowiekiem. Typowy samotnik stroniący od ludzi.

Czasem bywał też porywczy.”
Zamknięty, czy nie, życie Huberty’ego układało się bez większych kłopotów. W 1971 r. on i Etna przeprowadzili się do dużego, zbudowanego z czerwonej cegły, domu w dzielnicy klasy średniej w Massillon (stan Ohio) dziesięć mil na zachód od Canton. Wyremontowali go i umeblowali. W 1975 r. Huberty otrzymał licencję Instytutu Pogrzebowego w Pittsburghu na wykonywanie zawodu specjalisty od balsamowania zwłok. Ale w branży pogrzebowej nie zrobił kariery. W zamian dostał pracę w Babcock and Wilcox, przedsiębiorstwie robót komunalnych w Canton. Don Williams, właściciel zakładu pogrzebowego, w którym Huberty odbywał praktykę wspominał: “Powiedziałem mu, że wybrał złą branżę.

Był dobrym pracownikiem, ale nie potrafił rozmawiać z ludźmi. Dlatego lepiej, że został spawaczem. Mógł założyć ochronna maskę i być sobą.”

Huberty i jego żona zadowoleni byli z dobrze płatnej, stałej pracy spawacza. Arlen Vorsteeg, psycholog sądowy, zajmujący się sprawą Huberty’ego opowiadała, że było ich stać na opłaty za dom, który Etna nazywała “ich domem”. Było ich stać także na zainwestowanie w sześciosegmentowy apartament przylegający do ich domu.

Ambicją Huberty’ego stało się prowadzenie godziwego i wygodnego życia. Pragnął też zamieszkiwać w porządnej dzielnicy klasy średniej wraz z żoną i dwójką dzieci (dwie córki: Zeila i Cassandra zwana Bobbi). W 1971 r. ta ambitne plany zostały zrealizowane, a marzenia o rodzinnym ognisku domowym urzeczywistnione.
Poza rodziną Huberty nie miał przyjaciół, z którymi mógłby porozmawiać. Nie był zbyt towarzyski.

Był nieśmiały. Właściwie to nawet nie lubił przebywać w towarzystwie ludzi. “Może i on był dobrym ojcem, ale nie był zdolny do nawiązywania głębszych kontaktów z innymi.” twierdziła Arlen Versteeg. Dom i rodzina dawały mu poczucie sensu. Były spełnieniem snu o cieple rodzinnym, którego w dzieciństwie, był pozbawiony. Nie potrafił jednak zapanować nad gwałtownym usposobieniem i niekiedy zdarzało się, że bił żonę i dzieci.

Fanatycznie wyznawał zasadę dotyczącą świętości prywatnego terenu i prywatnej własności. Wierzył też, że każdy ma prawo do życia zgodnego z własnym sumieniem i do… własnego samochodu. Miał zwyczaj wywieszać na ogrodzeniu swojej posiadłości ostrzegające tablice z napisami “zakaz wstępu”, które miały chronić jego posesję przed wieśniakami i zwierzętami. Pełne nienawiści kłótnie o psy z sąsiadami były na porządku dziennym.

Cindy Straight, która mieszkała po drugiej stronie ulicy, była świadkiem jednej z takich konfron
Wiggum89 - Masakra w McDonald’s

Środa, 18 lipca, 1984 r., godzina 16:00. James Olivi...

źródło: comment_kvgb3umASTbiSGZtJ1IbSLhn9BF35NFu.jpg

Pobierz
  • 10
via Wykop Mobilny (Android)
  • 15
@Wiggum89: dwunastokalibrowa strzelba to nie jest dobre określenie na strzelbę kalibru .12, karabin półautomatyczny nie jest karabinem maszynowym.

Alina Garcia przyrządzała frytki ("chips") a nie chipsy. Chodzi się "w tę i z powrotem". Zdanie "część z zabitych i rannych dzieci bawiła się nieopodal, na boisku szkolnym" brzmi dość upiornie (albo to nekromorfy).

W jednym miejscu piszesz o 19 ciałach w tym sprawcy (i to po zakończeniu strzelaniny), w drugim o 21