Wpis z mikrobloga

W świątyni rozmyślań na muszli mężczyzna siedzi i jakby zajęty czymś okrutnie. Przy całym swoim skupieniu oczy w książkę wślepia. Po chwili, ku jego zdziwieniu z fugi ktoś głowę wychyla i łypie na niego. Niby to sympatycznie, a jakby z pretensją jakąś jednak. To rybik cukrowy.
⁃ Dobry wieczór Panu!
⁃ Dobry wieczór- odpowiada mężczyzna trochę niepewnie
⁃ Wie Pan, ja to z natury to się nie narzucam raczej, swoje ścieżki znam, zdystansowany taki jestem, ale pora taka wieczorowa, nie przymierzając nocna wręcz, bo po dwunastej, a Pan tak siedzi i atmosferę taką ciężką i gęstą jakby wprowadza. Pan to nie ma zajęć jakichś konstruktywnych o tej porze? Nad dzieckiem czuwać, albo żonę na jej stronę łóżka przepchać, albo wiersz pan jakiś może w blasku księżyca naskrobie? Nie żebym ja wyrzucał, przecie swoją kulturę mam, ale wie Pan, by się przeszedł rybik po okolicy, a tu tłoczno odrobine...
⁃ Przepraszam, już wychodzę...
I jak powiedział, tak zrobił. Z kwestiami natury technicznej jeszcze się rozprawił i drzwi z trzaskiem zamknął i światło zgasił.
Ale wraca po chwili. Jeszcze zęby umyje. Wychodzi. Ale zapomniał czegoś, to też wraca jeszcze. I już widzi, że rybik głową kręci.
⁃ A co Panu właściwie tak zależy? Nie ma lepszych rzeczy do roboty niż spacery po nocy?
⁃ Wie Pan jak jest, przecie o prace ciężko, bo i warunki nienajlepsze, na uniwersytet to nie wezmą kogoś takiego jak mnie. Rybik taki, no byle jaki. To by się przeszedł chociaż nocą. Tyle, że Pan to tak łypie z góry z wyższością jakąś niby, to i się pełzać odechciewa...