Wpis z mikrobloga

No to tak, co do tego magicznego napoju, o którym było ostatnio głośno. Nalało mi się trochę więcej niż zalecana dawka, tak z 3/4 opakowania, ups ( ͡° ͜ʖ ͡°) tolerancję mam średnią, #thc raz w tygodniu, max 2 czasem (przy czym przez ostatni miesiąc głównie w formie doustnej). No i mam trochę mieszane uczucia (gwoli ścisłości wypiłam też mocnego drinka na krótko przez tym olejkiem, jakby to miało znaczenie - ponoć alkohol wzmacnia działanie), wcześniej mi się wydawało że to może być placebo, ale stwierdzam, że nie jest. Ogółem trochę nie wiem co powiedzieć przez to, bo niby coś tam czułam, ale jednocześnie to nie było to czego się spodziewałam po doświadczeniu z żywnością z zawartością marihuany i ogółem zażywaniem jej w jakikolwiek sposób. Zaznaczam że nie chcę wysnuwać tutaj pochopnych wniosków, i absolutnie nie oskarżam o nic, podaję tylko swoją opinię dotyczącą MOJEGO OSOBISTEGO doświadczenia. Czułam się trochę tak, jak kiedyś niezbyt świadomie spaliłam lufę syntetycznej trawki (dopiero potem doszliśmy z kolegą do takiego wniosku, to było zresztą kilka lat temu i jeszcze nie wiedziałam na co uważać przy suszu, mniejsza o to). Po pierwsze walnęło mnie nagle. Nie chodzi mi o to, że zaraz po spożyciu (musiała minąć jakaś godzina, co jest typowe przy podaniu doustnym), ale o to, że spodziewałam się powolnego narastania fazy jak przy żarciu z MJ, powolnego wchodzenia w stan rozluźnienia i euforii. Nie przypominało mi to też szybkiego osiągania tego stanu, jaki występuje przy paleniu/waporyzacji/wiadrze. Pamiętam że pisałam na messengerze z koleżanką i nagle się zaczęło xD tyle że no to nie była klasyczna faza, poczułam się jakby ktoś walnął mnie w łeb i wyłączył mi pół mózgu, przy czym jednocześnie całe moje ciało było pobudzone, czyli walenie serca, szybki płytki oddech etc. Zdarzało mi się już przesadzić z ziołem/alko/obydwoma, ale to było inne doznanie, nie wiem do końca jak to opisać. Relaksu nie miałam, euforii też nie, muzyka nie brzmiała mi wcale lepiej, po prostu byłam sponiewierana i musiałam się położyć na trochę, ale w sposób jaki ciężko opisać. Weszła mi też lekka paranoja, w sensie miałam myśl że picie jakiegos gówna z internetu nie było dobrym pomysłem i trzeba było zostać przy klasycznym towarze, ale nie chciałam robić przypału i wzięłam trochę prega, głównie po to żeby mi się pikawa uspokoiła, bo zaczynało mnie to wyczerpywać. Niby większość kannabinoidów w tym olejku to CBD, więc powinno wyciszyć, ale ja się czułam jakbym się upalila, potem postanowiła wziąć tabletki na uspokojenie i popić je litrowym energetykiem. Tak trochę bez sensu, nie osiągnie się dobrego efektu z żadnego z nich. Nie było tragedii, ale przyjemnie też nie. Nie chciało mi się w ogóle z ludźmi gadać i byłam zbyt otumaniona na to, więc stałam przy otwartym oknie/leżałam na kanapie. Potem nagle błyskawicznie ze mnie zeszło i odzyskałam przytomność umysłu, dziwne to było, pamiętam jak się patrzyłam w lampę i nagle wzrok mi się wyostrzył i myślenie. Wtedy czułam się już czuć jak po prostu pod lekkim wpływem alkoholu adekwatnie do spożytej jego ilości (która była zdecydowanie za mała żeby spowodować coś więcej niż lekkie rozluźnienie). Cały peak tej "fazy" trwał jakieś pół godziny. I na resztę nocy już przy alko zostałam, ale ogółem zabawa średnia i dobrze że ludzie nie siedzieli długo (bo byliśmy u mnie), jako że następnego dnia musiałam wstać rano (nie było łatwo xD). Tak więc no dziwnie było, nie chcę tutaj snuć pochopnych wniosków jak już wspomniałam. Być może po prostu spożylam za dużo i dlatego się nie czułam za dobrze, z drugiej strony jak też już wspominałam zdarzyło mi się niefortunnie polecieć, ale nieważne jak długo przytulałam kibel albo myślałam że zaraz zemdleje, to zawsze potem już czułam się dobrze. Mimo odczuwania czasem negatywnych efektów na początku, potem odczuwałam też pozytywne, zaś teraz nie odczulam pozytywnych. Poza tym klasyczne edibles wchodza I schodzą ze mnie stopniowo, w średniej dawce ok. 20mg, i skoro tutaj w całej butelce miało być 15 mg, no to hmm, ciekawa sprawa. Ale z drugiej strony ja zawsze wcześniej jadlam i makumby np. nie robiłam, więc może to tutaj jest jakimś czynnikiem decydującym, trudno powiedzieć (chociaż nie wiem jak, bo przecież tak czy siak metabolizuje to wątroba..?). Krótko mówiąc, ja jednak zostaje przy klasycznej roślinie, jej efekty są dla mnie bardziej przyjemne. Lubię w nich jednoczesne pobudzenie do kreatywności, zaangażowanie w rozmowę czy film, a także relaks, tu po prostu nie odczułam żadnego, a jedynie bycie porobionym, które przeszło tak szybko jak się pojawiło. Jeśli ktoś głównie tego szuka, to może zamawiać. Ew. Niech każdy zacznie od jakiejś mniejszej dawki, nawet jak ma jakąś tam tolerancję, bo może ja akurat jakiś zły nastrój miałam czy coś (chociaż nie wydawało mi się). Nie żałuję że spróbowałam, bo ciekawość została zaspokojona, ale jednak mogłam zaoszczędzić tę część wypłaty xD

#greenout #wykopjointclub #narkotykizawszespoko #dutchtherapy
  • 9
tyle że no to nie była klasyczna faza, poczułam się jakby ktoś walnął mnie w łeb i wyłączył mi pół mózgu, przy czym jednocześnie całe moje ciało było pobudzone, czyli walenie serca, szybki płytki oddech etc.


@cheery_nihilist: Może wewnętrzna panika bo nie wiedziałaś kiedy i jak jebnie. Zdarza się i tak i nie musiało to być chemiczne.

Strasznie chaotyczny wpis, oczy mi krwawiły jak czytałem
@psposki: Hmm ciężko powiedzieć, raczej czekałam na to aż mnie jebnie niż w drugą stronę xD jak już mówiłam, nie twierdzę że było na 100% chemiczne, po prostu na mnie akurat ta mieszanka średnio zadziałała i wolę klasyczne konopie. A co do chaotyczności wpisu, pisałam na szybko, bo nie mam zbytnio czasu
@ayylmao: bardziej Ty spamujesz pisząc pod x ilością postów to samo. Jeśli różne osoby coś napiszą na dany temat, to to nie jest spam, ziomek. Poza tym nikt Ci czytać nie każe, niektórzy są ciekawi tego tematu i polecam się trochę wyluzować, bo nikt regulaminu nie łamie wyrażając swoją opinię. Tym bardziej że ja akurat nie uważam, żeby było to warte kupowania, więc jeśli ktoś się nad tym zastanawia, to może