Wpis z mikrobloga

Masz naście lat. Siedzisz w szkolnej ławce i myślisz, kim będziesz za x lat. Przed oczami masz listę świetnych, szlachetnych zajęć; strażak, lekarz, policjant, architekt, malarz. I tak dalej. "Każdy jest potrzebny" – wmawiają dzieciakowi, by siedział do późna nad durnymi lekcjami i wkuwał nikomu niepotrzebne informacje, tworząc z wysokich ocen miraż przyszłego sukcesu. Jesteś pełen energii, optymizmu. Świat zdaje się leżeć u twych stóp. Podzielony na dobrych – tych, którzy pracują na dobrobyt nas wszystkich, i tych złych. Przestępców, zdemoralizowanych, złych, chcących tylko niszczyć, jak w tych wszystkich bajkach o bohaterach i złoczyńcach. Oczywiście ci dobrzy zawsze wygrywają, a źli kończą zawsze źle.
A potem dorastasz. Kończysz szkołę średnią, zdajesz maturę, stajesz przed wyborem studiów. I zdajesz sobie powoli sprawę, że świat działa zupełnie inaczej. Najpierw pojawiają się pojedyncze sygnały – a to gnębiący cię, szkolny patus który ledwie skończył szkołę zaczyna jeździć po okolicy luksusowymi autami. A to inny żyje na wysokim poziomie z socjalu, nie przepracowując ani dnia w swoim życiu. Myślisz sobie "to pojedyncze przypadki, nie wolno generalizować". I żyjesz dalej. Nie masz żadnych wybitnych zdolności w żadnej dziedzinie, więc kończysz na gówno studiach, gdzie koleżanki co tydzień przychodzą w nowych ciuchach drogich marek. Nie spojrzą nawet na ciebie, zainteresowane raczej jednym z tamtych patusów w drogich autach. Gdzieś w tyle głowy włącza się jedyny logiczny wniosek – sponsoring, dawanie dupy. Szybko ogarniasz, nawet gdzieś przypadkiem w internecie, ile można z tego wyciągnąć kasy. Znów – wyparcie. "Może akurat one są takie, jakieś wyjątki, nie warto się przejmować" – myślisz. Rodzice, w przerwach od swojego ciężkiego zapie*dolu w pracy - pocieszają cię tym samym argumentem. Oni wciąż chcą cię ochronić przed tym całym chorym światem. Ale dzieciństwo się skończyło. I zaczynasz otwierać oczy.
Kończysz wreszcie studia. I rzeczywistość dociera wreszcie do ciebie z całą mocą. Łapie cię za jaja i gardło, aż nie masz czym oddychać kiedy patrzysz na cyferki na koncie po pierwszej wypłacie. "Mieszkanie? Auto? Z czego?" - pytasz sam siebie. A przecież skończyłeś nienajgorszy kierunek, masz bardzo potrzebny i szlachetny zawód, rodzice się cieszą. Coś jednak nie gra, czujesz się, jakbyś coś bardzo istotnego w życiu przegapił. Zaczynasz szukać. I w tym momencie, mając już dwadzieścia kilka lat – dostajesz od życia prosto w mordę. Strzał w ryj, centralnie między oczy, rozkłada cię na łopatki. Bo oto wszyscy wokół ciebie, te patusy, ci ludzie "z dwiema lewymi rękami", kombinatorzy ściągający na każdym sprawdzianie, szkolni gnębiciele, banany nie potrafiące sklecić jednego poprawnego zdanie – wygrywają wokół ciebie życie. Zasypują socjal-media zdjęciami z zagranicznych wycieczek, z imprez, ze swoich przepastnych domów. Zmieniają auta jak rękawiczki, jadają na mieście w knajpach, których cennik zrujnowałby Twój budżet jednym obiadem. Mają grono znajomych, piękne kobiety, a ich największe tragedie i zmartwienia to Twój chleb powszedni. Nie masz już z nimi kontaktu – z jakiegoś powodu zaczynasz wstydzić się samego siebie. Stajesz się niemym obserwatorem jakiegoś przedstawienia, w którym są tylko zwycięzcy. I ty.
I pojmujesz powoli, acz z całą tego mocą - że choć nie przeżyłeś być może nawet 1/4 swojego życia – to już je przegrałeś. Skończył się etap wyparcia, usprawiedliwiania – teraz zaczyna się wściekła rozpacz. I szukasz winnych. Rodzina nie była idealna – ale dała ci wszystko, co mogła. Kochasz ich. Patrzysz więc w lustro – i szukasz winy w sobie. W kiepskim wyglądzie, w słabym charakterze. Nie masz pojęcia, co poszło nie tak, nikt nie da ci odpowiedzi. Nikt nie poda ci prawdy. Propaganda sukcesu nie pozwala przecież mówić o wadach. Zaczynasz chodzić do psychologów, którzy zdają się być zachwyceni Tobą! „Wrażliwy, szlachetny, wyrozumiały, cierpliwy! Ma Pan, Panie X, przecież tyle zalet!” - wymieniają z uśmiechem, jednak ich optymizm wynika raczej z zainkasowania kasy za kolejne nic nie znaczące spotkanie i monolog z Twojej strony. Bo wiesz, że podobnych Tobie ma w tygodniowym grafiku kilkudziesięciu. I w gruncie rzeczy każdy pieprzy o tym samym. Podejrzewasz najgorsze – i uzyskujesz potwierdzenie, kiedy psycholog zapomina na którymś ze spotkań nawet Twojego imienia. Teraz już rozumiesz, że jesteś nikim. I spadasz w otchłań.
Teraz czarna rozpacz wchodzi na pełnej ku*wie. Wiesz tylko, że jesteś ofiarą. Systemu? Własnych błędów? Losu? Tego nigdy się nie dowiesz. Jedyne, co na tym etapie jest pewne to frustracja i smutek. Otaczająca cię rzeczywistość zaczyna być tragikomedią. Zmienia się Twoje myślenie i zachowanie. Pozornie wszystko kręci się tak jak wcześniej – krąg spania i #!$%@?. Ale w wolnym czasie wypełza na wierzch to, co czujesz. Zaczynasz zapuszczać się w najbardziej depresyjne rewiry internetu, może zaczniesz palić albo topić smutki w butelce. Wyniszczać się na własne życzenie. Może zainteresuje cię jakaś dziwna, skrajna ideologia? Może zaczniesz wylewać swoje żale w internecie albo złapiesz chwilową zajawkę jakąś egzotyczną religią? Nikt nic nie wie, nie widzi. Zamykasz się w sobie. Wszak nikogo nie obchodzisz. Stałeś się nieznaczącym trybikiem w maszynie. Maszynie, której przeznaczenia i zasad działania wciąż nie rozumiesz. Możesz krzyczeć, możesz głośno tupać. Nikt cię nie usłyszy.
Tak mijają lata Twojego gównianego życia. Nikt oczywiście nie wie, że jest gówniane. Wszak masz jedzenie, dach nad głową, obie ręce i nogi. I okrągłe trzy tysiące złotych za codzienne ratowanie czyjegoś życia jako ratownik medyczny. Tak Twoją „szlachetną” pracę wycenia społeczeństwo, któremu służysz. Społeczeństwo, w którym więcej warta jest praca jakiegoś wciskacza garnków staruszkom, prostytutki, polityka, prezesa państwowej spółki, influencera, wegeblogera, patostreamera, bankiera, spekulanta giełdowego i tak dalej, pomijając już w tej wyliczance oczywistych złodziei i bandytów, którym to państwo z kartonu i dykty zapewnia bezkarność. To prace, które są więcej warte niż ratowanie ludzkiego życia, produkcja potrzebnych wszystkim przedmiotów codziennego użytku, utrzymanie porządku i czystości na ulicach, dostarczenie do domów wody, prądu. A są więcej warte tylko dlatego, że polegają na robieniu forsy na tej szarej masie która wciąż uparcie wierzy, że w życiu chodzi o coś więcej.
Ale – kiedy prędzej czy później wgłębisz się w historię – zobaczysz, że to nie jest jakieś szaleństwo akurat Twoich czasów. Bo tak było od zawsze. Zawsze byli cesarze i niewolnicy, królowie i chłopi, i tak dalej. Teraz są „obrotni”, „ludzie sukcesu” i cała reszta frajerów robiących za nawóz dla ich bogactwa. Zapachniało Marksem? Sierp i młot się w kieszeni otwiera? To była krwawa przestroga, że lepszego świata nikt nie wymyśli. Pozostało echo tych, którzy próbowali ten układ zmienić, a skończyło się tak jak wszyscy wiemy. Tą i inne bajki o lepszym świecie trzeba odłożyć na półkę by tam na zawsze skończyły. Rzeczywistość jest tutaj, i nie zamierza słuchać Twoich zażaleń. Będzie wymownie milczeć, pędząc dalej mimo Twych krzyków i buntów.
A kiedy pogodzisz się ze swym losem, i odrzucisz ideały, te wszystkie czarno-białe bajeczki i religie, pogrążając się w czystej depresji – dotrzesz wreszcie na dno swych myśli. I tu będzie czekać na ciebie jedyna, najprawdziwsza prawda. Tak, ta, którą znałeś od zawsze, ale od zawsze spychałeś ją na bok, pod siebie, na sam koniec kolejki wyjaśnień. Ta prawda, której po prostu najbardziej bałeś się spojrzeć w oczy.
Tak, to właśnie ten przełomowy moment. Już nie jesteś idealistą. Tyle tylko - że się spóźniłeś. Bo nigdy nie powinieneś nim być. Dlatego właśnie skończyłeś tu, gdzie jesteś. Stałeś się nawozem czyjegoś sukcesu, nawozem który dopiero teraz zyskał prawdziwą świadomość. I zrozumiał, że jest nic nie wartym gównem tylko dlatego - że wierzył w coś więcej, niż w samego siebie.
Boli, prawda? A teraz zanurz się całkiem w tym kwasie prawdy, aż po same usta, po sam nos, aż zaleje Twe oczy. I ujrzysz te wszystkie piękne miejsce na świecie, których w swym krótkim, jedynym życiu – nigdy nie ujrzysz. Wydarzenia, w których nigdy nie weźmiesz udziału. Ludzi, których nigdy nie poznasz. Cały współczesny świat, który miał stać ci u stóp – a jednak odjechał dalej w sferę marzeń, i już nigdy go nie dogonisz. Tkwisz więc w klatce swych dawnych złudzeń, w której sam się zamknąłeś. I nie ma już odwrotu. Została ciężka harówka od pierwszego do pierwszego. Krótkotrwałe radości z przeceny w dyskoncie. A na deser głodowa emerytura i kolejny grób nic nie znaczącego człowieka, wiek później zaorany pod kolejną autostradę.
Właśnie zrozumiałeś – że przegrałeś w grze zwanej prawdziwym życiem. Zostałeś oświecony. Poznałeś ostateczną prawdę.
Game Over, przegrywie.

#przegryw #depresja
  • 47
@guardofnothingness: ja skonczyłem gunwo studia, jestem socjologiem po UMCS i SWPS. Tego rodzaju studia to gunwo najgorsze pod względem nabytych umiejętności, ale dobra szkoła daje znajomości, które pozwalają wejść na rynek pracy. Tak było w moim przypadku. Pomimo byc socjologiem na brak pracy nie marudzę. Zacząłem jednak bardzo wcześnie zapierdzielać zawodowo, bo juz na 4 roku podbijałem codziennie kartę na zakładzie.
@guardofnothingness: Może miałem inny krąg znajomych, ale patusy z mojego otoczenia nigdzie dobrze nie skończyli. Większość albo wyjechała za granicę robić po magazynach albo #!$%@?ć fizycznie i robić chore nadgodziny. I przed 30 wyglądają jak ludzie zmarnowani życiem. A potem wiadomo -> kredyt, dzieci, pieluchy i koniec balowania.

Dobrze skończyli za to ci, którzy mieli zapewnione wszystkie potrzeby materialne przez rodziców. Troche zmanierowani, lekkie "babany". Ci z domów gdzie rodzice prowadzili
Akurat patusy jakich znam nic nie osiągnęli. Incel > osoba po studiach marnująca czas na rodzinę i socjalizowanie się. To ten 1szy ma większy potencjał na dojście do czegoś, bo nie marnuje czasu na kobiety.


@UlanyMakaronn: zauważyłem, ze na wykopie okreslenie patus jest o wiele szerzej uzywane niz w "prawdziwym swiecie".
@guardofnothingness ogólnie zgadzam się z tym co napisałeś. Sam nawet miałem o tyle ciężko, że jestem osobą niepełnosprawną więc wtedy w życiu dochodzą kolejne problemy, z którymi trzeba się mierzyć. Była tylko jedna rzecz, która mi w jakiś sposób pomogła, a konkretniej jedna osoba: tzn Jordan Peterson. Możliwe, że części osób jest tu znany. Jeżeli chcesz to poszukaj sobie jego angielskich oraz także z tłumaczeniem na polski filmików. Nie będę tu tłumaczył
@guardofnothingness: Napisane bardzo dobrze, fajnie się to czyta, ja wiem że jeśli są tam jakieś przerysowania to są one celowe, ale... niektóre z nich mijają się z prawdą. Bo na przykład:

A to inny żyje na wysokim poziomie z socjalu, nie przepracowując ani dnia w swoim życiu.


Chyba nie mówimy o Polsce. Wbrew powszechnemu mitowi, polski socjal w porównaniu do kosztów życia to grosze. Naprawdę nie da się na nim wyżyć
@kamil150794: Napisałem. Wyjechali #!$%@?ć w #!$%@? warunkach do Niemiec, UK czy gdzie indziej. Po powrocie szpanując kasą, a potem wracając potulnie za granice. Dla mnie jest to tożsame ze skończeniem źle. Nie twierdzę też że część z nich nie wyszła w końcu na ludzi. Ale każdy zna kogoś siedzącego 20 lat za granicą co kompletnie nie zna miejscowego języka, kultury, obyczajów.

W ogóle to myślę, że OPowi @guardofnothingness zabrakło trochę buntowniczego