Wpis z mikrobloga

#zwiazki #milosc #rozowepaski #niebieskiepaski #alkohol #alkoholizm #terapia #narkotykiniezawszespoko #zycietocwel

Hej. Chcę wam coś powiedzieć. Będzie trochę o miłości, o chlaniu, trochę o nadziei, o walce, o zwątpieniu czy walka w ogóle ma sens.

Wyszedłem miesiąc temu z ośmiotygodniowej terapii uzależnień od alkoholu. Przedwczoraj miałem najgorszy kryzys od opuszczenia ośrodka, ale jakoś sobie z nim poradziłem. Stwierdziłem, że mam chyba ochotę napisać co teraz czuję. Trochę dlatego bo nie mam nikogo z kim mógłbym o tym porozmawiać, a trochę ku przestrodze.

Na początek - czym jest alkoholizm? No alkoholizm polega na chlaniu, nie? Otóż #!$%@? nie do końca. Choroba alkoholowa polega głownie na nieumiejętności radzenia sobie ze swoimi emocjami. Alkoholik nie daje sobie z nimi rady, więc "reguluje" je za pomocą alkoholu. Pije bo jest smutny, pije bo jest wesoły, pije bo wygrał dychę w lotka, pije bo go teściowa #!$%@?ła, a na koniec pije bo słońce wstało a on jeszcze się nie zapił. W skrócie: u osoby zdrowej jest taki schemat:

problem -> przykra emocja -> rozwiązanie problemu -> ulga
a u alkoholika:
problem -> przykra emocja -> alkohol -> "ulga"

Chyba nie muszę tłumaczyć, że ulga jest tutaj pozorna. Problem cały czas pozostaje, picie go nie rozwiązuje. W związku z tym dalej pojawiają się przykre emocje, w związku z tym alkoholik dalej pije co przysparza mu dodatkowych problemów, w związku z tym pije coraz więcej i częściej. Zamiast rozwiązać problem użala się nad sobą i obwinia wszystkich wokół o swój los. Teściowa zła, żona niedobra, rząd do dupy, szef się uwziął a słońce za mocno #!$%@?. Brzmi znajomo?

Generalnie na początku alkoholicy pewnie mają jakieś powody tego, że piją. Swoich już nie pamiętam, może brak ojca, może to, że matka piła, może awantury w domu o byle pierdoły, może patola za dzieciaka w domu. Nie jest to jednak mocno istotne. Potem już po prostu piłem dlatego bo byłem uzależniony a reszta to były tylko wymówki.

W każdym razie ja byłem taki sam. Piłem bo moja matka pije, piłem bo martwiłem się o siostrę, piłem bo dziewczyna nie chciała żebym pił, w końcu piłem bo nie mogłem spać. Po alkoholu czułem się jak Bóg, byłem najmądrzejszy, wszystko wiedziałem najlepiej. Z kolei na kacu gdy docierało do mnie co zrobiłem byłem malutki. Przerażony, pełen poczucia winy i zadający sobie pytanie "kim ja jestem"

Skąd to pytanie? Bo chciałem się uważać za dobrego człowieka. Bardzo tego broniłem i wiele wysiłku wkładałem w to, żeby mi ta wizja nie runęła. A fakty temu przeczyły więc trzeba było dużo fikołków umysłowych, żebym dalej w to wierzył. Garść faktów:

Po pracy poszedłem pić z koleżanką Ukrainką. (Chociaż szczerze mówiąc nie szedłem tam z nią. Ja szedłem z wódką.) Wywaliłem litr gorzały w parędziesiąt minut, nic dalej nie pamiętam. Obudziłem się na izbie wytrzeźwień następnego dnia koło godziny 10, posiedziałem tam do 20-21 po czym oddali mi rzeczy. Byłem wściekły na wszystko i wszystkich oprócz siebie za to co mnie spotkało. (z perspektywy czasu stwierdzam, że złość na personel była zasadna. Nie pozdrawiam pracowników wrocławskiej wytrzeźwiałki, chorzy #!$%@? i sadyści.)
Oczywiście jak leżałem gdzieś #!$%@? zanim ogarnęła mnie policja (albo i oni? cholera wie) ktoś ukradł mi portfel i telefon. Na szczęście nie zabrali siatki tej Ukrainki. Nie wiem czemu ją miałem, nie pamiętam. Było tam jebiące już mięso i inne zakupy a na dnie światełko w tunelu - JEJ PORTFEL. O słodka wódeczko, tak mi się pić chce, już po ciebie idę. Ukradłem jej 50 zł, poszedłem do sklepu kupiłem fajki, browary i do domu wróciłem już #!$%@?. Z izby wytrzeźwień. Gdzie nikt nie miał ze mną kontaktu od ponad 30 godzin. Bez telefonu. Była już wtedy dziewczyna udawała, że się tym nie przejmuje (wtedy jeszcze z nią mieszkałem)

Nie przejmowałem się emocjami kobiety którą kochałem, nie przejmowałem się tym, że rodzina się będzie o mnie martwić, nie myślałem, że być może kradnę koleżance jej ostatnie pieniądze. Liczyło się dla mnie żeby się napić. Nic więcej.

Czemu była dziewczyna? Nie muszę chyba tłumaczyć. W każdym razie jedną z najbardziej smutnych dla mnie sytuacji jest moment kiedy się z nią wcięty pokłóciłem o jakąś pierdołę żeby mieć pretekst do picia, a ona trzymając mnie za rękę, klęcząc w przedpokoju ledwo łapiąca dech przez szloch błagała mnie żebym nie wychodził z domu dalej pić. A ja tam stałem, zimny #!$%@?, serce z lodu. Nawet mi przez myśl nie przeszło żeby nie wychodzić. Pieprznąłem drzwiami i mnie nie było.

A kochałem ją strasznie. Dalej kocham zresztą. #!$%@? mi z tej miłości czasami ale staram się nad tym panować. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że pomieszkamy osobno i będziemy się spotykać po prostu. Raz przyjechała na noc, ja sobie na noc przygotowałem "turbo-colę". Innym razem ja pojechałem do niej, korzystając z chwili nieobecności wywaliłem na szybko 4 browary i 200ml wódki. Szczytem było jak w moje urodziny już miała mnie dość i nie chciała ze mną rozmawiać. Nie piłem wtedy trochę czasu, więc stwierdziłem "jak nie zadzwoni do 20 to idę się #!$%@?ć" xD Logiczne, nie? Nie gada ze mną bo piję, więc się napiję. No to się upiłem, dzwoniłem do niej ponad 100 razy bo chciałem ją #!$%@?ć, że mi życzeń nie złożyła, w końcu zadzwoniłem do jej matki koło 2 rano, że się puszcza gdzieś w Warszawie i nie odbiera. No #!$%@? nie?

Krótko potem chciałem się zabić, wiedziałem, że albo się zapiję albo się sam zabiję i resztka człowieczeństwa krzyknęła o pomoc. Zapisałem się na terapię, poczekałem na nią u wujka i na nią pojechałem.

Przez dwa miesiące uzbrajali mnie tam w wiedzę jak sobie radzić z tą chorobą i opiekowali się mną pokazując kierunek. I tutaj chciałem powiedzieć jedno. To nie jest tak, że zamykają cię w ośrodku na 2 miesiące wychodzisz i jest zajebiście. Ja naprawdę cholernie ciężko tam nad sobą pracowałem. Sam. Myślałem, płakałem, wyrzucałem z siebie całe to gówno, cierpiałem i obserwowałem siebie, swoje myśli uczucia i zachowanie.

W każdym razie naprawdę dużo pracy w to włożyłem. Najlepsza "szkoła" do jakiej do tej pory uczęszczałem. W tym momencie jakby mi dali tabletkę o nazwie "kontrolowane picie" to bym jej nie wziął. Ja po prostu już nie chcę pić. A motywację do tego daje mi ilość gówna jakie po swoim pijackim życiu muszę teraz sprzątać. Tak naprawdę mam teraz prawie 30 lat i... nie mam nikogo i nic.

Po terapii trochę wymusiłem spotkanie z tą swoją byłą. Poszło chyba nieźle, bo odblokowała mój numer i czasem ze mną rozmawiała. Też się dużo wydarzyło przez ten miesiąc, dowiedziałem się, że się z kimś spotyka, potem trochę przyczyniłem się do tego, że zerwali, też dowiedziałem się, że zdążyła się z nim przespać (a to mnie mocno zabolało, kiedyś byłem #!$%@? romantykiem i "straciłem" parę okazji do przelecenia jakiejś laski. Spałem tylko z nią a ona do tamtej pory tylko ze mną i marzyłem, żeby do końca życia tak zostało. No ale nie mogę jej winić, że po zerwaniu z alkoholikiem który ją krzywdził próbowała ułożyć sobie życie.) W każdym razie przedwczoraj się widzieliśmy znów. I szczerze porozmawialiśmy. Tzn mówiła mi wcześniej, że nie chce do mnie wracać, ale przedwczoraj to chyba dopiero do mnie dotarło. Powiedziała też, że nie chce mi spróbować zaufać. Nie, że nie potrafi. Nie chce.

I powiem wam #!$%@? że nie potrafię sobie tego wybaczyć. Myślałem, że ja już nigdy nie poczuję silnych emocji. Ale po tej terapii to jest jakaś masakra. Przepełnia mnie wściekłość na siebie, smutek i cierpienie z powodu całej tej sytuacji, gdy sobie uświadamiam jak ja ją mocno krzywdziłem. Ogromne poczucie straty. Ja naprawdę tą kobietę kocham tak, że mógłbym dla niej zrobić wszystko. Uważam ją za najwspanialszą kobietę na świecie, czułą, inteligentną, troskliwą. A 10 lat nie potrafiłem jej tego okazać, niszczyłem jej poczucie własnej wartości, pozbawiałem poczucia bezpieczeństwa i przysparzałem cierpienia. A ona przy mnie stała... I wściekły na siebie jestem, że nie ogarnąłem się wcześniej. Bo ona mi już pewnie nigdy nie zaufa. A nie ma pojęcia ile się w mojej głowie zmieniło. Nie wiem czy się kiedyś jeszcze napiję, wiem, że zrobię wszystko żeby do tego nie dopuścić. Za dużo chorego gówna narobiłem i nie chcę tego sobie i innym ponownie wyrządzać.

A z tą kobietą mógłbym naprawdę wiele. Chciałbym żeby była matką moich dzieci, wiem, że byłaby ze mną szczęśliwa. Bo my naprawdę do siebie pasowaliśmy. Nie wiem, ja wierzę w miłość. Tą taką wielką i prawdziwą. I to chyba było to... A ja swoim kretyńskim zachowaniem to zaprzepaściłem. I wątpię, że kiedyś jeszcze będę w stanie tak mocno pokochać.

Mógłbym tu jeszcze pisać jak chlaniem niszczyłem swoje zdrowie, karierę, relacje z rodziną i tak dalej. Ale chyba już mi się nie chce. Najbardziej żałuję właśnie tego, że straciłem najbliższą mi osobę, która kochałem i kocham jak nigdy nikogo, i pewnie dalej będę kochał. Co by się nie stało.

Także moja prośba do was. Niby w AA mówią, że dopóki ktoś sobie tego głupiego ryja o dno nie rozwali to nie przestanie chlać. Ale nie chcę w to wierzyć. Jeśli wasza rodzina mówi wam, że macie problem z piciem. Jeśli wprowadzacie sobie zasady w stylu "udowodnię, że mogę nie pić tydzień/miesiąc/rok" (nie-alkoholicy nie muszą sobie ani nikomu takich rzeczy udowadniać). Albo jeśli już gdzieś tam w środku wiecie, że macie problem - zróbcie coś. Zapiszcie się do poradni uzależnień, idźcie na mityng AA, może rozważcie zamkniętą terapię. Mówię wam to ja - człowiek który przez to, że pił, stracił wszystko na czym mu zależało. A niby do samego "końca" pracowałem i wiodłem w miarę normalne życie. Uświadomcie sobie, że alkoholik to nie tylko menel spod przystanku. To może być wasz podwładny, to może być wasz szef, któryś kumpel którego nawet o to nie podejrzewacie, a możecie to być wy. I też się nie podejrzewać. Zróbcie to zanim stracicie tyle co ja. Jeśli chcecie porozmawiać, macie wątpliwości, pytania - piszcie. Postaram się pomóc na ile będę mógł.

Jeśli wyszło chaotycznie to wybaczcie, pisałem prawie że na jednym wdechu.
  • 13
@programista_1k:

Niby w AA mówią, że dopóki ktoś sobie tego głupiego ryja o dno nie rozwali to nie przestanie chlać.


A jednak popatrz co napisałeś...

Ja po prostu już nie chcę pić. A motywację do tego daje mi ilość gówna jakie po swoim pijackim życiu muszę teraz sprzątać. Tak naprawdę mam teraz prawie 30 lat i... nie mam nikogo i nic.


A co do wpisu, to bardzo poruszający i życzę Ci
@programista_1k: ten wpis to jest najswietsza alkoholicka prawda.
Kazde slowo tego wpisu to jest prawda.
Chce do niego dodac dwie rzeczy, pozornie nie związane z jego treścią:
- kazdy zasługuje na druga szanse
- milosc zawsze jest mądra a nienawisc zawsze jest głupia.
Życzę ci, kolego od kieliszka, ktorego pewnie nigdy nie spotkałem, ale znam dobrze, żebyś mógł być szczesliwy.
A wam, pozostali koledzy od kieliszka, zycze, zebyscie przeczytali ten wpis
@slapdash:

- milosc zawsze jest mądra a nienawisc zawsze jest głupia.


Prawda. I mam nadzieję, że nie przestanę w to wierzyć i o tym nie zapomnę.
Dziękuję za dobre słowo. Również Ci życzę szczęścia, gdziekolwiek masz je znaleźć ;)

@shaelix92: Jeszcze z tego nie wyszedłem, dwa ostatnie dni były naprawdę ciężkie. Doświadczeń nie wiem czy jest sens zazdrościć. Gdybym miał wybór to nie chciałbym tego wszystkiego przeżyć. Wolałbym całować kobietę
@programista_1k: w temacie związku nie wypowiadam się, ale ciekawi mnie kwestia co robisz po wyjściu z 8 tygodniowej terapii, aby dalej nie pić? Bierzesz udział w mitingach AA? Masz kontakt z terapeutą?

Kolejnych trzeźwych 24 godzin życzy Prerogatywa, niepijący alkoholik.
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@programista_1k: a ja wciąż widzę tu swoją historię, tylko, że ona (różowa) jeszcze się mnie kurczowo trzyma, 'bonusem' jest, że ona jest DDA i dobrze o tym wie ale nic sobie z tego nie robi. I nawzajem się obwiniamy