Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#ciaza #porod #porodzwykopem
Przed porodem chętnie czytałam historie z porodu żeby sie przygotować, więc dzielę się i moją.

Poród (i trochę ciąża) - moja historia

starania - powiedziałabym że to było 6 miesięcy, ale z przerwami, w których nie staralismy sie o dziecko

ciąża - przyzwyczajona do porażek w kwestii starań poczułam jeden z mocniejszych bólów miesiączkowych, który pewną że poleje się krew, pognał mnie do łazienki i przeczyścił, tak zdarzyło się kilka razy w różne dni, a właściwie w nocy, bo mnie wybudzał - koleżanka zasugerowała, że to mogła być implantacja zarodka. Niedługo potem gdy brałam z mężem dość ciepły prysznic zrobiło mi się słabo i niedobrze. Tu zapaliła się lampka. Dwa dni później zrobiłam test ciążowy, ale nie wątpiłam w ten ledwie widoczny drugi różowy pasek, ponieważ dobrze znałam wygląd negatywnych testów. Dwa dni później zrobiłam beta hcg, który potwierdził wszystko na papierze i zapisałam się do ginekologa. Jeszcze ok 2 tygodni czułam się dobrze bez żadnych fizycznych dolegliwości. Potem zaczęły się tzw. mdłości. Faktycznie rano było najgorzej - dopóki czegoś nie zjadłam. W samochodzie było strasznie - mam chorobę lokomocyjną, ale muliło mnie także jako kierowcę. Na domiar złego bolała mnie ciągle głowa - jak po karuzeli, ale mój stan najlepiej mi było opisać jako kac po 4 piwach. Przestały mi smakować rzeczy, które uwielbiałam: kuchnia indyjska, głównie przyprawa curry, na sam zapach robiło mi się niedobrze. Majonez, czosnek, w ogóle prawie nie miałam apetytu i schudłam 2 kg. Najgorsze było w tym wszystkim że pracowałam. Nie chciałam poprosić ginekologa o zwolnienie, bo było mi wstyd, ale pracowało się strasznie. Ból głowy bardzo mi utrudniał pracę umysłową. Mdłości trwały do ukończenia 4 miesiąca, mniej więcej wtedy poszłam na zwolnienie (bo mi zaproponowano, więc chętnie skorzystałam). Nie mniej jednak uważam, że zwolnienie należało mi się przez te 4 pierwsze miesiące (właściwie od 2 do 4), a potem już do końca 8 miesiąca czułam się wystarczająco dobrze żeby pracować. Ale pracę mam dość stresującą i jej nie lubię, toteż chętnie leniuchowałam w domu. Miałam płaski brzuch mniej więcej do połowy 7 miesiąca. Nie znaczy to, że nie urósł, bo obwód z 60cm dużo się powiększył, ale wciąż mogłabym to nazwać płaskim brzuchem, potem poleciało eksponencjalnie, w 8 mc. miałam już pokaźną piłeczkę. Od kiedy tylko byłam w stanie wyczuć macicę to mi regularnie twardniała i tak do samego końca. Mawiają że takie twardnienia to skurcze przepowiadające, w takim razie miałam je całą ciążę. W późniejszych miesiącach te twardnienia bywały czasem bolesne - w różnym stopniu - tłumaczyłam to sobie specyficznym ułożeniem twardej macicy która akurat coś uciska. W 34 tyg lekarka prowadząca przepowiedziała mi wcześniejszy aczkolwiek donoszony poród. Dopiero po porodzie odkryłam dokumentację z której wynikało że miałam wtedy rozwarcie na pół cm. Natomiast w 38 tyg 2cm - 5 dni potem urodziłam. Rozwarciu nie towarzyszyły żadne dodatkowe dolegliwości, choć możliwe, że odchodził mi powoli czop śluzowy - zawsze z rana na drugi dzień po stosunku, ale że się nie zabezpieczaliśmy to nie byłam pewna, czy to na pewno śluz, nie było go dużo, ale był bezbarwny i galaretowaty.

Poród - tego dnia jak zawsze miałam regularne twardnienia macicy - kiedyś nawet sobie policzyłam: potrafiła twardnieć nawet boleśnie co 3 minuty - którymi się nie przejęłam. Oglądaliśmy z mężem film. Ok 18 przydarzył się dość bolesny skurcz. Ból by unieruchamiający i aż się spociłam. I mimo, że mąż twierdzi, że już wiedział że to to, to ja pewności nie miałam. Naczytałam się, że skurcze są regularne, coraz silniejsze i coraz częstsze. No i trwają najpierw krótko, boli mocniej niż podczas miesiączki po czym przechodzą i nie boli. No więc przypomniałam sobie te kilka bolesnych miesiączek, kiedy to tak jak stałam - musiałam się położyć, skulić, zagryźć zęby i pojęczeć. No więc spodziewałam się że skoro ma boleć bardziej to będzie nie do przeżycia. Ale okazało się że boli dokładnie tak samo. Faktycznie mocniej niż tez mniej bolesne miesiączki. Ale jak kogoś miesiączka boli tak że się nie da funkcjonować, to to właśnie tak mnie bolało. Co więcej miało to całkiem przejść - a tu nie! Przestało boleć mocno, ale nadal czułam ból czy tam wyraźny dyskomfort. Po tym bólu dalej twardniała mi regularnie macica, ale bez silnego bólu minęła godzina i złapał mnie drugi taki ból. Bóle pojawiały się co kilka, kilkanaście a nawet dziesiąt minut - żadnej reguły, ani ciągłego przyspieszania. Czekałam aż mnie pogoni do toalety, tak się stało jakoś po 20, odszedł wtedy cały czop śluzowy i się wypróżniam. Ale to nie była biegunka po prostu porządna 2. Po której wcale nie byłam pewna że jestem tam pusta i nie będzie niespodzianek. Nie mniej jednak wtedy już stwierdziłam, że tak, rodzę. Niedługo potem skurcze zaczęły mnie łapać częściej ale też bez reguły: co kilka do kilkunastu minut. Ale może niektóre nie były bolesne i ich nie policzyłam. Natomiast włączył mi się troglodyta xD Czyli pewnie był to moment odłacznia neocortexu w mózgu. Na każdy skurcz przyjmowałam pozycję na czworakach i jęczałam, bo odkryłam że tak jest mi je łatwiej znieść. Ale wg mnie skurcze wcale nie stawały się bardziej bolesne. Bolały mocno ale od pierwszego do ostatniego tak samo. Skurcz był dla mnie przede wszystkim bardzo absorbujący. Kiedy trwał miałam wrażenie że ciężko mi nawet oddychać, czy myśleć. Od kiedy mózg mi się przestawił zaczęłam pomiędzy skurczami faktycznie czuć ulgę, a nawet więcej to był taki narkotyczny relaks (tak mi się wydaje bo nie ćpam), którego nie można porównać do niczego innego. Pamiętam że pomiędzy skurczami siedziałam sobie i kontemplowałam jak cudownie zrelaksowana się czuję. Kurczę coś pięknego. Do szpitala dotarłam po 23. Ale nie było to jakoś długo, ponieważ te pierwsze skurcze były mocno rozstrzelone. W szpitalu to faktycznie chwytały mnie czasem co 2 min. i tak - tak jak stałam tak schodziłam na czworaki i jęczałam, nawet na parkingu :P. Na wejście usłyszałam 3cm rozwarcia, więc uznałam, koszmar dopiero się zacznie. W szpitalu położyli mnie na ktg i kazali w międzyczasie wypełniać papiery. I tak musiałam niestety jęczeć w bezruchu pod ktg a zamiast relaksować się pomiędzy skurczami - wypełniać papiery. Po 10 minutach tego ktg odeszły mi wody - momentalnie mokra od pasa w dół. Nie było tego zabawnego pyknięcia o którym pisały niektóre dziewczyny. Miałam podpaskę, spodziewałam się ,że będzie po prostu mokra a ona okazała się być czerwona, spanikowałam, ale dowiedziałam sie ze to normalne. Na ktg siedziałam 40-60 min. Jak zeszłam z ktg się przebrać to miałam skurcze co chwila, ze az ciezko mi się było przebrać. Po wejsciu na sale porodowa dali mi gaz rozweselający, ale jedyne co zrobił to sprawił, że krecilo mi sie w glowie, co odczuwam jako dość nieprzyjemne. Położna zmierzyła rozwarcie - było już 8cm (ominęła mnie przez to lewatywa a nawet USG). Wtedy zaczelam sie bac partych, bo uznalam, ze skoro skurcze rozwierające były do przeżycia to pewnie piekło mnie czeka na partych… Ale nie, tego parcia czułam tyle co nic, i to nie bolało, po prostu potrzebowałem przec, ale wiedzialam ze mnie zaraz natną - uprzedzali na starcie, że to zrobią (a ja się przygotowywałam, solidnie rozciagnelam, że fisting dawał radę). Więc po prostu dalej miałam takie bolesne skurcze jak wcześniej, tyle, że pod koniec niektórych potrzebowałam bardzo mocno przeć. I moje odczucia nie zgadzaly sie z tym co mówiła położna, ale jej słuchałam. W pewnym momencie faktycznie trochę zapiekło - jak główka przechodziła, ale tylko raz przez chwile to poczułam, ból porównywalny z pierwszym seksem po porodzie z nacięciem, tylko trwalo krocej. Główka jeszcze wtedy ostatecznie nie przeszła, ale ten ból nie wrócił. Potem nacięcie - jak skaleczenie papierem, mimo, ze położna ciachnęła dwa razy i wg mnie jakoś nie trafiła w skurcz. Btw. nakrzyczałam na położną, że jak ma zamiar naciąć to ma mi tego nie mówić bo się zestresuję :P Faktycznie w porównaniu do skurczów ten ból to nic. Po nacięciu zrobiło się jakoś ciepło i przyłożyli mi w to miejsce jakis material - pewnie żeby zatamować krew. Parcie źle mi szło. Podali mi z tego powodu oksytocynę - wcale mnie nic przez to mocniej nie bolało, a moze wlasnie przez to zamiast partych miałam zwyczajne bóle, kto wie… Przyszła pani doktor i naciskała mi przy dwóch trzech skurczach na brzuch. Nie czulam jak główka przechodzi. Ale jak już była na zewnątrz a reszta ciałka musiala sie obrocic to juz czulam, ze cos tam jest. Była godzina 1:20. Jak maluszek wyszedł wcale nie towarzyszyła mi jakaś euforia - tym zajął się mój mąż. Położyli go na mnie, ja tylko parę razy zapytałam czy wszystko z nim ok. Leżał mi na brzuchu taki cieplutki i fioletowy, ale wtedy miałam wrażenie, że to jakaś moja wnętrzność, jakiś organ. Nie docieralo do mnie co się stało. Jak wcześniej oglądałam porody na youtubie to na każdym w tym momencie płakałam. Na swoim nic a nic. Szycie… Powstrzykiwali mi znieczulenie, lekkie ukłucia - ból rzędu nacięcia krocza. Wsadzili wziernik czy jakąś inną łychę, na której mnie układali do szycia. Mocno nią dociskali do kości czy gdzieś - to było bardzo nieprzyjemne. Czułam też kilka ukłuć. Ale to dociskanie było najgorsze. Jak czytam opowieści porodowe to są 3 wersje odnośnie tego który etap jest najgorszy: skurcze rozwierające, skurcze parte, szycie. Dla mnie były równorzędne. Przy czym parte były straszne bo się bałam, a położna wcale rozumiała co czuję, strach był wtedy gorszy niż ból. Leżałam potem tak z maluchem na klacie przez 2h. Nikt mi nie powiedzial, ze powinnam próbować go wtedy przystawić do piersi i się nie poddawać. Więc on po prostu tak na mnie leżał. Teraz mi strasznie szkoda, ze tego nie robiłam, aczkolwiek problemu z laktacja nie mialam - wszystko książkowo, na trzeci dzień już się ze mnie lało, choć na etapie siary panikowałam, że nic nie leci. Jak poszłam na salę poporodową, to po jakiejs godzinie, dwoch (nie zdążyłam zasnąć) przynieśli mi malucha zeby possal cycka. Jak rano na niego spojrzałam to zobaczyłam najpiękniejszą istotkę na świecie, taką maleńką (2800g, 52cm) kruchą i niewinną. Tego dnia hormony zadziałały i bardzo dużo płakałam. Przy okazji, początki karmienia sie okazaly niespodziewanie bolesne.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5f2fefc90010a81b084b4004
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Precypitat
Doceń mój czas włożony w projekt i przekaż darowiznę

[====================....................] 51% (120zł/235zł)
Uzbieraliśmy już na 2 lat działania AMW!
  • 18
@AnonimoweMirkoWyznania czyli ogólnie nie było jakiejś straszliwej tragedii? Wiadomo, że nikt się nie nastawia na luzackie wczasy na porodówce, ale gdy czasem czytam wspomnienia babek z ich porodów to włos się na głowie jeży.
W lutym zweryfikuję sama. :D Póki co porodu się zbytnio nie boję, bardziej tego co będzie po nim. :)
@AnonimoweMirkoWyznania: w sumie dzięki za wstawienie wyznania, bo dobrowolnie nigdy bym nie szukała wpisów w tym temacie, a tak to przeczytałam niczym powieść grozy xD

Ale jedna uwaga: co jest nie tak z polskim położnictwem, że nacinanie krocza jest nadal praktykowane, a rodzące kobiety się nie buntują? Przeraża mnie to trochę :x
@AnonimoweMirkoWyznania zazdroszczę tego że mogłaś być z młodym od początku. U mnie wcześniak, bo mi się chciało pracować do końca i od razu ja profilaktycznie zabrali pod tlen.
Z tym "organem" sama prawda. Ja to w ogóle miałam problem powiązania młodej z moim brzuchem.

Położna jest dużo ważniejsza niż lekarz. Ja miałam super położną, do tego 4 lekarzy (2 ginekologow i 2 neonatologow ale tylko byłki w razie czego, to położna była
@Levetiracetam: czytam właśnie, że nacięcie nie zapobiega dalszym uszkodzeniom krocza i ogólnie wygląda na to, że ma więcej minusów niż plusów ¯_(ツ)_/¯ A osobiście uważam, że to niepotrzebne narażanie kobiety na stres, ból, dyskomfort szycia i dłuższe dochodzenie do siebie po porodzie.

Ale też ekspertem nie jestem, zwyczajnie miałam nadzieję, że już dzisiaj się odchodzi od nacinania. Gdybym sama rodziła, to bym nie wyraziła zgody i tyle.
@LetticeDeVries z reguły nacinasz jak widzisz że pęka, albo jak widzisz że tkanki krocza trzymają główkę i nie pozwalają jej się wytoczyć (nie jest zdrowe dla kobiety długie stanie główki w kroczu).

Poza tym, nacięcie zaopatruje się w sposób rutynowy, a każde pęknięcie jest inne i często trudniejsze do zaopatrzenia. Blizna to cieniutka lub niewidoczna jedna kreseczka, a jak ci pęknie w trzech miejscach i nie do końca wiadomo co do czego?
@AnonimoweMirkoWyznania: mnie nacięli i nie żałuję. Nie ma już po tym śladu. I tak miałaś fart, że malucha zabrali na 2h i mogłaś próbować trochę odpocząć. Moja córa była ze mną non stop i musiałam wyciągnąć moc z kosmosu, żeby być w stanie ją od razu ogarniać. W ciągu pobytu szpitalu spałam może łącznie 6 godzin.
@indeeed poród przyjemny nie jest - chyba kazdy to wie. Natomiast kobiety niektóre mają tendencję do opisywania swoich porodów w sposób tak ekspresyjny, że wydaje się to horrorem totalnym. Dużo robi kwestia przygotowania - musisz wiedzieć, że to nie ty panujesz nad swoim ciałem i umysłem w momencie porodu tylko instynkty. I trzeba to zaakceptować. Jak walniesz kupę to walniesz, trudno, położne już niejedno widziały. Najważniejsze słuchać siebie. Jak ci lepiej stać
OP: Nie dziala mi lewy Alt, wiec z gory przepraszam za brak polskich znakow (z poprawianiem ich myszka jest za duzo roboty).

@indeeed: nie bylo strasznie, ale tez moge miec predyspozycje, kluczowa wydaje mi sie szerokosc miednicy ;) no i szczescie, zeby nie bylo komplikacji.
"Póki co porodu się zbytnio nie boję, bardziej tego co będzie po nim. :)" bardzo slusznie, karmie piersia i czasem po prostu nie ma nawet
CiepłaMarzycielka: Opisy porodów są zazwyczaj dramatyzowane ale to wynika głównie z prowadzenia tego porodu. Ja rodziłam w tym roku, też w Krakowie ale w Narutowiczu. Nie miałam tutaj ani swojej położnej ani lekarza prowadzącego więc byłam typową pierworódką z ulicy. Ogółem miałam trochę łatwiej bo rano odeszły mi wody więc po przyjeździe do szpitala miałam czas wypełnić plan porodu i całą resztę papierów. Delikatne acz wyczuwalne skurcze były przez cały dzień
@AnonimoweMirkoWyznania:

Opisy porodów są zazwyczaj dramatyzowane


Niestety nie.

oczywiście lewatywa bo chciałam sobie na pierwszy raz oszczędzić dramatycznych sytuacji jak tylko się dało.


Co dramatycznego jest w zrobieniu kupy?

Rodziłam bez znieczulenia bo rozwarcie i skurcze pojawiły się tak szybko, że było już za późno na takie cuda.


Jeśli mówisz o ZO, to można je podać do 4 cm.
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@KRISSVector: no mój poród, to był horror. Wtedy, po ad 4,5 roku temu panowania świńska grypa i byłam odizolowana, na sali pół położnej xD sama rodziłam. Aż się teraz rozpłakałam jak to sobie przypomniałam, jeszcze pozniej ponad 10 dni w szpitalu sama xD. Nigdy więcej. Dziecko utknęło, zdecydowali się na cesarkę. Dostałam krwotoku, 2 lata pozniej wyrósł wielki guz w miejscu nacięcia xD