Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
TL;DR: 1. Wczesne uczuciowe niepowodzenia i czytanie internetowych wysrywów łatwo mogą zniszczyć w człowieku zdolność do normalnej relacji, a jej odbudowanie jest cholernie trudne 2. Przez ten mechanizm stałem się dokładnie tym samym, czego nienawidziłem i zniszczyłem świetnie zapowiadającą się relację

Fakt, może będzie to brzmiało miejscami na zbyt dramatyczne lub przekoloryzowane, ale nie taka była moja intencja - chciałem opisać wszystko tak, jak pamiętam. Niebieski here, lekko ponad 30. Dawno temu w sprawach uczuciowo-związkowych byłem idealistą i spotkało mnie to, co w dzisiejszych czasach często spotyka uczuciowych idealistów - zderzenie z rzeczywistością. Był to zresztą chyba dość typowy scenariusz friendzona: masz małe doświadczenie w relacjach, wierzysz że spotkałeś tę pierwszą i jedyną, ona jest zainteresowana, spotykacie się, spędzacie razem coraz więcej czasu, rozmawiacie o wszystkim, czujesz że z nikim nie byłeś nigdy tak blisko - ale zawsze inicjatywa wychodzi od ciebie. Myślisz, że pewnie za mało się starasz, więc zawsze dajesz z siebie 150% gdy ona o coś prosi - do czasu, gdy nagle otwierasz oczy i widzisz, że żyłeś w iluzji, bo od samego początku byłeś tylko jednym z gromadki czasoumilaczy. Mnie spotkało to dwa razy, mimo że po pierwszym wydawało mi się, że czegoś się nauczyłem. Bardzo mocno mnie to uderzyło i zmieniło, co było dalej również było typowe - wieloletnie emocjonalne zamknięcie się, przeświadczenie że wszystkie kobiety są takie oraz postanowienie "Never again". Odtąd żyłem przekonany, że świat i relacje między ludźmi są jak ocean pełen drapieżnych ryb - albo zjadasz albo jesteś zjadanym. Teraz to ja miałem zdobywać, manipulować, wykorzystywać i zostawiać. Wcześniej chciałem się być tym "miłym gościem" - ale w nowej roli, choć obcej, dobrze sobie radziłem. Trwało to kilka lat: poznawałem jakieś nowe laski, one się starały, ja korzystałem i miałem #!$%@? na głębsze relacje. Jeśli między nami pojawiały się problemy, szybko pasowałem. Jeśli zaczynały naciskać, zostawiałem je - w końcu jeśli nie ta, to inna. Bawiło mnie to, teraz to ja rozdawałem karty. Nie czułem, że to co robię jest złe, mówiłem sobie, że świat po prostu taki jest. Fajnie było opowiadać historie z podbojów siedząc z kumplami przy piwie, ale jednak czasem brało mnie na przemyślenia: czemu to robię? Co z tego mam? Dokąd zmierzam z tym podejściem? Czy ja naprawdę chcę taki być? Szczerze mówiąc nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na te pytania. Paradoks wynikał z tego, że mimo upływu czasu w nowej roli dalej czułem się obco, podświadomie chciałem tego stereotypowego domu, gówniaka, psa i drzewa oraz wierzyć, że gdzieś tam jest panna której szukam - chociaż wszystko co robiłem temu zaprzeczało. Z rezerwą i podejrzliwością podchodziłem do intencji innych myśląc o tym, żeby z relacji wziąć jak najwięcej dla siebie przy jak najmniejszym poniesionym koszcie. Najgorsze były zmęczenie wynikające z ciągłej czujności, by zbytnio się nie zaangażować i tym samym nie dać wykorzystać drugiej stronie oraz samotność biorąca się z myśli, że tak naprawdę jedyną osobą której kiedykolwiek będziesz mógł w pełni zaufać jesteś ty sam.

Rok za rokiem zabawa na tinderze trwała w najlepsze. Pewnego marcowego wieczoru powiesił się mój najlepszy przyjaciel. Człowiek z którym spędzałem mnóstwo czasu i mogłem pogadać o wszystkim, z którym codziennie rozmawiałem, śmiałem się i wysyłałem głupie obrazki z neta. Z którym kilkanaście godzin wcześniej jeszcze normalnie rozmawiałem. Któremu godzinę przed śmiercią wysłałem jakiś głupi filmik z Bonusem BGC i skwitowałem "xD". Zrobił to, gdy znów byłem na tete a tete z kolejną typową, internetową lalą. Byłem w szoku, długie noce ryczałem. Kilka tygodni później kolejny pogrzeb, tym razem z rodziny. Te wydarzenia były trochę jak otrzeźwiający plaskacz na japę. Nigdy fizycznie nie straciłem nikogo bliskiego, teraz w krótkim czasie stało się to dwukrotnie. Byłem emocjonalnie skołowany i mniej więcej wtedy pojawiła się ona.

Atencjuszek w internecie nie brakuje - dlatego, choć to wyświechtany slogan, łatwo i szybko można było wyczuć, że była inna niż pozostałe panny. Zaczęło się od rozmów, które stopniowo stawały się coraz dłuższe i częstsze. O parę lat młodsza ode mnie, była w dziewczęcy sposób słodka, naiwna i urocza, ale jednocześnie inteligentna. Nie inteligentna w ten sposób, w jaki z reguły są inteligentne laski, które muszą same o sobie pisać "sapioseksualna" a potem walą przeczytane na necie komunały jako wielkie odkrycia. To był ten rodzaj niewymuszonej inteligencji, który jest jak powolne toczenie się mocnym autem - wiesz, że wystarczy musnąć gaz i obudzisz ogień. Jednocześnie czuć w niej było dystans i wycofanie, dawało się wyczuć, że potrzebuje bliskości i chce się przytulić do kogoś, komu może zaufać. Miałem wrażenie, że ma za sobą jakieś przykre, przeszłe doświadczenia. Skryta, nieśmiała, skromna - mówiła że nie lubi o sobie opowiadać. Pisaliśmy ze sobą długo, byliśmy z innych miast. Jeszcze się nie spotkaliśmy, a mimo to rozmawialiśmy jakbyśmy znali się od dawna, o głupotach, codziennych sprawach. Czułem się, jakby znowu miał 16 lat i przeżywał coś, czego nigdy nie zaznałem - nastoletnią miłość. Śmialiśmy się z przeintelektualizowanych, pretensjonalnych osób, głupich obrazków, pisaliśmy sobie słodkie rzeczy. Ciągnęło nas ku sobie.

No i w końcu nadszedł ten dzień, spotkaliśmy się pierwszy raz i... totalnie między nami zaiskrzyło! Na żywo była jeszcze śliczniejsza, wyglądała jak owoc związku Salmy Hayek z Monicą Bellucci i ubierała się jak Włoszka z filmu z lat 50. Gdyby powstał chwilę wcześniej, powiedziałbym że zachowaniem przypominała mi Joi z nowego Blade Runnera - obecna, kochająca, ale nie natarczywa. Chcąca sprawić, byś czuł się przy niej wyjątkowo. Spacerowaliśmy, rozmawialiśmy o głupotach, filmach, planach, świecących w ciemnościach dinozaurach, całowaliśmy się w parku do późnej nocy nie chcąc się pożegnać. Jej uroda mnie onieśmielała. Trafiała tak idealnie w mój gust, że momentami zastanawiałem się, kiedy jakiś głos zza kadru powie "Wstawaj stary, zesrałeś się". Nocami śniłem o niej, w dzień nie mogłem zebrać myśli. Kolejne spotkanie wkrótce później i czułem, że ta nieśmiała dziewczyna zaufała mi. Spędziliśmy wtedy razem kilka dni. Widziałem, że była ze mną szczęśliwa, mówiła, że czuje się bezpiecznie, płakała, przytulaliśmy się. Była wiosna, piękna pogoda, przed nami lato... czy coś mogło pójść nie tak?

Coś? Źle? Oczywiście, że tak - wszystko #!$%@?ło się błyskawicznie, gdy tylko poczułem, że zaczynam tracić kontrolę nad sobą i swoimi emocjami. Umysł zniszczony latami samotności, lęku przed zaangażowaniem i brakiem doświadczenia w normalnych relacjach podsuwał najdziwniejsze scenariusze. A co, jeśli nie wyjdzie i ona mnie zostawi? A co, jeśli pozna kogoś lepszego? A co, jeśli ona tylko się mną bawi? A co, jeśli tylko tak udaje? Przecież tak naprawdę nie zna mnie ani mojej przeszłości, co zrobi gdy okaże się, że jednak jestem inny niż jej się wydawało? Jest za dobra, zostawi mnie gdy tylko zobaczy jaki jestem naprawdę. Wcześniejsze doświadczenia i obawy atakowały tym mocniej, im silniejsza była fascynacja a wraz z nią lęk o to, jak zniosę potencjalne rozstanie. Oczywiście nie rozmawiałem z nią o tym, nie potrafiłem. Bałem się, że wtedy ucieknie jeszcze szybciej. Nie wiedziałem co robić, czułem się wewnętrznie rozdarty. Wreszcie stało się najgorsze: totalnie spanikowałem, wmówiłem sobie, że ona chce mną manipulować, zerwałem kontakt. Nie odbierałem telefonów, rzadko odpisywałem na jej wiadomości. Czasem przełamywałem się, mówiłem jej miłe rzeczy by potem karcić się w myślach i nie odzywać się kilka dni. Wmawiałem sobie, że to dobra decyzja, że ona tylko czeka aby owinąć mnie sobie wokół palca, wykorzystać i zostawić. Tymczasem ona chyba nie wiedziała sama do końca co się dzieje. Może pomyślała, że się na nią obraziłem? Może że coś mi się w niej nie spodobało? Może zostałem w jej oczach tym, czym nie chciałem, żeby mnie widziała - kolejnym fałszywym, zakompleksionym, wystraszonym gnojem z internetu? Jeśli tak, to była uparta, nie poddawała się, próbowała długo. Dzwoniła jeszcze do mnie wiele tygodni, pisała - ja jeśli odpowiadałem to coraz bardziej oschle, ignorowałem ją. Tak będzie lepiej dla mnie i dla niej, tłumaczyłem sobie. Oszczędzimy sobie przyszłych rozczarowań. Nigdy więcej się nie spotkaliśmy. Po kilku miesiącach od ostatniego kontaktu napisałem do niej, sam nie wiem po co. W odpowiedzi uśmiechnęła się, powiedziała, że wciąż o nas myśli. Zadałem ostatni cios, powiedziałem, że nie warto - mam kogoś. Nigdy więcej o niej nie słyszałem.

Epizod był skończony. Wiele czasu zajęło mi w pełni zrozumienie, co tak właściwie się #!$%@?ło. Według swoich starych zasad przecież wygrałem, zachowałem chłód i uniknąłem rozczarowań. Kolejna udana misja. Dlaczego czułem, że jest inaczej? Prawda przychodziła powoli. Dopiero po czasie doszło do mnie, że wtedy, wraz z tą dziewczyną, w oceanie drapieżników pojawiła się inna ryba, przyjazna i kolorowa - a ja zachowałem się dokładnie tak, jak te laski dawno temu wobec mnie. Gorzej, nie byłem nawet drapieżnikiem, byłem niczym beczka toksycznych odpadów zrzucona do morza. Zdobyłem czyjeś zaufanie, a potem wykorzystałem to by zranić i zniszczyć drugą osobę. I tym samym stałem się ostatecznie nawet gorszy niż panny, które zrobiły mi to samo przed laty. Przez urojone lęki i strach świadomie odrzuciłem najlepszą szansę jaką miałem na wyrwanie się z błędnego koła, w którym od lat byłem.

Sporo czasu minęło od tamtej pory i teraz wiem, że tamte wydarzenia zapoczątkowały w moim życiu coś nowego. Chyba dopiero zrozumienie tego, co się wtedy stało pozwoliło mi zmienić swoje podejście i na dobre skończyć z demonami z przeszłości. Straciłem chęć do bezcelowych internetowych romansów, zrezygnowałem z tinderów, zrezygnowałem z udawania, dorosłem - postawiłem na szczerość i bycie sobą, ze swoimi zaletami, wadami i obawami. Zaakceptowałem siebie oraz to jaki jestem, nie boję się już emocji i rozmowy o nich - nawet jeśli są negatywne. Nie boję się poświęcić dla kogoś, przeciwnie - więcej czasu i uwagi mam teraz dla ludzi, którzy są wokół mnie. Mówią, że mam dobre serce, a ja już nie kłócę się mówiąc, że to nieprawda. Nie krzywdzę, jasno rozmawiam o problemach. Dziś jestem innym człowiekiem niż byłem te parę lat temu i, zaryzykuję to, lepszym i szczęśliwszym niż dawniej. Zrozumiałem, że nie stworzysz udanej relacji, jeśli nie znasz i nie akceptujesz sam siebie. Żałuję tylko, że musiało się to stać w taki sposób.

Co teraz robi, gdzie mieszka, czy ma kogoś, czy jest szczęśliwa - nie mam pojęcia. Może nie pamięta już całej sytuacji, może na myśl o mnie machnie tylko ręką mówiąc "Niech ginie", a może teraz to ona walczy ze swoimi demonami i boi się zaangażować? Jest mi głupio za moje błędy, ale przeszłości nie zmienię. Czasem myślę, że chciałbym kiedyś powiedzieć jej to wszystko, ale czy przepraszanie osoby, z którą nie masz od dawna kontaktu za sytuację sprzed lat ma jakikolwiek sens? Czy to egoistyczny zabieg dla uspokojenia swojego sumienia czy może faktycznie może przynieść drugiej stronie coś pozytywnego? Nawet gdy teraz o tym myślę, zastanawiam się - czemu miałbym to robić? Jakie będzie to miało znaczenie, jaką wartość? Nie rzuci mi się już na szyje, walka o "my, nas" skończyła się lata temu, kurz dawno opadł. "A jak się po latach spotkali, to razem płakali" nie będzie. Raz wszedłem w jej życie z butami i uważam, ze to wystarczy, nie miałbym moralnego prawa zrobić tego ponownie, rzeka która teraz tam płynie jest już inna, ona jest inna. Robiąc cokolwiek rozdrapałbym tylko ponownie zaleczone rany. Moim zdaniem te wracające czasem jeszcze do mnie wyrzuty sumienia to cena, jaką zapłaciłem za uwolnienie się od swojej przeszłości - i zarazem przypomnienie o niej. Wspomnienie o drodze, którą sam sobie kiedyś wybrałem, ale z której szczęśliwie udało mi się zejść.

Historia, którą opowiedziałem raz na jakiś czas wraca do mnie w formie przemyśleń, czasem rozbłyskuje na parę chwil, innym razem zostaje na dłużej. Nie opowiadałem jej nigdy nikomu, ale postanowiłem się nią podzielić teraz. Myślę, że jest to dla mnie zakończenie pewnego okresu, forma autoterapii. Może moje doświadczenia i przemyślenia kogoś zaciekawią, może ktoś jest właśnie tam, gdzie ja byłem kiedyś i dzięki temu sam zastanowi się nad sobą? No bo #!$%@?, mirki. Świat związków nie jest oceanem pełnym bezdusznych drapieżników. Oczywiście one w nim są, ale też trochę sami go sobie takim tworzymy. Są ryby od których lepiej trzymać się z daleka, są takie nadymające się, kolczaste. Ale są też te przyjazne, kolorowe;33 Musisz użyć głowy, żeby wiedzieć kiedy trafiasz w toksyczne bagno, a kiedy masz szansę na wspaniałą relację. Moim zdaniem warto nie bać się i pozostać otwartym, nawet jeśli przeszłe doświadczenia były złe. A przede wszystkim - warto ze sobą rozmawiać, jakkolwiek banalnie to brzmi.

A co do samej kobiety, dzięki której zrozumiałem swoje błędy i kosztem której ostatecznie zmieniłem się i znalazłem swój wewnętrzny spokój... Myślę, że chciałbym kiedyś po prostu dowiedzieć, że u niej wszystko potoczyło się ok. Zobaczyć ją przypadkiem kątem oka po latach w Wenecji (abo Ciechocinku lub Licheniu, w końcu żyjemy w Polsce) jak Alfred Bruce'a Wayne w finale trylogii Nolana i widzieć, że jest szczęśliwa. Chociaż myślę, że raczej nigdy się tego nie dowiem, więc jeśli dalej gdzieś tam jest... dziękuję. I przepraszam.

#zwiazki #przemyslenia #logikaniebieskichpaskow #rozowepaski

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5fc8b1901831d2000bfc179c
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 16
@AnonimoweMirkoWyznania: z jednej strony pojawia się pytanie po co to rozdrapywać? Po co ruszać? Ale z drugiej w takich sytuacjach często druga strona szuka błędu w sobie, zachodzi w głowę co takiego zrobiła nie tak, czym zawiniła, w której chwili zachowała się nie tak jak powinna. Warto by to wyprostować. Choć jeśli minęło parę lat to ona już mogła zamknąć ten rozdział i schować go głęboko.
A to czego nauczyłam się
@AnonimoweMirkoWyznania: o stary, dzięki, że mogłem to przeczytać, świetna forma, lekkość z jaką piszesz do mnie niesamowicie trafiła. Trochę jakbym w tej ścianie tekstu zobaczył wiszące na niej lustro i swoje odbicie, pocięte, zamaskowane. Dzięki jeszcze raz.
OP: @fraszka_lubaszka: Zgadzam się z Tobą, wyjaśnienie drugiej stronie gdzie leżała wina było w zasadzie jedynym "za", które rozpatrywałem. Odrzucony człowiek zwykle wybiera jedno z dwóch rozwiązań. Ja swoje niepowodzenia przekuwałem we wściekłość. Mściłem się na za swoje krzywdy, żeby inni czuli to samo, co ja. Czy ona byłaby do tego też zdolna? Myślę, że nie. W moich oczach nie była takim człowiekiem. Była raczej typem dziewczyny, która chce ci
NiezweryfikowanyOP: OP here, dodaję bez weryfikacji, bo poprzedni wpis albo zaginął albo już kilka dobrych godzin wisi w poczekalni;(

@fraszka_lubaszka: Zgadzam się z Tobą, wyjaśnienie drugiej stronie gdzie leżała wina było w zasadzie jedynym "za", które rozpatrywałem. Odrzucony człowiek zwykle wybiera jedno z dwóch rozwiązań. Wycofanie, rezygnacja, poczucie skrzywdzenia - albo tak, jak ja przekuwa swoje niepowodzenia we wściekłość. Mściłem się za swoje dawne krzywdy, żeby inni czuli to samo,
@AnonimoweMirkoWyznania spójrz na to z innej strony, jeśli nie spróbujesz to do końca życia będziesz się walić w łeb że jednak nie spróbowałeś, A tak to być może pogadacie I albo zaczniecie od nowa albo już definitywnie to skończycie jak ludzie. Ja mam wrażenie, że ona nadal może o was myśleć i logiczne jest, że bardzo się ucieszy z takiej wiadomości. Wiadomo, trochę będzie w szoku Ale myślę, że to będzie taki
OP: @marm0lada: Ja staram się zrozumieć przede wszystkim jej perspektywę - odwróć role, wyobraź sobie na przykład, że oto nagle po latach pojawia się Twój toksyczny eks, mówi że robi to żeby przeprosić, że zmienił się, że jest inny. Czy to nie będzie właśnie brzmiało jak klasyczna gadka manipulanta? Myślę, że dla większości normalnych osób (a za taką ją uważam) naturalna reakcja to coś w stylu słów ś.p. prezydenta: Spieprzaj,
@AnonimoweMirkoWyznania ja jednak polecam nie patrzenie się na żadne szkielety i analizowanie, tylko odpięcie wrotek I zobaczenie co się stanie, to nie powrót do tamtego siebie, tylko to coś w stylu powrotu do starego miejsca w grze rpg z większym levelem, przez co możesz wejść do miejsc na które nie było Cię stać wcześniej.
Ja staram się zrozumieć przede wszystkim jej perspektywę - odwróć role, wyobraź sobie na przykład, że oto nagle po latach pojawia się Twój toksyczny eks, mówi że robi to żeby przeprosić, że zmienił się, że jest inny. Czy to nie będzie właśnie brzmiało jak klasyczna gadka manipulanta? Myślę, że dla większości normalnych osób (a za taką ją uważam) naturalna reakcja to coś w stylu słów ś.p. prezydenta: Spieprzaj, dziadu:)


@AnonimoweMirkoWyznania: OPie