Wpis z mikrobloga

https://streamable.com/zdxfdv

Nie ma wątpliwości, że polskie kino obecnie ma się znakomicie. Krytycy polscy i zagraniczni doceniają kunszt Pawlikowskiego czy Komasy, lecz wielu z nas zapomina o jednym z najważniejszych i najodważniejszych dzieł ostatnich lat - “Trzecich Urodzin Oli Kordas”.
Nic dziwnego, pozycja ta może zniechęcać swoją długością (niemal 4 godziny!), statycznymi ujęciami i pozornym brakiem fabuły. Znawcy kina dostrzegą jednak wyraźną inspirację jednym z najważniejszych dzieł kinematografii – “Szatańskiego Tanga”. Nie są to jednak puste inspiracje dziełem Tarra. Reżyser i właściciel niezależnego studia Imprezy Elbląg, Wojciech Zbrzeźniak świadomie nawiązuje do konwencji “Szatańskiego Tanga”, filtrując ją przez współczesne realia polskiej prowincji, przesiąkniętej alkoholizmem, zacofaniem, biedą i muzyką disco polo. Nie brak tu też innych nawiązań, świadczących o wysokiej erudycji kinowej i literackiej reżysera. Już sam tytuł, “Trzecie Urodziny Oli Kordas” jest nieco zwodniczy. Faktycznie, zaczynamy od obserwowania solenizatnki, lecz już niebawem znikają pozory, że to o nią tutaj chodzi, a na pierwszy plan wychodzą inni, jakże różnorodni bohaterowie. Od razu widać tu analogię do “Wesela” Wyspiańskiego, gdzie tak naprawdę para młoda oraz sama uroczystość weselna schodziła na dalszy plan. A skoro już przy “Weselu” jesteśmy – czuć tu też nuty innego “Wesela” – tego wyreżyserowanego przez Wojtka Smarzowskiego. O ile temat prowincji, patologii czy najgorszych cech Polaków jest bliski obu reżyserom, tak Zbrzeźniak prezentuje go z wyższą dojrzałością i bardziej obiektywnym podejściem. Realizuje film w konwencji “found footage”, dotychczas zarezerwowaną dla niskobudżetowych horrorów. I, co ciekawe, nadaje jej nowy blask. Utrzymanie filmu w konwencji rodzinnego nagrania na zamówienie oraz zaangażowanie niezwykle zdolnych naturszczyków nadaje mnóstwa autentyczności i realizmu całemu przedsięwzięciu. To oddziałuje na widza mocniej, niż tzw. hiperrealizm Smarzowskiego.
Skoro już przy nawiązaniach kinematograficznych i literackich jesteśmy, nie sposób nie dostrzec podobieństw do “Climaxu” Gaspara Noe. Długie, hipnotyczne sceny tańca – są, coraz bardziej niepokojące sceny – są, najgorsze cechy wychodzące z ludzi pod wpływem pewnych substancji (w tym kazirodztwo!) – również. To o tyle ciekawa kwestia, że głośny film Noe powstał po “Urodzinach”. Przypadek?
W przeciwieństwie do “Climaxu”, tu nikt nie przedstawia nam bohaterów i sami musimy dojść do tego, kto jest kim. Czy chyba najbardziej prominentna postać, brzuchaty dżentelmen to ojciec, wujek Oli, kim dla niego jest młoda dama w czapce z daszkiem, a także kim jest starszy pan, pani z wózkiem i liczni kręcący się wokół młodzi mężczyźni? Reżyser pozostawia tę zagwozdkę nam – i nie jest wcale ona taka prosta. Ten zabieg to sprytna dekonstrukcja tradycyjnego pojęcia o rodzinie. Mogłoby się wydawać, że w społecznościach takich, jak ukazana w filmie role i relacje w rodzinie są jasno określone – okazuje sie, że jest zupełnie inaczej. Najwyraźniejszym (i najbardziej szokującym) obrazującym to elementem są zaloty brzuchatego mężczyzny do o wiele młodszej dziewczyny oraz zaskakujący brak reakcji ze strony reszty imprezowiczów. Można to odebrać również jako komentarz do panującego w naszym społeczeństwie patriarchalnego podejścia i cichego przyzwolenia na wysoce niemoralne zachowania względem kobiet.
O tym, jakim arcydziełem są “Trzecie Urodziny Oli Kordas” świadczy nie tylko opisana wyżej warstwa merytoryczna, ale również techniczna i realizatorska. Na szczególną uwagę zasługują kostiumy (kostiumograf musiał bacznie obserwować modę panującą na prowincji i długo szukać odpowiednich ubrań w second-handach) oraz charakteryzacja. Przywiązanie do szczegółów wprawia w osłupienie – zwłaszcza pojawiające się z czasem coraz większe plamy na ubraniu największego z biesiadników. Na początku na koszulce, mogące sugerować oblanie piwem, a później na spodenkach – tego wyjaśniać chyba już nie muszę. Idealnie działa tu również gra świateł – im ciemniej, tym z biesiadników wychodzi coraz więcej demonów, stają sie coraz śmielsi w swoich działaniach. Pod koniec obserwujemy akcję następnego dnia, w pełnym słońcu, gdzie znowu panuje względny spokój. Końcówka zostawia nas z niepokojem – co stanie się tego wieczora? Najpewniej znajdzie się kolejna okazja do spożywania alkoholu. Nie bez znaczenia wydają się tu słowa wyśpiewywane przez samego reżysera, wcielającego się w rolę wodzireja: „Wśród siedmiu dni tygodnia/Jednakich tak,W tańczących deszczu kroplach/Zawodu łzach, Po lustra obu stronach/W nowych wciąż marzeniach, Gdzie jestem, gdzie mnie nie ma/Już nie bardzo wiem.”
Muzyka to kolejny, nieodłączny element tego filmu. Znajdziemy tu, a jakże, wiele przebojów disco polo. Kilkugodzinne słuchanie piosenek z tego nurtu może być dla wrażliwszych odbiorców ciężkostrawne. Dodajmy do tego fakt, że są one śpiewane przez bohaterów filmu – a im później, tym bardziej mylone są słowa i gubiona melodia. Każdy tu również fałszuje. Chapeau bas za realizm i bezkompromisowość – w końcu prawdziwa sztuka nie musi być łatwa i przyjemna w odbiorze.
Jednak najbardziej prominentnym fragmentem muzycznym jest piosenka „Facet to świnia”, a także reakcja bohatera z wielkim brzuchem, w brudnej koszulce i o iście knurzym fizys. W scenie, kiedy z oburzeniem pyta „co?” operator rezygnuje z długich, statycznych ujęć na rzecz szybkiego szwenku, co daje komiczny efekt i świadczy o perfekcyjnym timingu komediowym twórców. Podczas tego ponurego z grubsza seansu nie raz wybuchałem śmiechem nawet przy prostych, slapstickowych scenach przewracania czy potykania się. Wykreowanie takich scen, aby bawiły, wymaga wbrew pozorom ogromnego talentu. Wielu tuzów poważnego kina wykładało się na robieniu komedii, a Zbrzeźniak ukazuje niezwykłą zdolność szafowania gatunkami.
„Trzecie Urodziny Oli Kordas” to film, który dostarcza tematów na analizy nie tylko filmoznawcze, ale również socjologiczne czy psychologiczne. W tym tekście padło już wiele słów, a z pewnością padnie jeszcze wiele więcej, co świadczy o wielkości i mnogości znaczeń tego arcydzieła kinematografii.

#pasta #heheszki #imprezyelblag #elblag
  • 5