Wpis z mikrobloga

Z notatnika żołnierza 1. Szwadronu 2. Dywizji Kawalerii USA

21 kwietnia 1985 roku.
"Po niespełna dwóch godzinach odpoczynku i uzupełnienia rezerw amunicji ponownie planowali skierować nas na linię frontu. Mieliśmy uzupełnić rozerwane na strzępy elementy pierwszej linii obrony, na którą składały się strzępki innego plutonu. Według tego co mówił sierżant Maxez ich szanse na zatrzymanie pierwszego uderzenia były niewielkie. Świadomość tego, że komuchy są tak blisko nas i że dają nam takie bęcki, była nie do zniesienia. Chęć odwetu równoważyła się ze strachem.

Na miejsce natarcia dotarliśmy pieszo, bowiem wszelkie dostępne środki transportu były albo zajęte ewakuacją zaopatrzenia z obecnych pozycji autostradą, albo wspierały ogniowo oddziały frontowe. Jeszcze gdy byliśmy w bazie słyszałem narzekania kierowców M113 na to, że są rzucani na pewną śmierć. 'Jak my wszyscy' odpowiadałem sobie w duchu. Sama linia obrony była według tego co zrozumiałem bardzo rozrzucona i wręcz niemożliwa do pokrycia przez niespełna dwudziestu chłopa. Finalnie, nie dotarliśmy na pozycje obronne Comanche 1-2, a do miasteczka Molbath.

Było ono jakimś dziwnym spełnieniem moich wyobrażeń o tym konflikcie. Opustoszałe, splądrowane i przede wszystkim bezludne miasto, które jeszcze kilka dni temu najpewniej tętniło życiem. Moją chwilę poetyckich rozmyślań w miarę szybko przerwał wystrzał z sowieckiego granatnika. Momentalnie otrzepałem się z kurzu i sprawdziłem kolegów. Na szczęście, wszyscy byliśmy cali. Od tamtego momentu chyba każdy z nas zrozumiał, że tutaj już nie jest bezpiecznie.

Sowieci niespecjalnie spieszyli się z nacieraniem na miasto. Raczej ostrożnie próbowali wyeliminować to ognisko oporu atakując wysunięte elementy obrony. Nie był to spacerek po parku, toteż natarcie na chwilę się zatrzymało. Kiedy łapaliśmy oddech, Sowieci nacierali z większą siłą, potem przerywali na moment i tak w kółko. Po około pół godziny zwinęliśmy się z miejscowości w celu zajęcia kolejnych pozycji ogniowych. Nastąpiło to jednak w takim chaosie, że nie jestem pewny czy wszyscy wydostali się z nami z miasta. To przerażające uczucie, mieć świadomość że wycofujesz się, kiedy ktoś tam został i być może dalej walczy...

Po zajęciu nowych pozycji oczekiwaliśmy na natarcie czerwonej zarazy. Tym razem, zamiast dobrze okopanej pozycji w mieście, utrzymywaliśmy jakiś bunkier i stertę bali pośrodku pola. Naprawdę, #!$%@?, z deszczu pod rynnę... Pocieszałem się w duchu tym, że Comanche 1-1 broni się na jeszcze gorszej pozycji, a i tak dają radę. Dostaliśmy chwilę na odpoczynek, po czym dowódca kazał mi obsadzić em dwójkę. Chwilę potem nastało piekło takie, jak pierwszego dnia inwazji. Sowieci rzucili na nas chyba pluton zmotoryzowany, bo sam nasz pięcioosobowy element rozwalił cztery beteery. Jeden ze świeżaków, Pacovsky podczas próby eliminowania jednego z wozów oberwał odłamkami. Próbowaliśmy go jakkolwiek odratować, ale na próżno. Odszedł w strasznej męce, a my po prostu się na to patrzyliśmy. Żaden z nas nie miał morfiny ani środków medycznych. To naprawdę straszne widzieć młodego chłopaka, który w taki sposób kończy. Nie zdążyliśmy nawet go ze sobą zabrać- kanonada wroga zmusiła nas do wycofania się dalej w głąb sektorów obrony.

Kiedy dotarliśmy do umocnień, dowódca poinformował nas o tym, że do ewakuacji zostało pół godziny. I mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to było najgorsze pół godziny mojego życia. Sowieci dopiero teraz nabrali impetu i momentalnie zbierali na nas coraz większe siły. W pewnym momencie oberwałem na tyle mocno, że karabin wypadł mi z rąk. Medykamenty znalazłem w skrzynce zaopatrzeniowej przy okopie, co chyba uratowało mi życie. Kiedy jeszcze kończyłem zakładanie bandaża, oberwał nasz celowniczy wyrzutni Templarsson. Rzuciłem jeden z magazynków jaki miałem do dowódcy drużyny, po czym zacząłem łatać rannego. Rana była o tyle paskudna, że przeszła na wylot. Zgodnie z rozkazem dowódcy, pobrałem jego sprzęt. Gdy na nasze pozycje dotarła również ekipa z Alphy, naczelne gryzipiórki podjęły decyzję o zwinięciu się do Rassau.

Templarsson tego nie przeżył. Zmarł na moich rękach z ran w połowie drogi do punktu Alamo.

Nazwa Alamo nie wzięła się tam przez przypadek. Była to faktycznie twierdza, najeżona pozycjami do obrony jak i stanowiskami ATGM i MG. Zegarek pokazywał, że by spełnić założenie dowodzenia, musimy tam wytrzymać dziesięć minut. Ruscy chyba też mieli tego świadomość, bowiem rzucili na nas nie tylko zmecholi, ale i czołgi. Nam za to towarzyszył kolejny problem- braki w medykamentach i amunicji. Logistyka nie popisała się i nie zostawiła nam wiele wyposażenia, prawdopodobnie dając priorytet na pierwszą linię walk. Ta głupia decyzja kosztowała życie naszego dowódcy, Maxeza, jak i zdrowie pozostałych w oddziale, to jest mnie i Mitriusa. Jednakże jakimś cudem wytrzymaliśmy.

Kiedy zegary wybiły godzinę ewakuacji, nikt po nas nie przyjechał, ani nas nie zluzował. W zasadzie to miałem wrażenie, że każdy o nas zapomniał, bowiem wywołania radiowe również nie przynosiły efektu. Na własną rękę więc udaliśmy się z celowniczym na pozycje Alphy, w celu wspólnego przemieszczenia się na sojusznicze pozycje. Na szczęście, ich perymetr dalej była pokryty. Wspólnie, mimo ran i zmęczenia, wycofaliśmy się z tego piekła. Obawiam się jednak, że w mieście wciąż zostali nasi. Gdy byliśmy już poza miastem i w bezpiecznej odległości, wciąż słyszeliśmy wymianę ognia... Nie wiem czy ktoś tam został, nawet nie chcę o tym myśleć. Prawda jest taka, że gdybyśmy po nich wrócili, to nikt nie wyszedłby z tego starcia cało.

A ja jeszcze chcę przeżyć."

Powyższy tekst to raport AAR z rozgrywanej jakiś czas temu misji "The Tide". Jeśli i ty chcesz dołączyć do nas w odgrywaniu współczesnego pola walki nie wahaj się i złóż podanie:

https://forum.armacoopcorps.pl/topic/2257-do%C5%82%C4%85cz-do-nas

Do zobaczenia w boju!

#arma #arma3 #symulatory #gry #grykomputerowe

Tagi dla zainteresowanych: #dcs #squad #postscriptum #hellletloose #armaforces
ArmaCoopCorps - Z notatnika żołnierza 1. Szwadronu 2. Dywizji Kawalerii USA

21 kwiet...

źródło: comment_1658826352GioV7SOnanK39TSvdgT5A4.jpg

Pobierz