Wpis z mikrobloga

Encre Noire A L'Extreme Lalique #18

Kto z Was kojarzy moje wpisy lub komentarze na najlepszym tagu, ten pewnie już zorientował się, że jestem absolutnym fanem serii Encre Noire. Ponieważ wiedziałem że będę dzisiaj zabiegany, i do domu wrócę późno, to zdecydowałem, że to dobry dzień na recenzję czegoś, co właśnie nie jest mi obce. Zarzuciłem więc rano EN L’Extreme na jedną rękę, i dla kontrastu klasyczne EN na drugą.

Po pierwsze, nie ma żadnych wątpliwości że zapachy te się różnią. Jak ktoś twierdzi że to ten sam płyn tylko inaczej zapakowany (serio czytałem taką opinię xD) to z automatu przestaje mu wierzyć w jakiekolwiek osądy. Tutaj pojawiają się aromaty balsamiczne, żywiczne i odrobina dymu.

Po drugie, to jednak zdecydowanie nadal jest Encre Noire, i nie ma tutaj wątpliwości że jest to kontynuacja tej samej serii. Cudowna wetyweria i intensywny cyprys, czyli to co tygryski lubią najbardziej.

W opisie EN poprzednio posłużyłem się homeryckim skojarzeniem, które pozwolę sobie przywołać: “wyobrażając sobie spacer po pradawnym lesie pełnym grubych cedrów i świerków, wśród mchu porastającego leżące w pobliżu strumyka głazu, w akompaniamencie tajemniczej mgły. Widzę starą drewnianą kaplicę, o której pomyślałbym że jest opuszczona gdyby nie palące się przy niej pochodnie, widzę zejście do jej katakumb, z których powiewa chłodna bryza niosąca jeszcze więcej tego boskiego aromatu”.

I teraz, po co ja to właściwie cytuję? A bo czytając ten opis najlepiej widzę różnicę między tymi wersjami. Otóż elementem łączącym wszystkie sceny powyższej fantazji, jest wilgoć. A to mgła, a to strumyk, a to chłodna bryza katakumb. I tego właśnie nie widzę w L’Extreme. Cała ta wilgoć jest zamieniona w ciepły, suchy, balsamiczny aromat. Ta listopadowa leśna ziemistość zamieniła się w coś jakby wrześniową randkę/piknik przy lesie, który nie jest już ani taki pradawny, ani taki zamglony, a zamiast kaplicy ma drewnianą altankę wybudowaną ze środków unijnych.

Czy zapach na tym stracił? Cóż, moim zdaniem tak. Oryginał był tym, do czego me serce wyrwało się bez opamiętania, więc każde odstąpienie od niego, dla mnie jest na minus. Wiem, że wiele osób postrzega tą zmianę odwrotnie, i dosyć często widziałem wskazywanie L’Extreme jako tego lepszego kuzyna w Laliquowej rodzince. W pełni to rozumiem, bo szczerze mówiąc, chociaż różnicę oceniłem negatywnie, to jest to na tyle mały negatyw w moich oczach, że może za parę dni odwrócę ich kolejność w moim rankingu. Po prostu oba zapachy są dla mnie wybitnie wręcz przyjemne, i to, że dzisiaj preferuje prodawną wilgoć, nie oznacza że jutro nie pociągnie mnie balsamiczna słodkość. Zastanawiałem się czy w ogóle wspominać o tej cesze EN A L’E w sposób negatywny, bo nie chce błędnie wprowadzić Was w przekonanie że zapach mnie nie zachwycił. Otóż zachwycił! Ale po prostu nie w takim stopniu jak EN.

Flakon to oczywiście doskonały majstersztyk, w moich oczach nic nie ma podjazdu do tych równych kubicznych brył. Przepołowienie butelki tak że górna część jest przezroczysta to moim zdaniem strzał w dziesiątkę, efekt jest przepiękny i świetnie współpracuje z aromatem tej wersji.

Niestety, jest też pewien dosyć srogi minus, na który muszę zwrócić uwagę. Trwałość tego smrodka to niestety smutna kpina. Naczytałem się opinii o dziewięcio godzinnej projekcji, ale to ponoć w starych wersjach. U mnie po 3h zapach był wyczuwalny na poziomie placebo. W tym samym czasie klasyczny EN z drugiego nadgarstka pracował i cieszył nozdrza w najlepsze. Będę musiał obowiązkowo sprawdzić któryś ze starych batchy, bo tak przyjemny zapach sparowany z tak dobrymi parametrami, jak te deklarowane w starych komentarzach, byłby dla mnie absolutnym hitem. Niestety przy obecnym stanie rzeczy, no… jest kiepskawo. Gdy popołudniu szykowałem się do wyjścia z domu, zarzuciłem na siebie oba te zapachy (w dużej ilości). Dzięki temu wygasający L’Extreme pozwalał klasycznemu EN na wyjście z cienia, i uratował on nieco trwałość i projekcje całej kompozycji. Do samotnego noszenia ten flakon niestety nie będzie się jednak nadawał… A szkoda bo zapach (powtórzę się) jest przepiękny.

Wyobrażam sobie że tak właśnie pachnie bogaty gentleman, który nie musi nic nikomu udowadniać drogimi flakonami, i może bezkompromisowo sięgnąć po to, co po prostu pachnie mu najlepiej.

Wołam @mingan bo był ciekaw co napiszę o tym zapachu

EN A L'Extreme na fragrze

#barcolwoncha
#perfumy
Barcol - Encre Noire A L'Extreme Lalique #18

Kto z Was kojarzy moje wpisy lub kome...

źródło: comment_1668202481PM1Xhta7dL2AmhI6wP7NtS.jpg

Pobierz
  • 10
@Barcol mam flakon z ubytkiem EN A L'Extreme 20ml jakby ktoś chciał, kupiłem bo z testów kojarzyłem go jako Encre Noire z dodatkiem mięty, ale widocznie coś mi się powaliło i tak odebrałem ten cyprys albo coś drzewnego i teraz inaczej go odbieram po przeczytaniu fragry i ti jednak nie jest zaiach dla mnie.
@Barcol: na mnie Extreme trzyma mocniej niż zwykły EN, ale zauważyłem, że trwałość tej serii jest bardzo zależna od aury na dworze.
Co do tego który lepszy to EN ma u mnie osobne miejsce w sercu bo to flakon, który rozpoczął moją fascynację perfumami. Natomiast Extreme wydaje mi się najciekawszą kompozycją (choć to i tak sporta używam najczęściej z całej trójki :p ).
@mingan: u mnie sport był zapalnikiem tego hobby. Zupelnym przypadkiem wszedlem na ten tag z ciekawość, i ktos napisał że są w spoko cenie i ze to dobre perfumy. No to wsadziłem do koszyka i dodałem pare próbek ( ͡° ͜ʖ ͡°) tak rozpoczęła sie moja droga do bankructwa