Wpis z mikrobloga

Jakie były wasze ulubione szkolne zabawy na przerwach? Moja ulubiona to nawet nie wiem czy ma jakąś nazwę powszechną, ale czasem była nazywana cykorem. Polegała na tym, żeby podczas przerwy na korytarzu jak najgłośniej powiedzieć "AAA #!$%@?" posługując się udawanym kichnięciem lub kaszlnięciem. Oczywiście im głośniej ktoś tak zrobił, tym większy respekt zyskiwał pośród kolegów. Dodatkowe punkty respektu zdobywało się jak akurat nauczyciel przechodził obok podczas "kaszlnięcia". Miło wspominam tę zabawę. Zawsze rozśmieszała towarzystwo - od pierwszej klasy podstawówki aż po studia magisterskie.
  • 246
@RobieZdrowaZupke:
Wciągająca zabawa : Jedna osoba zagadywała ofiarę siedzącą w ławce na przerwie a dwie łapały go za nogi i wciągały pod ławkę aż nagle w pewnym momencie pewnego przegrywa tak wciągnęli pod ławkę że chłop uderzył brodą o ławkę a później głową o krzesło że się popłakał i poskarżył nauczycielce (przez co później miał zakaz się z nami "bawić" :D )
Kulka kauczukowa która odbijała się od ściany najlepszy był
@RobieZdrowaZupke: W gimnazjum miałem takie patio otoczone murami szkoły (trochę jak w więzieniu) i zrzucało się balon zrobiony z folii i napełniony woda w ludzi zgromadzonym na tym patio. Kolejna zabawa to klasyczne wywracanie plecaka na druga stronę.
@RobieZdrowaZupke: u mnie było podobnie, siadaliśmy na lekcji typowaliśmy kto zaczyna i następny. Cała zabawa polegała, ze trzeba krzyknąć głośniej imię nauczyciela od poprzednika. Tak wiec jak pierwsza osoba krzyknęła „Mirek” na 90% to kolejne już musiały krzyczeć z całych sił. ¯_(ツ)_/¯
@holan tych tazosów było dużo edycji, serie, jakieś trójwymiarowe, potem te takie grube, pamiętam, że byłem bossem tazosowym w szkole, grałem z każdym miałem wszystko, przychodzili do mnie goście grać z kilku klas wzwyż, raz mi jakiś gościu chciał tazosa #!$%@?ć to miałem do takich gier podwyższonego ryzyka obstawę wynajętą za tazosy, to były czasy :D Pamiętam były też lizania tazosów że niby oszukujesz i inne triki, to się potem tazosy przeglądało
Najlepsza była gra w "syfa". Podobnie jak wyżej już opisywane, syfem była kula z papieru owinięta taśmą klejącą (syfem była też osoba grająca w syfa mająca akurat syfa w rękach. Syfy na ryju nie były wymagane)
Był to rodzaj berka - osoba z syfem musiała "upolować" trafieniem inne osoby. Osoba trafiona stawała się nowym syfem.
Nie było nic lepszego niż jakaś wolna lekcja, puste korytarze i ganianie się po całej szkole <3
@RobieZdrowaZupke: Ślepy bokser, mieliśmy szatnie w której nie było okien, wyłączaliśmy światło i młóciliśmy łapami w różne strony, zdarzały się bardzo zabawne gongi, nikt jakoś nie brał pod uwagę ewentualnych konsekwencji więc wszyscy bawili się fenomenalnie ( ͡° ͜ʖ ͡°). Było jeszcze robienie muchy na ścianie przed nauczycielem, czyli biegło się i odbijało od ściany wyskakując i tworząc ową muche, dodatkowe punkty jeśli zrobiło się to dosłownie
@neonn: Tez graliśmy w „syfa”, ale u nas syf był niewidzialny, ot po prostu ktoś Cię dotknął i tym samym przeniósł na Ciebie syfa i teraz Ty musisz dotknąć kogoś, żeby syfa się pozbyć. W zasadzie klasyczny berek.

Z innych zabaw to w podstawówce było „przepychanie” - stawało się opartym plecami o ścianę we dwóch (albo i więcej) i próbowało druga osobę przepchnąć bokiem aż się jej ściana skończy, albo, co
No jak to co, robienie kebaba z plecaka, w komplecie też z piórnika i zeszytów.
Łapanie jaszczurek i wrzucanie dziewczynom w dekolty, wkurzanie os i objadanie czeremchy z jagód, hitem jednak było podniesienie przez bandę ludzi malucha jednej nauczycielki i wniesienie go do takiej wiaty na rowery, nie dało się w ogóle otworzyć drzwi i później ciągnikiem go wyciągali. Były też regularne bijatyki gdzie nieraz nauczyciele też dostawali w ferworze walki po