Wpis z mikrobloga

#codziennadruzynapierscienia

30. lutego 3019 roku Trzeciej Ery

Frodo i Sam, teraz już w towarzystwie Golluma, za dnia odpoczywali w ukryciu, po zmroku zaś kontynuowali masz w kierunku moczarów.

Nocą Drzewiec w tym czasie opowiadał Merry’emu i Pippinowi o entach, entowych żonach, porządkach w lesie Fangorn, o Sarumanie i wielkim świecie, o jakim hobbici nie mieli dotąd pojęcia. Nizołki zasnęły wreszcie, o poranku zaś Drzewiec napoił ich wodą entów i zabrał w długą wędrówkę na Wiec, który zwołano w związku z ostatnimi wydarzeniami. Zgromadzenie miało odbyć się w Zaklętej Kotlinie. Gdy dotarli na miejsce, sporo drzew oczekiwało już na rozpoczęcie narady.
Rozmowy trwały długo, toczyły się tempem drzewom właściwym. Znudzeni hobbici oczekiwali na uboczu, po pewnym czasie dołączył zaś do nich Żwawiec, zwany inaczej Bregaladem. Teraz już we trzech spędzali czas, tocząc długie rozmowy o świecie i o wszystkim, co się na świecie działo. W końcu hobbitów zmogło zmęczenie i wsłuchani w łagodny śpiew nowego towarzysza posnęli.

Pościg za orkami trwał nadal. Noc trzej wędrowcy spędzili na pustkowiu, zaś wczesnym rankiem Legolas swym bystrym wzrokiem dostrzegł oddział jeźdźców, którzy pozostawili po sobie płonący stos. Byli to Rohhirimowie, wracający właśnie tropem Uruk–hai. Spotkanie było zatem nieuniknione tym bardziej, iż Aragorn zarządził, by poczekać na jeźdźców.
Nad oddziałem dowództwo sprawował Éomer, a prowadzili ze sobą trzy konie bez jeźdźców.

– Co ci wiadomo o tych jeźdźcach, Aragornie? – spytał [Legolas]. – Może czekamy tu na niechybną śmierć?

– Przebywałem wśród nich – odparł Aragorn. – Są dumni i uparci, lecz serca mają szczere, a myślą i działają szlachetnie; są zuchwali, lecz nie okrutni, mądrzy, chociaż nieuczeni, nie piszą ksiąg, lecz śpiewają wiele pieśni, wzorem ludzkiego plemienia sprzed lat Ciemności. Nie wiem jednak, co tutaj działo się w ostatnich czasach i co teraz postanowili Rohirrimowie, osaczeni z jednej strony zdradą Sarumana a z drugiej groźbą Saurona. Z dawna żyli w przyjaźni z ludźmi z Gondoru, jakkolwiek nie są tej samej co tamci krwi. W zamierzchłych czasach Eorl Młody ściągnął ich tutaj z północy, są spokrewnieni najbliżej z plemionami Barda z dali i Beorna z Leśnej Krainy, wśród których często spotyka się po dziś dzień jasnowłosych, rosłych ludzi podobnych do jeźdźców Rohanu. W każdym razie nie kochają orków.

– Ale Gandalf wspominał, że krążą pogłoski, jakoby płacili haracz Mordorowi – rzekł Gimli.

– Boromir w to nie uwierzył, ja także – odparł Aragorn.

– Wkrótce dowiemy się prawdy – rzekł Legolas. – Już są blisko.


Rohirrimowie byliby minęli wędrowców, nie zauważając ich wcale. Aragorn jednak okrzyknął jeźdźców i ci zawrócili. Obie grupy, początkowo nieufne wobec siebie, zaczęły przełamywać wzajemną podejrzliwość. Syn Arathorna na osobności wyjawił też Éomerowi kim są i skąd wyruszyli, mówił również o stracie Boromira, a nawet przedstawił się nawet jako dziedzic Gondoru, obnażając przekute na nowo ostrze Elendila. Syn Éomunda z kolei opowiedział o starciu z bandą orków, zaprosił też Aragorna, wraz z jego towarzyszami do stolicy Rohanu, Edoras, na Złoty Dwór, gdzie urzędował król tych ziem. Éomer, użyczywszy przybyszom koni, udał się właśnie w tym kierunku.
Aragorn i reszta ruszyli w stronę pobojowiska, gdzie dotarli wieczorem. Nie znaleźli żadnych śladów hobbitów, a nastał już zmrok, postanowili więc przeczekać do rana. W czasie spoczynku nawiedziła ich postać tajemniczego starca, która przepłoszyła ich konie i zniknęła. Zapanowała głucha cisza i przez dalszą część nocy nie wydarzyło się już nic.


1. marca 3019 roku Trzeciej Ery

Nad ranem Aragorn, Gimli i Legolas wznowili poszukiwania śladów hobbitów. Co osobliwe, nigdzie nie znaleźli śladów starca, jaki ukazał im się minionej nocy. Natrafili jednak na ślady Merry’ego i Pippina – zauważyli kawałek liścia z Lórien, w jakie owinięte były ich lembasy. Znaleźli także pocięty powróz i nóż, a także orkowy sztylet. Podjąwszy trop weszli do lasu i zagłębili się między stare drzewa Fangornu.

Długo podążali śladami hobbitów, aż doszło do spotkania, jakiego żaden z nich się nie spodziewał. Oto starzec, zdało się, iż ten sam, jakiego spotkali nocą, podążał za nimi. Zaczaili się na skalnej półce i oczekiwali w napięciu.

Nie widzieli jego twarzy, miał bowiem kaptur nasunięty głęboko, a na kapturze szerokoskrzydły kapelusz, spod którego ledwie wystawał czubek nosa i siwa broda. Mimo to Aragornowi wydało się, że w cieniu kaptura dostrzega jasny, przenikliwy błysk oczu. Wreszcie starzec przemówił:

– Bardzo pomyślne spotkanie, drodzy przyjaciele! – rzekł. – Chciałem z wami pogadać. Czy zejdziecie na dół, czy też ja mam przyjść do was?

I zanim coś odpowiedzieli, zaczął wspinać się pod górę.

– Teraz! – krzyknął Gimli. – Zatrzymaj go, Legolasie!

– Mówię przecież, że chcę z wami pogadać – rzekł starzec. – Odłóż łuk, mości elfie!

Łuk i strzały wysunęły się z rąk Legolasa, ramiona zwisły mu bezwładnie.

– A ty, mości krasnoludzie, bądź łaskaw zdjąć rękę z trzonka topora, póki nie przyjdę do was. Obejdziemy się bez tak mocnych argumentów.

Gimli wzdrygnął się i niemal skamieniał, wpatrzony w starca, który sadził po wielkich kamiennych stopniach ze zwinnością kozicy. Poprzednia ociężałość jakby z niego opadła. Gdy stanął na półce, szare łachmany rozwiały się na mgnienie oka i błysnęła spod nich olśniewająca biel, trwało to jednak tak krótko, że mogło być tylko przywidzeniem. Gimli wciągnął dech w płuca, aż świsnęło wśród głuchej ciszy.

– Bardzo pomyślne spotkanie, jak już rzekłem – powiedział starzec podchodząc bliżej. Zatrzymał się o krok od trzech przyjaciół, oparty na lasce, wychylony, z głową wysuniętą naprzód, i przyjrzał im się spod kaptura. – Co też robicie w tych stronach? Elf, człowiek i krasnolud, a wszyscy w płaszczach elfów! Z pewnością kryje się za tym jakaś ciekawa historia, której bym rad posłuchał. Nieczęsto widujemy tutaj takich gości.


Ciekawą historię do opowiedzenia miał jednak ów starzec, był to bowiem nie kto inny, jak Gandalf we własnej osobie. Porzucił jednak szary kolor i przybrał białe szaty. Aragorn i towarzysze nie dowierzali własnym oczom, a jednak czarodziej powrócił.

Długo rozmawiali, a wpierw Gandalf wypytywał wędrowców o losy ich i reszty członków Drużyny, zaś później sam opowiadał o swych losach, o walce z Balrogiem, śmierci, powrocie do żywych.

Kto widziałby nas z daleka [ – mówił Gandalf o starciu z Balrogiem], pomyślałby, że nad wierzchołkiem góry rozszalała się burza. Słyszałby grzmoty, widziałby błyskawice rozszczepiające się na Kelebdilu i odskakujące od skały we wstęgach płomieni. Czyż to nie dosyć? Otoczyły nas kłęby dymu, obłoki gorącej pary. Siekło nas gęstym gradem. Strąciłem przeciwnika, on zaś spadając z wysokości rozwalił w gruzy całe zbocze. Wówczas ogarnęła mnie ciemność, straciłem świadomość i rachunek czasu i błąkałem się długo drogami, o których wolę nie mówić.

Nagi zostałem przywrócony światu na krótki tylko czas, póki nie dopełnię swego zadania. Nagi leżałem na szczycie Kelebdila. Wieża rozpadła się za mną w proch, okno zniknęło. Osmalone od ognia i pokruszone skały zawaliły przejście schodów. Byłem sam, zapomniany, bez ratunku porzucony na kamiennym wierzchołku świata. Patrzałem w niebo, po którym przesuwały się gwiazdy, a każdy dzień trwał tutaj wieki. Z dołu dochodził mnie stłumiony głos wszystkich krajów ziemi: wiosennych przebudzeń i śmierci, pieśni i płaczu, a także wiekuisty jęk obciążonych nad miarę kamieni. Aż wreszcie odnalazł mnie po raz drugi Gwaihir, Władca Wichrów, i znów zdjął mnie z wyżyn, by ponieść w świat.


Gandalf rzekł im również, iż Merry i Pippin są pod opieką Drzewca, po czym wspólnie ruszyli na dwór Théodena.

Nad ranem Frodo i Sam w towarzystwie Golluma dotarli do Martwych Bagien. Stwór przekonywał, że to najszybsza, a przy tym całkowicie bezpieczna droga, choć wcale na taką nie wyglądała. Byli skazani na łaskę i niełaskę Golluma.

– Jaki teraz kurs obierzemy, Smeagolu? – spytał Frodo. – Czy musimy brnąć przez te cuchnące moczary?

– Nie musimy – odparł Gollum. – Nie musimy, jeżeli hobbici chcą jak najszybciej dojść do ciemnych gór i stanąć przed Władcą. Można się trochę cofnąć, obejść koło – zatoczył chudym ramieniem od północy na wschód – i twardą, zimną drogą dojdziemy wprost do bram jego kraju. Tam mnóstwo sług gospodarza wypatruje gości i z radością prowadzi ich od razu do niego. Tak, tak. Jego Oko strzeże tej drogi nieustannie. Dawno, dawno temu dostrzegło na niej Smeagola. – Gollum zadrżał. – Ale od tego czasu Smeagol nie próżnował, tak, tak, pracowały moje oczy, nogi, nos. Teraz znam inne drogi. Trudniejsze, dalsze, powolniejsze, ale lepsze, jeżeli nie chcemy, żeby Tamten nas zobaczył. Idźcie za Smeagolem! On was poprowadzi przez moczary, przez mgły, przez dobre, gęste mgły. Idźcie za Smeagolem ostrożnie, a może zajdziecie daleko, bardzo daleko, zanim Tamten was złapie.


Osnuci mgłami i chmurami podjęli ciężki marsz. Szli tak aż do południa, kiedy mgły podniosły się z ziemi, a słońce poczęło przebijać przez chmury. Skryli się więc i czekali do zmroku w zaroślach. Po zachodzie słońca maszerowali dalej, a oglądali wtedy w wodzie świetliki i blade twarze umarłych elfów, ludzi i orków, którzy dawno temu polegli w tym miejscu w bitwie. Gollum wyjaśniał iż są to jedynie cienie, których nie można dotknąć. Wiedział co mówi, jako że sam próbował. Hobbici kontynuowali w tym osobliwym otoczeniu nocny marsz przez bagna.

Wiec entów tymczasem nadal trwał.

tłumaczenie cytatu: Maria Skibniewska

Na ilustracji „Martwe Bagna autorstwa Joan Wyatt

#lotr #wladcapierscieni #ciekawostki
Majku - #codziennadruzynapierscienia 

30. lutego 3019 roku Trzeciej Ery

Frodo i Sam...

źródło: 766f17fb875602ac77af490a73d27b37

Pobierz
  • 33
Nocą Drzewiec w tym czasie opowiadał Merry’emu i Pippinowi o [...] porządkach w lesie Fangorn


@Majku_: "Niedługo, w Fangornie będą porządki. Będzie zabójstwo. I ja w tym zabójstwie będę brał udział. Ale mówię wam to tylko dlatego, że mi tego nie udowodnicie." ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • 12
@Hrabia_Heheszko: no popatrz, pierwsze słyszę ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ale zawsze zastanawia mnie fakt, że po złamaniu palca nadal jest w roli, nie widać nawet drgnięcia spowodowanego bólem, nie mówiąc już o tym, że się przewrócił i skulił. Kopnął, padł na kolana i wrzasnął przedstawiając przejmujące poczucie beznadziei, a nie zachowując się jak gość, który właśnie złamał palucha. Oscara mu ( ͡ ͜ʖ ͡