Wpis z mikrobloga

Jeżeli chodzi o młodych ludzi to byly subkultury, które nie pałały miłością do siebie. W małych miastach często rządziła jakaś subkultura. Ja pochodzę z takiego miasta gdzie rządzili punki i metale to jakoś tak automatycznie byłem w tej grupie. Na początku jak byłeś normalsem i nie znałeś nikogo z tych ekip to cie zaczepiali na mieście i żebrali o kase na jabolie o fajki itp. Jak nie nic nie dałeś no to
@Anonek463: Pamiętam jak sąsiad wtedy pojechał gdzieś do Niemiec "na szparagi" i tam sobie kupił jakieś najki xD To jak wracał do domu i wysiadł z pociągu, to koło dworca dostał #!$%@? i mu ściągnęli z nóg te buty xD A to był jakieś buty, pewnie za 200zł na tamte czasy.
Było zdecydowanie niebezpieczniej niż dziś. Pod koniec lat 90. przejście wieczorem przez główny deptak mojego miasta było możliwe tylko wtedy, gdy tam mieszkałeś. Teraz się śmiga tam w "nocy, o północy" bez większych problemów. Sama miałam tam że dwie nieprzyjemne zaczepki, gdy wychodziłam wieczorem z lekcji angielskiego. Potem przyszła Unia i sporo tego elementu wyjechało do Anglii.
Dziadkowie mieszkali przy rynku, ogólnie lekkie slamsy. Miejscowi nie ruszali taty samochodu bo po pierwsze
No i właśnie jakieś małe wsie chyba były bezpieczniejsze, generalnie mam w rodzinie rolnika i można powiedzieć, że to bogaty człowiek chociaż na to nie wygląda. To w miastach była największa patologia. A teraz jest odwrotnie. Ludzie w miastach są dużo bogatsi, to kwestia kapitału zagranicznego i korpo.

Korwa ja pamiętam, że w podstawówce miałem koleżankę która nazywali mysz albo szczur nie pamiętam bo ona była strasznie wychodzona i niska, i mieszkała
@Anonek463: w latach 90-98 to lata mojej szkoły podstawowej, przemoc była tam powszechna. Szarpaniny na przerwach, otrzymywanie "lep" (uderzenie w kark) od starszych klas, próby pobicia za noszenie naszywek zespołów rockowych. Na moim osiedlu była duża grupa skinheadów/narodowców, których na posterunku agresji zastąpili później dresiarze. Często byłem świadkiem bójek 1vs1 (to zawsze była atrakcja i robiło się zbiegowisko) albo napaści kilku na jednego.O dziwo nigdy pobity nie zostałem mimo, że moja
@Anonek463 Ja wychowywałem się w tamtych czasach w mieście wojewódzkim.
Do nieswojej dzielnicy raczej się nie zapuszczało, a jeśli już to trzeba było wiedzieć na jakiego znajomego się powołać żeby nie dostać #!$%@? od miejscowych.
Pytanie "za kim jesteś" było podchwytliwe - generalnie wróżyło #!$%@?. Pamiętam dzielnicę "no go" patola po bramach tylko czekała na zbłąkaną ofiarę.
Także z mojego doświadczenia - było niebezpiecznie.
W telegraficznym skrócie, największym problemem były tzw dziesiony, czy skrojenie kogoś. Jak zwał, tak zwał. Mogła to być dowolna rzecz, szczególnie często chodziło o czapki z logami klubów NBA, drobna elektronika. Sam tak straciłem taką zwykłą czapkę z logo Charlotte Hornets :) szalik Tottenhamu, po prostu podbiegł #!$%@? od tyłu, przyłożył coś do pleców, krzyknął"dawaj fanty" i zabrał i zwiał. Dziesiony były bardzo pospolite, i wręcz każdy to "przeżył". Kradzieże samochodów, bardzo