Wpis z mikrobloga

Cześć Mirki, widząc różne zbiórki, w których ludzie zbierają na pomoc finansową dla polityków, tak jakby nie mieli pieniędzy, na swoje marzenia, zmiany płci czy pomoc w poważnych życiowych problemach doprowadzony już na skraj postanowiłem również prosić o pomoc.

Cześć, na początku wypadało by się przedstawić. Cóż, nie jestem synem naftowego szejka, ani nawet dziennikarza telewizyjnego. Po rodzicach odziedziczyłem syndrom dorosłego dziecka alkoholika, o którym dowiedziałem się około trzydziestych urodzin. Myślałem, że dzieciństwo przez cięższe warunki bytowe mnie zahartowało, ale jednak toksyczny wstyd, alkoholizm i słabe warunki socjalne odcisnęły na mnie swoje piętno. Nauczony pracy z domu, w którym był brak bieżącej wody, toalety, ogrzewania, tkwiąc w zjadanych przez wilgoć ścianach i dziurawym dachu wykułem w sobie jednostkę, która nie mają nic nauczyła się dzielić z innymi. Zawsze starałem się pomóc bardziej innym, niż skupić się na sobie i swoich problemach, które nawarstwiały się zamieniając się w stany depresyjne. Moja pomoc innym znalazła swoje odbicie w aktywizmie społecznym, często organizowałem czy współorganizowałem wszelakie zbiórki charytatywne na biednych czy turnieje sportowe, pomoc w domu samotnej matki itd. Było to dla mnie czymś zupełnie normalnym, że jesteśmy ludźmi i musimy sobie pomagać.
W dorosłym życiu próbowałem targnąć się na swoje życie, nie umiałem sam poprosić o pomoc i nigdy jej nie oczekiwałem, nie chciałem, żeby ktoś mógł pomyśleć, że nie daje sobie rady. Związałem się z dziewczyną, która w rodzinnym domu również miała problemy takie jak rak, rozbita rodzina i realna groźba eksmisji chorej babci i matki. Być może ludzie z problemami się przyciągają, albo ja przyciągałem do siebie takie osoby, którym starałem się pomóc i czułem się za nie odpowiedzialny przez wspomniany wyżej syndrom DDA.
Starałem się pomóc, wiedząc, że zarabiam na tyle że jestem w stanie spłacić wtedy dość niewielką pożyczkę, którą zaciągnąłem na pomoc ówczesnej dziewczynie, która dodatkowo też studiowała w innym mieście co generowało dodatkowe koszty. Wtedy jeszcze nic nie zwiastowało tego, że za jakiś czas wybuchnie pandemia, która wywróci moje życie. Tamta dziewczyna wyjechała do rodziny przez pandemię, wyjazd się przedłużał, aż wróciła tylko zabrać rzeczy zostawiając mnie ze spłatami i rozwalającym się parowarem...Trzy dni pracujące zamiast pięciu, brak nadgodzin, ucięte premię. To wywróciło drabinę spłat i dołożyło swoją cegiełkę do rosnących problemów. Później nadeszła wojna i wysokie koszty energii, które prawie doprowadziły do likwidacji zakładu, który zajmował się importem wytwarzanych przez siebie produktów głównie na wschód. Sytuacja stała się jeszcze gorsza przez wojnę nie było mowy o żadnej odwilży dla mnie.
Zacząłem wpadać w wir zadłużenia, starać się spłacić jedną pożyczkę drugą, mając wizję na odrobienie strat w niedługim czasie. Jednak jak to w życiu, kiedy tylko coś zaczyna iść ku lepszemu zaraz pojawiają się problemy, aby przywrócić stan do tego, który był lub go znacznie pogorszyć. Zacząłem ratować się jak mogłem, lewe zwolnienia by w tym czasie robić na budowie, a w weekendy szukać dodatkowych robót jak praca w osiedlowym sklepie czy łapanie zleceń jako grafik komputerowy samouk.
Od kilka lat walczę z zadłużeniem, które spędza mi sen z powiek, mimo że pracuję, czasami nawet w dwóch pracach jednocześnie, nie jestem w stanie wyjść z impasu. Rosnące koszty życia i niepewność zatrudnienia doprowadziły mnie w ubiegłym roku do sytuacji, kiedy musiałem wybrać głód czy kradzież. Wybór był dla mnie jasny, kradzież podstawowych artykułów spożywczych kilka razy w miesiącu z dużych hipermarketów wpisujących to w koszta razem z masą przeterminowanych rzeczy byle mieć co jeść. Dziś spłacam ten „dług” przez koszty zadośćuczynienia i prace społeczne znacznie większe, niż wyrządzone przeze mnie szkody. Cóż trzeba wziąć to na klatę. Ze względu na cotygodniowy dozór na komisariacie, nie jestem w stanie nawet wyjechać za granicę aby spróbować tam odbić się od dna. Przez prace społeczne i komornika tułam się w szarej strefie zatrudnienia ledwo wiążąc koniec z końcem. Jestem już na skraju. Prześlizguje się z miesiąca na miesiąc. Jestem cieniem samego siebie sprzed lat, wrakiem powoli egzystującym na coraz płytszej wodzie. Chwytam się różnych prac, próbuje coś oszczędzić, staram się pozytywnie myśleć mimo sytuacji w jakiej jestem, ale wieczorami już nie daje rady.
Przez sytuacje finansową porzuciłem też środki farmakologiczne ze względu na stany depresyjne, brak wiary w siebie czy problemy ze snem. Obecnie jestem związany z dziewczyną, która jak się okazało podczas miesięcznej przerwy na to by sobie przemyślała nasz związek zdradziła mnie z byłym kolegą z poprzedniej pracy, a ja mimo to częściowo wybaczyłem jej wiedząc, że sama ma problemy natury psychicznej, ale ostatnio znowu zaczęła kręcić dopuszczając się zdrady w sieci. Nie wiem co mam zrobić, czuję ogromną pustkę i brak sił ostatnie płaszczyzny życia, które trzymały mnie w ryzach okazały się kłamstwem, nie mogę się nawet wyprowadzić z mieszkania, które wynajmujemy, bo zwyczajnie mnie nie stać na wynajem czegoś samemu. Stałem się ekonomicznym niewolnikiem, z wyborem mieszkania z kimś kto kłamie mi prosto w oczy, wyżywając się na mnie przez swoje problemy, negując moje pomysły czy po prostu dając mi odczuć, że jestem małowartościowym balastem obecnie.
Jest zima a ja nie mam nawet ciepłej zimowej kurtki czy butów na zimę. Piszę tę prośbę o pomoc, bo nie chcę skończyć całkiem na ulicy, nie chcę dojechać do krańca możliwości i stwierdzić, że to koniec i się poddaję, że nie widzę już żadnych szans dla siebie. Proszę pomóż mi odbić się od dna i odbudować swoje życie.

Za otrzymaną pomoc zacznę spłacać swoje zadłużenie, aby być na czysto i ustabilizować swoją codzienną sytuację finansową, a także zaopatrzyć się w niektóre podstawowe produkty tj. np zimowe ubrania.

Dziękuje za każdą nawet najmniejszą pomoc, adres do zbiórki:

https://pomagam.pl/odbudowazycia

#pomocy #zbiorka #dlugi #zycienakredycie
  • Odpowiedz