Wpis z mikrobloga

Północ się zbliża(ła). Godzina duchów.
Nie macie czasami dość faktu, że życie tak naprawdę nie ma sensu?
Bo przecież nie ma sensu rozmnażanie i kontynuacja gatunku - znaczy, ma sens dla zwierząt, ale człowiek (prawdziwy człowiek) nie jest zwierzęciem. Nie poddaje się instynktom. Ludzkość neguje instynkty zabijania, wybicia rywalizującego stada, zdobycia partnera seksualnego siłą, dystrybucji zasobów tylko dla najsilniejszych by wybić najsłabszych - ale jednocześnie wszyscy upierają się nad koniecznością rozmnażania jawnie określając to "przedłużaniem gatunku".
Ludziu! Nie jesteś zwierzęciem, nie masz żadnych obowiązków do spełnienia przed światem!
Oczywiście, jest coś niewyobrażalnie wspaniałego w rozpoznawaniu w swoim dziecku samego siebie - zarówno swoich genów, jak i swoich myśli, poglądów przekazywanych przez wychowanie. Ale nadal nie świadczy to o tym, że twoje życie miało jakiś sens. Od pojawienia się dziecka ma go - wychowanie dziecka, ale to na prawdę nie to.

No bo przecież nie bóg.
Wszyscy wiemy, że bogów nie ma. Jest tylko jeden Bóg, który za choroby karze, a za brawurę za kółkiem karze. Nazywa się Śmierć.
Dla mnie śmierć nie jest przerażająca sama w sobie. Choć świadomość, że tak ciężko doświadczana wieloma truciznami powłoka i napęd dla mojego mózgu przestanie być silnikiem moich myśli i w oparach nieprzyjemnych bodźców w końcu odłączy mój mózg i zakończy kolejne istnienie Prawie Nie Zwierzęcia potrafi ścisnąć w dołku.
No bo ale jak to? Tak po prostu? Bez ostrzeżenia, lub przeciwnie - z bolesnymi ostrzeżeniami? Całą tę wiedzę, całą tę inteligencję tak po prostu do piachu? No troszkę przykre.
Ach, gdyby był ten Bóg czy chociażby ta reinkarnacja. Byłoby o wiele prościej. Ale niestety Pan B w niebiesiech jakoś tak przypadkiem stworzył świat, którego powstanie broni się samym prawdopodobieństwem. Jeszcze gdyby tylko nasza Galaktyka istniała, dałoby się coś bronić. Ale biliardy, tryliardy światów? Totolotek przy szansach na powstanie życia to prawie 100% prawdopodobieństwa na trafienie.
Bóg chyba istnieje już tylko w naszym strachu przed śmiercią.
I w wodzie. Woda jest super. Uniwersalny rozpuszczalnik, z ogromną pojemnością cieplną, zawierający połączenie najpopularniejszego pierwiastka z jednym z najbardziej aktywnych skurczysynów. Woda potrzebna do życia i składnik wody - potrzebny do łatwego zarządzania energią. . Jednocześnie składnik który zabija - woda to coś pięknego. No i jest jeszcze dipolem - ale już nie pamiętam co to oznacza.
Ale w wodzie na prawdę jest bóg. Bo pierwiastków nie ma tak dużo jak światów. A dziwnym trafem, związek dwóch pierwiastków - bardzo przydatnych do życia - ma jeszcze tę ciekawą właściwość, że największą gęstość ma zanim zamarznie. Ok, są związki które też tak mają. No ale przypadkiem jest to woda. I przypadkiem powoduje to, że planeta Ziemia nie pokryła się w całości zamarzniętą wodą, a tylko zdarza się toejjej powierzchniowa warstwa? Przypadkiem przeżywają od tego organizmy wodne, które dały początek pozostałym organizmom? No fajna ta woda. Bardzo dużo przypadkowych praw fizyki wstąpiło akurat w nią.
A skoro znaleźliśmy boga, to może jednak nasze życie ma trochę więcej sensu, niż "skuteczne zarządzanie energią w celu powielania produktu"?

#przemyslenia #poszukiwaniasensu #zycie #smierc #landrynki
  • 2
@gwynebleid: Sens nadajemy my - nie ma dobra ni zła jest jedynie bezsens świata (choć nie wykluczam, że jednak istniejemy w jakimś celu - choćby sumulacja), jednak jestem zdania, że życie jest naturalnym wrogiem entropii, jakiś balans musi być ( ͡º ͜ʖ͡º). A może wszechświat i my jest jedynie jedną z wielu milionów komórek nerwowych naszego boga ? :) wiele przemyśleń a wiary wciąż brak (