Wpis z mikrobloga

Dobry wieczór Mirki!

Pamiętacie wyzwanie #30dnimodlitwy?

Postanowiłam je rozpocząć tydzień temu, choć tak naprawdę by do niego przystąpić, potrzebowałam czasu. Oczywiście próbowałam od razu, ale jednak okazało się, że nie da się tego zrobić bez chociaż wstępnego ogarnięcia swojej głowy, spraw i myśli. Dlatego dopiero dziś jestem po pierwszym jego dniu. Tak jak pisałam, będę opisywać każdy jego dzień - o ile czas pozwoli. Tych, którzy nie ogarniają o co chodzi, zapraszam do przeczytania historii z linku w tagu powyżej. [tl;dr - rozstanie z 'idealnym' mężczyzną po prawie 3 latach doprowadziło mnie do depresji, obsesji i braku wiary w siebie, było to 8 miesięcy temu, jednak do kilku dni wstecz ciągle mieliśmy kontakt, a oprócz niego w moim przypadku - złudną nadzieję, że twarz którą pokazał po rozstaniu nie jest jego prawdziwą twarzą]

Wyzwanie #30dnimodlitwy - dzień 1 (na początku jest opis dnia, a w ostatnim akapicie przemyślenia, które mi dał - jakby się komuś nie chciało czytać :))

We wtorek wieczór zasypiałam rycząc, ale też modląc się. W nocy ciągle śnił mi się mój były. Nie chciałam się obudzić, bo w realnym świecie już go nie ma, dlatego wstałam dopiero o 12, choć pierwszy raz obudziłam się o 8 rano. Poranki są najgorsze, bo przyzwyczaiłam się przez trzy lata do budzenia się, sprawdzania telefonu w którym czekało już kilka naprawdę obszernych smsów od kogoś, kto był dla mnie całym światem. W telefonie pustka, lub przypadkowy sms budzący nadzieję, że to od niego, jednak to tylko ktoś przypadkowy. Znowu płacz, ale po chwili modlitwa, o spokój, mądrość, siłę i takie tam.

Ogarnęłam się, wyjechałam z koleżanką z domu za miasto, później pojechałam do stajni (jeżdżę od kilkunastu lat konno, choć swojego konia nie mam). No i dostałam propozycję, która nadała sens mojemu życiu na dwa tygodnie - mam wtedy pojechać na najpiękniejszym koniu w całym mieście na Hubertusa (takie tam święto koniarzy, gdzie prezentuje się ponad 100 koni i jedzie w trochę szaloną trasę, jest to u nas prestiż i zaszczyt w tym uczestniczyć :)). Jedno pytanie, a sprawiło mi taką radość, jakiej dawno w sercu nie miałam. Poczułam się dowartościowana, doceniona i wyróżniona, po prostu ... szczęśliwa :) Cały dzień spędziłam z radosnymi ludźmi, po prysznicu wybrałam się na pubowy quiz, gdzie zajęliśmy z drużyną trzecie miejsce wygrywając ohydną flaszkę likieru Campari. Po powrocie do domu o 22:30 zaczęłam gotować "fit" obiad na dwa następne dni, bo zaczęły mi się studia 3 razy w tygodniu, do których dojeżdżam 50km, a po nich - jadę rowerem ok 10 km w jedną stronę do stajni. Teraz właśnie doszedł mi ryż, a w międzyczasie napisałam post na mirko. Wstaję na pociąg o 7:30, więc powoli powinnam szykować się spać :)

PRZEMYŚLENIA po 1 dniu:
Albo to przypadek, albo modlitwa działa. Dziesiątki, czy nawet setki dni wstecz, bywałam oczywiście bardzo zajęta i szczęśliwa, ale to były chwile, a poza tym cały czas głowa wypełniona była moim byłym, a co za tym idzie, ogromnym stresem, bólem, tęsknotą i wielkim nieszczęściem z niepokojem. Dziś nie miałam zbyt wiele czasu na to wszystko, ale nie byłam jakoś szczególnie zajęta. Poza porankiem, byłam wręcz... szczęśliwa. Mało tego, dostaję wiele mądrych myśli, dużo mniej przeklinam - mam nadzieję, że uda mi się tego wyzbyć całkiem.

Staram się jak najwięcej modlić o mądrość, siłę - oraz o to, żebym potrafiła docenić to co mam, zamiast skupiać się na tym czego nie mam. Docenić nawet, albo i w szczególności to, co uważam za największy cios w moim życiu, czyli to całe rozstanie i wszystko co ono za sobą ciągnie. Docenić, jak wiele z tego wszystkiego wynoszę i jak kiedyś to może w moim życiu zaowocować. To niewyobrażalnie wiele - paradoksalnie, czuję, że ten cały ogrom bólu jaki czułam przez miniony rok, który prawie mnie zniszczył - buduje gigantyczne skrzydła, dzięki którym będę kiedyś latać. Zaczynam rozumieć, że to wręcz musiało się stać - po to, żebym mogła jeszcze bardziej liczyć na samą siebie i w siebie uwierzyć. Przede wszystkim nauczyć się żyć samodzielnie i nie budować na kimś swojego szczęścia i poczucia bezpieczeństwa - zwłaszcza mam na myśli to drugie. Przecież w każdej chwili można w życiu stracić wszystko, a skoro nie wyobrażałam sobie swojego komfortu i bezpieczeństwa bez Niego, to jakbym odnalazła się w życiu, gdyby coś złego zdarzyło się po jeszcze dłuższym czasie z nim, gdybyśmy byli małżeństwem, a on by mnie np zdradził? Prawdopodobnie mimo chęci nie potrafiłabym odejść, bo bałabym się, że bez niego sobie nie poradzę, np. finansowo. Teraz wiem, że najpierw muszę nauczyć się być samodzielna i NIEZALEŻNA. Inwestować w siebie, swoją mądrość, wiedzę. Odkryć i wyryć w sercu wartości, którymi chcę się w życiu kierować. Zająć się w pełni tym, co mnie rozwija i co kocham - a być może wtedy pojawi się kiedyś koło mnie osoba, która będzie do mnie i mojego życia pasować.

Może to głupoty, nie wiem, co kto pomyśli. W każdym razie, być może dzięki modlitwie, posunęłam się w tym maratonie o mały kroczek do przodu. Dziś zyskałam nadzieję, jakąś namiastkę szczęścia. Postanowiłam odciąć się od byłego i myśli o nim definitywnie, a zamiast tego spróbować stać się lepszym człowiekiem. I nie opuszczać ani jednego dnia wyzwania, bo należę do tych, którzy w przypływie dobrych czasów zapominają o tym, że było źle... a tego nie chcę. Chcę modlić się codziennie, nie tylko przez te 30 dni.

Nie wiem czy ktoś to przeczyta, bo cholernie długie. Ale dziękuję Wam Mireczki za wszystko, za komentarze i wsparcie po poprzednim wpisie. Jest mi dużo lepiej dzięki Wam.
#30dnimodlitwy #modlitwa #depresja
  • 19
  • Odpowiedz
@Kansas: tak, a co? :D no przykre, że do takiego stanu się doprowadziłam, ale niestety na poważnie piszę takie rzeczy... życie
@qlaudiq: niee, tylko swoimi słowami + "Ojcze Nasz" myśląc o sensie każdego zdania tej modlitwy kiedy je wymawiam :) u mnie trwa to już osiem miesięcy, ale mam nadzieję, że z modlitwą po miesiącu będzie chociaż lepiej :) dobranoc!
@OSH1980: wierzę :) dzięki ! :)
  • Odpowiedz
Dobra poczytałam to i owo no i co...( ͡° ͜ʖ ͡°). Zejdźmy teraz z modlitwy na ziemię... Ze dwa razy w życiu twierdziłam, że zerwałam/straciłam tego idealnego, ale zawsze pojawiał się ten idealniejszy i to w miarę szybko;) nie wiem co jest z nim, lub z Tobą, że rozpaczasz już 8 miesięcy! Laska! :* próbowałaś znaleźć sobie jakiegoś super alfa, żeby hmm, pokazał Ci/ pocieszył Cię porządnie i
  • Odpowiedz
@zwyklaniezwyczajna: Bardzo dobry wybór. Zazdroszczę Ci. Sam czuję taką potrzebę, nawet nie samej modlitwy, a uczestniczenia w nabożeństwie, w czymś więcej. Nawet nie wiesz jak dobrze czułem się gdy wyspowiadałem się po trzech latach, po trzech latach. Małymi krokami dojdziesz do czegoś wielkiego, powodzenia! :)
  • Odpowiedz
Bo nie jest to zgodne z chrześcijanstwem biblijnym, tylko z pseudoreligią Watykańską. Jeżeli już obracamy się w kręgach tego wyznania. Matka Boska jest "zapożyczoną" boginią niebios ze starożytnych religii.

@rdza
  • Odpowiedz
@qlaudiq: Technicznie rzecz biorąc wszystko co przydarzyło się Chrystusowi też jest zapożyczone, cała symbolika chrześcijańska ma korzenie gdzie indziej etc.
  • Odpowiedz
@rdza: nie będę się kłócić, bo dopiero poznaje te tematy, ale z tego co wiem podobieństwa "życiorysu" do Horusa, Mitry, czy innych zostały obalone. A co do Symboliki, należy ona do Kościoła/Watykanu, mało to ma wspólnego stricte z chrześcijaństwem biblijnym.
  • Odpowiedz
@qlaudiq: Nie chcę się kłócić bo w gruncie rzeczy nie obchodzi mnie, czy ktoś się modli do jakiejś nieucieleśnionej idei boga czy figurki czy rośliny. Imo moc sprawczą i terapeutyczną ma (jeśli ma w ogóle) sam fakt modlitwy. Więc to, czy ktoś się modli do Maryi czy do Trójcy Świętej to dla mnie to samo.
  • Odpowiedz