Wpis z mikrobloga

[47/66] #66przygod

Jeśli czytaliście poprzednią historię, to wiecie, że Emil nie miał raczej szczęścia w szkole - nie zdał dwa razy, w pierwszej i prawdopodobnie trzeciej klasie. Za pierwszym razem był całą sytuacją naprawdę przerażony - dostał bowiem terminy poprawkowe, czyli poniekąd szansę dalszej nauki z rówieśnikami.

Emil jednak całe wakacje spędził w towarzystwie reszty naszej paczki, wychodząc rano i wracając wieczorem (z przerwą na obiad i na Dragon Balla czy tam Pokemony).

Gdy więc pewnego wieczora wracaliśmy do domów z łąk, chłopak przypomniał sobie o komisie (potocznie egzaminie poprawkowym - komisyjnym), który miał mieć następnego dnia.

- O #!$%@?, ej. Jutro mam komisa przecież.

- Co ty gadasz? - Zapytał Patryk.

- No #!$%@? komisa. Jak nie przyjdę to nie zdam i stara mnie #!$%@?. Znowu zabierze mi komputer do siebie, będzie se palcówkę strzelać pod moje pornole.


Skwitowaliśmy jego dowcip uśmiechami, ale bardziej przejęliśmy się egzaminem.

- To co, z czego masz tą poprawkę? - Zadałem mu pytanie.

- A #!$%@? wie, matma chyba. Jeszcze coś tam było, ale nie wiem. Biologia, przyroda? Tak jakoś.

- To co, nie mówiłeś starej, że nie zdałeś? Nie połapała się, jak nie pokazałeś jej świadectwa? - Młody włączył się do dyskusji.

- Była w pracy, wróciła na drugi dzień, a ja #!$%@?łem na dwór wcześniej xD

- Teraz będzie tylko gorzej. Co jej powiesz, jak będziesz wychodził w garniturze? - Zauważyłem.

- A to trzeba iść w garniturze tam?


Przytaknęliśmy, choć nawet nie byliśmy pewni, czy takie restrykcje obowiązują. Emil spuścił głowę i tak zakończyliśmy rozmowę.

Następnego dnia usłyszałem dzwonek do drzwi - wcześniej niż zazwyczaj - nieco po ósmej rano. Otworzyłem drzwi i do środka wszedł Emil, ubrany w garnitur.

- Siema, widziałem Ewelinkę (moją mamę) jadącą do roboty przed chwilą, więc wiem, że masz wolną chatę. Masz chwilę?

- No mam, co się dzieje? Nie idziesz na tego komisa?

- No idę, idę. Pójdziesz ze mną? #!$%@?, jestem zdenerwowany jak #!$%@?.

- No… Dobra, mogę iść. Daj mi tylko chwilę - zjem coś i się ubiorę. Ile mamy czasu?

- A, coś koło godziny.


Jak się okazało, Emil nawet nie zajrzał do zeszytów, o ile nawet takowe posiadał - a w jego przypadku, nie byłoby niespodzianką, gdyby zwyczajnie ich nie miał.
Szliśmy ulicą, rozmawiając o wszystkim, byle nie o komisie Emila, chociaż ciekawiło mnie, jak chłopak wybrnął z sytuacji ze swoim garniturem.

Egzamin przebiegł w kompletnej ciszy - razem ze mną, przyszły dwie towarzyszące osoby, więc siedzieliśmy przez jakiś czas na szkolnym, chłodnym korytarzu, gawędząc o przeróżnych rzeczach i czekając na tych, którzy za ścianą pisali w najlepsze.

Po mniej więcej dwóch godzinach, które zdawały się być wiecznością, wyszli. Niektórzy z tarczami, niektórzy na tarczach.
Emil należał do tych drugich, ale nie okazywał żadnego smutku.
Zdjął z ramienia mały plecak, ściągnął spodnie od garnituru, pod którymi miał krótkie spodenki (ku zdziwieniu wszystkich zgromadzonych) i powiedział mi, że możemy iść.

Po drodze, koło sali, nagle przystanął, otworzył drzwi i krzyknął głośno. Usłyszałem pisk przerażenia i zaskoczenia nauczycielek, a potem obaj uciekliśmy na dół.

Idąc w stronę domu, Emil powiedział mi w końcu, jak wykręcił się od tłumaczenia matce wczesnego wyjścia w garniturze.


#pasta