Wpis z mikrobloga

[53/66] #66przygod

Na terenie naszego gimnazjum nie znajdowało się ani jedno miejsce do parkowania. Widać przy projektowaniu budynku, nie pomyślano o wzroście popularności samochodów w przyszłości. Wszyscy nauczyciele, z uwzględnieniem dyrektorki, musieli więc zadowolić się parkingiem po drugiej stronie ulicy – sąsiadującym z parkiem. W tej sytuacji, było to dla nas nawet lepsze – nie chcieliśmy ryzykować nakrycia przez kogokolwiek – a drzewa, krzewy i murki były naszymi naturalnymi sprzymierzeńcami.

Siedzieliśmy w ukryciu, pośród gęstych świerków, przyglądając się parkingowi przez rzadsze miejsca w żywopłocie.

- Ej, a jak nie przyjedzie? – Zapytał Kamil.

- Przyjedzie, przyjedzie. Nie było wywieszonej listy z zastępstwami. – Odpowiedziałem. Powoli dochodziła ósma i żeby nie wzbudzać podejrzeń, powinniśmy powoli ruszać do szkoły. Młody podniósł nieco głowę.

- Jedzie! Chowajcie się.


Skuliliśmy się na ściółce, pod rozłożystymi gałęziami iglaków. Samochód zaparkował niedaleko od nas – na tyle, że my mogliśmy go widzieć doskonale, ale kierowca nas nie.

- #!$%@? #!$%@?. – Zaklął pod nosem Sperma.

Usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi, a potem charakterystyczne „bip bip” sygnalizujące zatrzaśnięcie zamków. Chwilę potem, przez szczeliny w żywopłocie, zobaczyliśmy idącą szybkim krokiem Beatkę – nauczycielkę geografii.

Była wysoka i chuda jak patyk, co jeszcze bardziej podkreślała długimi spódnicami i butami na wysokim obcasie – z oddali wyglądała, jakby była wzrostu Spermy albo Patryka. Do tego wszystkiego, zaczesała czarne włosy do tyłu i upięła je w koński ogon, wizualnie wydłużając „długą” i tak już twarz.

- Dobra, czekamy pięć minut i zaczynamy akcję. – Powiedział cicho Młody.

- Za trzynaście ósma. – Wyrecytowałem, spoglądając na zegarek. – Mamy mało czasu.

- Damy radę. – Rzucił Tymek i narzucił na głowę kaptur bluzy.

- Czysto! – Zakomunikował Kamil, wracając do naszej kryjówki ze zwiadu. Chwilę później dołączył do niego Sperma, który kontrolował drugą stronę.

- Ile mamy czasu? – Zapytał Młody.

- Osiem minut.

- A co mamy pierwsze? Nic się nie stanie, jak się spóźnimy trochę… - Tymek głośno myślał.

- Jak Beatka się zorientuje, to będzie szukać tych, którzy się dzisiaj spóźniali. A po ostatnim tygodniu, łatwo nas z tym powiąże. – Powiedziałem.

- Słuchaj go, Tymek. Dobrze mówi. Musimy się uwijać. – Dodał Młody. – Ruszaj.


Tymek wyczołgał się spod drzewa i podkradł się do żywopłotu. W pobliżu nie było nikogo. Chłopak wyjął z kieszeni bluzy ogromny nóż i pobiegł w stronę stojącego Fiata Bravo.

- Siedem minut. Rozdzielamy się. – Powiedziałem.


Kamil i Sperma wzięli swoje plecaki i bez słowa pobiegli. Tymek w tym czasie siłował się przy samochodzie Beaty.

- Dobra. Teraz my.


Młody zagwizdał głośno, dając znak Tymkowi. Chwilę potem wzięliśmy swoje plecaki, a także ten należący do Tymka i lawirując między drzewami, uciekliśmy z pobliża parkingu.

Spotkaliśmy się ze Spermą i Kamilem po kilku minutach, w umówionym miejscu – czyli na skrzyżowaniu niedaleko szkoły.
Mieliśmy jeszcze trzy minuty na dojście do szkoły, ale musieliśmy czekać na Tymka.

- Beatka wszystko #!$%@?ła. Zawsze musi się spóźniać. – Powiedział Sperma, zaciągając się papierosem.

- Pewnie smarowała sobie brwi pastą do butów xD – Zaśmiał się Kamil.

Gdy tak śmialiśmy się wniebogłosy, przez ulicę przebiegł Tymek.

- Jestem. I jak, udało się? – Zapytał.

- Skąd mamy wiedzieć? Ty nam powiedz. – Odrzekł Sperma.

- No przebiłem jej dwie opony i uciekłem.

- Dwie? No nic, muszą wystarczyć. – Rzucił Młody i dogasił swojego papierosa. – Idziemy.

- Stójcie! Beatka! – Syknąłem. Cała grupa stanęła jak sparaliżowana. Przy wejściu do szkoły, stała Beatka w towarzystwie naszej wychowawczyni i Zapałki. Dyskutowały, co jakiś czas zanosząc się śmiechem.

- Co robimy? – Zapytał Tymek.

- Biegnij, #!$%@?. Udamy, że cię gonimy. – Wymyślił natychmiast Młody. – Nikt się nie pozna.

- Dobra, ale nie bijcie mnie.

- #!$%@?ło cię? Przy nauczycielkach? Jeszcze tego nam brakuje.


Tymek zerwał się do biegu, a zaraz za nim my. Chłopak przebiegł przez otwartą furtkę ogrodzenia, a zaraz za nim my – ku naszemu szczęściu, zwróciliśmy uwagę nauczycielek.

- Co tu się dzieje?! – Wrzasnęła Prukwa – wychowawczyni.

- Tak tylko… Biegamy, dla sportu, proszę pani. – Odpowiedział Sperma, uśmiechając się nienaturalnie szeroko (a razem z nim my). – Prawda, chłopaki?


Wszyscy, łącznie z Tymkiem, przytaknęliśmy. W tym momencie zadzwonił dzwonek.

- No. Idźcie na lekcję – ale powoli. I żeby mi to było ostatni raz. Aha, rozmawiałam właśnie z panią Witek (Beatką) – podobno waszej klasie bardzo słabo idzie z geografii.

- No… Po prostu powinęła nam się noga. Ale już uczymy się, żeby to wszystko nadrobić. – Odparł Młody.

- Mam nadzieję. Widzimy się w czwartek. – Dodała Beatka.

- Dobrze, proszę pani. Do widzenia!


Nim lekcje się skończyły, a my zapomnieliśmy na dobre o porannym incydencie, do naszej klasy wparowała zapłakana Beatka w towarzystwie wuefisty, konserwatora i dyrektorki.

- Ktoś przebił opony w samochodzie pani Witek. Jeśli jest w tej klasie winny, niech wstanie. – Oznajmiła dyrektorka. Oczywistym jest, że nikt się nie podniósł, ale kątem oka zobaczyłem, że Tymek zbladł.


Po raz kolejny dopisało nam szczęście – była to nasza ostatnia lekcja, więc Tymek zniknął od razu, gdy zadzwonił dzwonek.

Sprawcy nigdy nie odnaleziono – nie było świadków, nie było nagrań z kamer ani dowodów. Beata popadła w czarną rozpacz, która mimo wszystko wpłynęła na nią korzystnie. Stała się nieco bardziej punktualna (tylko na jakiś czas – potem wszystko wróciło do normy) i przestała gnębić uczniów (prawdopodobnie bała się kolejnego ataku). Brwi jednak nie przestała malować.

#pasta
  • 6