Wpis z mikrobloga

Coś Wam opowiem, choć pewnie większość tego nie przeczyta, a inni "zjadą" za małostkowość i #!$%@? głupot.
Jakiś czas temu byłem w dołku. Zarówno fizycznie i psychicznie. Uciekałem wtedy do wykopu, być #!$%@?ą razem z innymi #!$%@?. Przeglądałem codziennie, każdego dnia, te 10 stron mikrobloga. Czasami śmiałem się na głos, innym razem czytałem wypociny na #anonimowe #anonimowemirkowyznania i początkowo im wierzyłem. Później poznałem pojęcie #bait.
I trwałem tak, gdzie wykop miał coraz większy wpływ na moje życie. Sypałem żartami i humorem z mikrobloga, które nie każdy normalnie nie-mirek, nie rozumiał. Byłem w bańce, którą stworzyłem sobie sam.
Ale postanowiłem to ograniczyć.
Na początku przeglądałem tylko pierwszą stronę, a od tygodnia w ogóle nie wchodziłem na wypok. W tym czasie zacząłem znów ćwiczyć na siłowni, zacząłem świadomiej się odżywiać.


W międzyczasie wystartowałem z dwoma projektami, które mam nadzieję uda się spieniężyć. Wychodziłem do ludzi i poznałem bardzo fajną kobietę, która - o dziwo - ma podobne do moich zainteresowania.
Zwyczajnie wziąłem swoje życie w swoje ręce.
Nie uważam, żeby ten moment "spadku" w moim życiu spędzony na wykopie był czymś złym. Jednak nie będę traktował tego portali ze śmiesznymi obrazkami jako coś więcej. To była tylko odskocznia od problemów, których nie umiałem się pozbyć. Tłamsiłem je śmiesznym obrazkami.
A teraz... mogę usunąć konto (choć nie jestem już zielonką), i pójść na siłownię. Dzisiaj nogi.


Żegnajciu.
  • 1