Wpis z mikrobloga

Drogie Mirki, kawalek z mojego zycia tutaj bo #przemyslenia troche.
Gdy bylam mala -mam na mysli mniej wiecej 7-8 lat, oboje moich rodzicow pracowalo. Mama w takich godzinach, ze albo wracala z pracy 2 h przed tym gdy ja wstawalam do szkoly, albo wyjezdzala do pracy tez zanim ja sie obudzilam. Tata tez wstawal rano, zawozil mame a gdy wracal kladl sie jeszcze na chwile spac przed swoja praca. Do szkoly sniadanie robilam sobie sama, (ubieralam sie sama ale szykowalam ciuchy poprzedniego dnia wieczorem a mame sprawdzala czy nie bede wygladac jak glupek i mowila mi czy bedzie zimno i jaka kurtke mam wziac, zebym nie zmarzla), wiedzialam ze trzeba umyc zeby i pamietac o stroju na w-f. Jezdzilam do szkoly autobusem miejskim i wracalam tez. Po szkole nikogo nie bylo w domu, bo tata wracal jakies 3h pozniej. Mialam jakis obiad w lodowce, wiec przekladalam na talerz i odgrzewalam w mikrofalowce. Potem ogladalam bajki i czekalam na tate az wroci.
Czasami zazdroscilam innym dzieciakom, ze rodzice zjadaja z nimi sniadanie rano, szykuja kanapki do szkoly, odwoza do szkoly, odprowadzaja pod drzwi klasy a potem je odbieraja. U mnie tez sie zdazalo, ze herbata w termosie czekala na stole zebym zabrala ja do szkoly, albo ze mame kupowala ulubione swieze slodkie bulki i zostawiala je dla mnie w widocznym miejscu zanim polozyla sie spac po nocce. Czego mnie to nauczylo w tamtym czasie? Ze jak nie wezme kluczy to bede stala pod drzwiami az ktos wroci do domu. Ze jak nie zrobie sobie sniadania, to bede troche glodna w szkole, jak nie odrobie zadania domowego, to nauczycielka i rodzice nie beda zadowoleni, jak spoznie sie na autobus po szkole, to bede wracac na nogach albo czekac w swietlicy kolejna godzine. Umialam obsluzyc mikrofalowke, czajnik, otworzyc i zamknac drzwi, pamietalam o zgaszeniu swiatel gdy wychodze, zakmnieciu okien. I jasne ze zdazalo sie, ze nie odrobilam zadania, nie nauczylam sie wiersza na pamiec, zalozylam dwie rozne skarpetki albo zapomnialam szalika. Ale jak na ten wiek, bylam samodzielna.
Mieszkam teraz z pewnym malzenstwiem, i ich 9cioletnia corka. I moge przezywac "zycie rodzinne" z perspektywy obserwatora. Codziennie rano, bitwa, zeby zrzucic dziecko z lozka, robienie sniadania, pilnowanie zeby bylo zjedzone, robienie sniadania do szkoly, przypominanie o zrobieniu siku i umyciu rak (nie zartuje z tym sikaniem). Czesanie, przypominanie o umyciu zebow. Ostrzezenie co do zjedzenie chociaz polowy sniadania w szkole. Wszystko to na "barkach"mamy. (Na barkach w cudzyslowie, bo jakby nie patrzec, to nie dziecko narzucilo taki sposob wybierania sie do szkoly, tylko mama sama ja trgo nauczyla). Ponadto: dziewczynka nie moze zostac sama w domu nawet na 15 minut, przeciez ma tylko 9 lat. Sukcesem jest ostatnio nabyta umiejetnosc odgrzania mleka w mikrofalowce i wsypanie platkow. Parowka na kolacje musi myc pokrojona, bo inaczej, nie zostanie nawet tknieta widelcem. Koncowki od parowek odciete, bo smakuja inaczej niz cala parowka i sa "obrzydliwe". Trzeba przypomniec o robieniu siku rowniez po powrocie ze szkoly i przed snem. A ze sa problemy z jedzeniem, to tez uklad trawienny nie dziala tak jak powinien, wiec gdy mala idzie do toalety nagle rozlega sie krzyk na caly dom: " maaaamoooo zrobilam kupe!" i wtedy wszyscy maja dobry nastroj i odpowiadaja ze "super!". Nie potrafi zamknac drzwi na klucz, nie zna sie na zegarku i nie wie, ile to 4h zabawy, a ile 20 minut.
I teraz: ja nie mowie, ze przygotowywanie dzieci do szkoly i uczestniczenie rodzica w porannych czynnosciach dziecka jest niewlasciwe -wrecz przeciwnie, bo przeciez dobrze jest zaczynac dzien w tak milym towarzystwie. Ja sie tylko zastanawiam, czy przypadkowo trafilo mi sie zestawienie dwoch skrajnych przypadkow? A moze kiedys dzieciaki byly bardziej samodzielne niz sa teraz?
To przemyslenie nie mialo na celu krytyki sposobow wychowywania, czy jakkolwiek to nazwac. Sama matka nie jestem i dlugo nie bede. Wiem tylko, ze moje dziecinstwo naprawde nie bylo kolorowe, na co zlozylo sie mnostwo innych aspektow, aczkolwiek wspominam je calkiem dobrze. Mimo braku rodzinnych wyjazdow, wycieczek, braku wspolnych posilkow, czasami tez braku uczuc ze strony rodzicow. Teraz, po 9 miesiacach mieszkania z obca mi rodzina, jestem totalnie zmeczona "zyciem rodzinnym" i zmienilo mi to zupelnie stosunek do planow zalozenia rodziny w przyszlosci.
#niewiemjaktootagowac #rodzina #wychowanie troche #smutnazaba #gownowpis #dobranoc
  • 3
@amebazupelna Dzieciaki są teraz dużo mniej samodzielne niż kiedyś, to nie podlega wątpliwości. Oczywiście, zdarzają się wyjątki od reguły, niemniej teraz panuje raczej moda na wyreczanie dziecka ze wszystkiego i przesadnej opieki nad nim, "bo to dziecko przecież,ojej, ojej..." Meh... Potem nam wyrosna takie wypieszczone przez rodziców do granic możliwości kaleki życiowe. ()