Wpis z mikrobloga

Miałem nosa, żeby już tydzień temu podsumowywać i przedstawiać serię meczów bez porażki u siebie. W ostatnim meczu roku przyjechał Płock i oczywiście wygrał. Dobrze, że na teraz to koniec i następny mecz o punkty dopiero za 7 tygodni.

Cztery dni temu wygraliśmy w słabym stylu z Piastem, choć bardzo słaba była przede wszystkim końcówka, która mocno zaważyła na ocenie tamtego spotkania. Teraz decydujący był początek, w który weszliśmy najgorzej jak się dało. Dwie fatalne straty obu środkowych pomocników skończyły się katastrofą. Wisła wyszła do kontrataków dużą liczbą zawodników i zrobiła z tego użytek. Wiadomo, że takiego zawodnika jak Merebaszwili nie można zostawić 1 na 1, zwłaszcza w polu karnym. Nie mówiąc o tym, że nie można go zostawić zupełnie wolnego, jak to było przy drugiej bramce.

Legia straciła gola z rzutu karnego oraz po trafieniu samobójczym. To były jedyne sytuacje Wisły w pierwszej połowie, strzał z karnego był wręcz jej jedynym w tym okresie gry. Goście byli więc zabójczo skuteczni, a w drugiej połowie w dużej mierze udało im się zabić mecz. Za to, jak zagrali, należą im się gratulacje, bo dobry plan sobie wymyślili i go wykonali. W dodatku mają kilku zawodników, którzy jak na tę ligę, są całkiem zaawansowani technicznie. Grywa tam Michalak, którego dzisiaj akurat nie było z powodu zapisów w umowie wypożyczenia, ale po sezonie ma niby wrócić do Legii. Wejście w Płocku miał bardzo dobre, ale widać, że jeszcze od takiego Merebaszwiliego czy Vareli musi się dużo uczyć. To obecnie są tam czołowi zawodnicy, a mimo to nie oni przejdą do nas. Tak po prawdzie, Gruzin mógłby robić sporą różnicę grając w Legii, na pozycję skrzydłowego nie mamy nawet pół zawodnika o takiej charakterystyce i technice. Na minus na pewno przemawia wiek (31 lat) oraz niestabilność formy, kiksy w często bardzo prostych sytuacjach. Trzeba jednak przyznać, że odkąd gra w naszej lidze, należy do wyróżniających się zawodników.

Nie bardzo jestem w stanie zrozumieć, jakim cudem Legia zakończyła ten mecz bez strzelonego gola. Po raz ostatni przytrafiło jej się to w meczu z Lechem (0:3), a u siebie z Lechią na zakończenie poprzedniego sezonu (0:0). Ale nawet nie o to chodzi, w ilu ostatnich meczach strzelała. Dzisiaj miała tyle sytuacji, ile nie miała z Piastem, Niecieczą i Sandecją łącznie. Niezgoda – cztery sytuacje, Sadiku, Kucharczyk – dwie, Szymański, Astiz, Hamalainen – po jednej. Łącznie jedenaście, nie wszystko jest nawet w stanie zmieścić się do skrótu. Najczęściej wystarczyło odpowiednio dołożyć nogę lub głowę, nie trafić w bramkarza, albo chociaż żeby piłka lepiej się odbiła. Brakowało Niezgody w formie sprzed dwóch miesięcy, bo chyba wówczas kończyłby mecz z hat-trickiem. W ostatnich meczach, tak jak pisałem, mimo wszystko poprawiło się strzelanie w Legii, bo z Koroną i Sandecją były po dwa gole, a z Niecieczą trzy. I to mimo słabszej formy Niezgody, który jedyny prezentował jako taką skuteczność. Natomiast jeśli on nie strzeli, to nie bardzo kto inny ma to zrobić.

Przy tym, jak słabo wypadła dzisiaj Legia pod względem wyniku, nie sposób nie zauważyć, że nie zabrakło zaangażowania, a zwyczajnie umiejętności. Jak na grę atakiem pozycyjnym, stworzyliśmy bardzo dużo sytuacji, ale co z tego, skoro w polu karnym nikt nie potrafił wcelować w prostokąt. Męczyliśmy do bólu schemat przedostawania się w pole karne. Był on bardzo prosty, ale działał. Słabszy punkt Wisły znajdował się po jej lewej stronie i tamtędy atakowaliśmy prawie cały czas. Tyle że u nas po prawej byli Kuchy i Broź, którym ten mecz ewidentnie nie wyszedł. Potem, gdy pojawił się tam Pasquato, posłał kilka idealnych piłek, ale wracamy do koszmarnej nieskuteczności.

Dlatego nawet gdybyśmy nie dostali tych dwóch goli na początku meczu, to nie wiem, czy Legia byłaby w stanie coś strzelić i czy dałaby radę osiągnąć cokolwiek lepszego niż 0:0. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy martwić się o defensywę. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić tej formacji bez Pazdana, a obawiam się, że będę musiał. Nie pamiętam już, gdzie przeczytałem ten komentarz, chyba tutaj na mirko, ale było coś takiego: haha, wypada dwóch obrońców i Legia już drży przed Wisłą Płock. Jak widać, miała ku temu podstawy, skoro trzeba było wystawić zawodnika, który w lidze nie grał od czterech miesięcy, a w listopadzie zagrał tylko w rezerwach oraz meczu PP. O Astizie, który po pochwałach ode mnie za mecz z Górnikiem mocno zjechał z formą, nie ma nawet co mówić. Oczywiście para Dąbrowski – Pazdan nie jest bezbłędna, ale z nimi rzadko tracimy gole, i po prostu lepszego zestawu nie mamy. Obaj zdołali się chyba całkiem nieźle zgrać w tym roku.

Cała sytuacja przypomina mi trochę tę sprzed dwóch lat. Wtedy wszyscy liczyli na zimowy obóz przygotowawczy u trenera Czerczesowa. Ten dał spodziewany efekt, choć ostatnie mecze wyjazdowe przysporzyły nam sporo zmartwień. Teraz ludzie liczą przede wszystkim na transfery. To oczywiste, bo personalnie ten zespół musi być mocniejszy, już nawet nie tyle w kontekście ligi, co europejskich pucharów. Latem nie będzie czasu na budowę czegokolwiek, zwłaszcza że będą Mistrzostwa Świata, piłkarze i menedżerowie będą zwlekali, cały łańcuch może ruszyć bardzo późno, za późno. Zespół trzeba zbudować teraz, zimą, bo jest na to czas. Dobrze by było, gdyby ekipa chorwacka była w stanie wyciągnąć jakichś ciekawych zawodników. Natomiast na początek standardowo trzeba będzie sobie radzić z osłabieniami. Odejdzie Guilherme, a Pazdan tylko czeka na to samo. Nawet jeśli na tym się skończy, będą to duże ubytki do uzupełnienia. Wydaje się, że największe braki mamy w pomocy i ataku, ale tak naprawdę nie ma formacji, gdzie nie mogłoby być lepiej. A od zapewnienia stabilizacji w obronie należałoby zacząć.

Wracając bardziej do dzisiejszego meczu – Astiz i Czerwiński popełnili fatalne w skutkach błędy, ale napisałem, że to zaczęło się wcześniej. Moulin i Kopa od początku poszli mocno do przodu i każda strata dawała mnóstwo miejsca Wiśle na kontrę. Najpierw nie popisał się Francuz, a potem wychowanek Legii. Podobnie Broź, atakując piłkę na raz (znowu, zresztą tydzień temu miał podobny błąd z Niecieczą, bez konsekwencji). Potem Wisła też wyprowadzała kontry, latają tutaj nawet gify, jak zachowywali się w takich sytuacjach broniący zawodnicy Legii. Tyle że wtedy to już było pełne ryzyko, odkrycie się, aby za wszelką cenę strzelić gola. Dlatego kontry musiały się pojawić, nie było na to siły. Nie bardzo jednak rozumiem, jak można było do tego dopuścić już w pierwszych minutach. W sumie podobnie było z Bruk-Betem, tyle że tam gole nie padły. Choć pisałem o świetnych wynikach Legii u siebie i o tym, że ten stadion znowu powinien wywoływać respekt, to ostatnio drużyny gości wychodziły na nas bez żadnego strachu. Jak widać, tylko Wiśle się to opłaciło, ale trzeba być ostrożnym, bo nie powinniśmy do takich sytuacji dopuszczać.

Kozłem ofiarnym stał się jak zwykle Kucharczyk. Mógłbym go bronić, że miał kilka dobrych dośrodkowań, a jego sytuacja, kiedy strzelił w Kiełpina, nie była wcale idealna… ale tak naprawdę też nie rozumiem, czemu grał, i to jeszcze cały mecz. Natomiast nie zgadzam się, że należy się skoncentrować tylko na jednym zawodniku. Inni też popełniali błędy, a przecież mają lepsze umiejętności od Kuchego, więc powinni ich robić mniej. Bardziej nie podoba mi się zrzucanie winy na sędziego, bo po pierwsze było to bezzasadne, a po drugie – to kolejny przykład na beznadziejną mentalność polskich zawodników. Błędów należy w pierwszej kolejności szukać u siebie, Kuchy nie chce tego robić, więc poniekąd ma za swoje, że jest tak odbierany. Doceniam zaangażowanie, jak u każdego w Legii, ale litości, to powinna być podstawa. Oprócz tego, aby grać w Legii, trzeba coś pokazywać na boisku, a także mieć mentalność zwycięzcy. Jeśli tego nie ma, nie spełnia się oczekiwań, i tak jest w obecnej sytuacji z całym zespołem.

To wszystko piszę, gdy Legia jest pierwsza, ale po pierwsze – po poniedziałkowym meczu nie wiadomo, czy nadal tak będzie, a po drugie – nie możemy zadowalać się byle czym. Od ostatniej przerwy na kadrę mieliśmy do zagrania sześć meczów ligowych. Byłbym zaakceptować w nich jedno potknięcie, i powiedzmy, że mogło tu paść na tę porażkę z Koroną. A skoro już do niej doszło, to trzeba było wygrać wszystkie pozostałe mecze. Już i tak wystarczająco dużo strat narobiliśmy sobie, który to już raz, na początku sezonu. Legia często przegrywa i tak jak pisałem we wtorek, chętnie będzie jej to przypominane. Obecnie ma siedem porażek, o jedną więcej niż w zeszłym i jeszcze poprzednim sezonie, oba zakończone mistrzostwem. Ostatni sezon z mniejszą liczbą porażek? Trzy w sezonie 2012/13, jednak wtedy było jeszcze 30 kolejek. Odkąd jest ich 37, liczba porażek również wzrosła, a mimo to w trzech z czterech sezonów w takim formacie Legia była mistrzem. Teraz jestem w stanie sobie wyobrazić, że na koniec sezonu zasadniczego może mieć porażek dwa razy mniej niż zwycięstw i np. bilans 18-3-9, co mogłoby jej dać pierwsze miejsce. 57 punktów w 30 meczach teoretycznie nie powinno do tego wystarczyć, ale nasza liga jest na tyle wyrównana, że jest to możliwe.

Wracając ponownie do meczu – podobnie jak z Koroną, wypadli nam kluczowi gracze, Hama i Gui. Wtedy był to dramat, teraz też skończyło się źle. Jeszcze w trakcie pierwszej połowy myślałem, kogo mógłby ściągnąć z boiska Jozak, aby wprowadzić rezerwowych. Przy Hamalainenie stwierdziłem: „nie, jego trzeba zostawić, w każdej chwili może zrobić coś pożytecznego”. Miał takie momenty, czyli górne zagranie do Niezgody oraz strzał w poprzeczkę, ale ku mojemu rozczarowaniu musiał wcześnie zejść z boiska. U Guilherme, co mnie zaskoczyło, to dobre dośrodkowanie z rzutu wolnego przy stanie 0:1. Potem – oczywiście starał się, ale już tak dobrych zagrań nie miał. Już widocznie tak musi być, że w ostatnim meczu jesieni u siebie żegnamy zawodnika, rok temu był to Nikolić i trochę lepiej to wypadło (5:0 z Górnikiem Łęczna). Teraz Gui też został zdjęty, ale pewnie głównie z powodu kontuzji. Niektórzy są oburzeni, że wybrał tak słaby klub jak Benevento, a także tym, że kibice mu podziękowali (???, poza tym nie było to pożegnanie jakoś szczególnie wylewne). Cóż, to jego decyzja, mi też się wydaje, że mógłby wybrać lepiej, ale widocznie Serie A jest tak atrakcyjna, że nawet najsłabszy zespół tej ligi potrafi przyciągnąć. My, żeby mieć kontakt z takimi klubami, jak czołowe we Włoszech, musimy grać w pucharach, a w tym sezonie nie awansowaliśmy nawet do fazy grupowej. Odwracając kota ogonem, my też musimy mieć argumenty (poza finansowymi), aby przekonywać zawodników do gry u nas, w Ekstraklasie.

Jedynym zawodnikiem, którego mogę dziś z czystym sumieniem pochwalić, jest Pasquato. Miał nieudane strzały z dystansu, ale to nie powinno mieć znaczenia, bo wcześniej po prostu musiał zaliczyć co najmniej dwie asysty. Dać mu trochę miejsca, a on będzie w stanie to wykorzystać. Chciałbym zauważyć, że teoretycznie był ściągany jako ofensywny pomocnik, a może nawet taki podwieszony napastnik. Tymczasem najlepsze mecze grał po obu skrzydłach oraz jako środkowy pomocnik nieco bardziej cofnięty. Z tych skrzydeł posyła piłki, które po prostu trzeba zamieniać na gole. Jestem zbudowany jego postawą w ostatnich tygodniach i tak jak mówiło się o Hamie, że u Jozaka odżył, tak Włochowi też należą się ciepłe słowa. Co nie oznacza, że należy się zadowalać tym, co jest. Pasquato musi znaczyć tutaj jeszcze więcej, bo jak pisałem – wymagania i oczekiwania są spore.

Dziś nastąpił historyczny moment – Legia zaczęła punktować w Pro Junior Systemie. Stało się tak dlatego, że Sebastian Szymański przekroczył próg 270 minut i ma ich w tym sezonie ligowym 284. Ponieważ ma on status naszego wychowanka, mnożnik wynosi 2, co w efekcie daje 568 punktów. Przy tym warto zauważyć, że wystawiany do gry jest zawodnik 18-letni, czyli o dwa lata młodszy niż najstarsi spośród tych, którzy mogą punktować. Na razie jednak nie można jeszcze powiedzieć, oprócz tego zbierania minut, zbyt dużo pozytywnych rzeczy na jego temat. Dziś mógł strzelić gola i/lub mieć asystę, i być może dałby sygnał do odrabiania strat. Nie zrobił tego, więc jego wejście z ławki nic nie odmieniło. Błyszczy na tle słabszych przeciwników, takich jak Mariehamn, Ruch Zdzieszowice czy Bytovia. Ten poziom już dawno przeskoczył, ale w Ekstraklasie, mimo dwóch strzelonych goli (jak na 18-latka i jego liczbę minut w całym 2017 roku, niezły wynik), jeszcze się tak nie wyróżnia. Trenerzy go chwalą… Teoretycznie i Magiera, i Jozak powinni wiedzieć, jak go wprowadzić. Na razie dzieje się to powoli, ale może czas będzie pracował na jego korzyść.

Do oceny pozostali napastnicy. Wspomniałem już, że Niezgoda nie jest już tak skuteczny i choć fajnie, że znajduje się w sytuacjach, to jeszcze fajniej byłoby, gdyby wykorzystywał choć po jednej. Nie wiem, na ile liczono na niego pół roku temu, gdy wracał z wypożyczenia. Doszło jednak do tego, że w środku jesieni był kluczowym zawodnikiem, dającym punkty, a nawet wcześniej domagano się jego gry, np. krytykując fakt niezgłoszenia go na dwumecz z Sheriffem. Jego pierwszą rundę w Legii należy określić jako niezłą, ale z dużą ilością miejsca na poprawę. O Szymańskim możemy mówić, że jest młody, ale Niezgoda ma 22 lata i jeśli chce zrobić dużą karierę, to musi nadrabiać stracony czas. Dziś na pół godziny dostał wsparcie od Sadiku. Nadszedł więc ten moment, gdy Legia zagrała na dwóch napastników. Pojawiło się więcej opcji w polu karnym, czego często brakowało nam wcześniej. Niestety Albańczyk, choć też potrafił się znaleźć, nie był w stanie skierować piłki do bramki. Jeśli chodzi o utrzymywanie się przy piłce i jej rozprowadzanie, to obu napastnikom sporo brakuje do najlepszych, choć mieli niezłe zagrania, jak to Niezgody do Kucharczyka. Może też trochę nieporadnie, ale był w stanie zabrać się z piłką i strzelić, czy to w pierwszej, czy w drugiej połowie. Tyle że te strzały leciały prosto w Kiełpina i brakowało im precyzji. Od Sadiku zaś raz piłka się odbiła i przeszła obok bramki, a za drugim razem nie był w stanie jej sięgnąć.

Powiem wprost: nie mamy złych napastników. Jeśli cały zespół będzie grał lepiej i tworzył im odpowiednią liczbę sytuacji, powinni być pożyteczni. Jeśli jednak nie będą pracować nad swoimi mankamentami, to często możemy mieć problem z utrzymaniem piłki w ataku pozycyjnym albo z wygrywaniem pojedynków główkowych. Posiadanie wysokiego napastnika, potrafiącego te rzeczy, to marzenie wielu trenerów. Ale powiem tak – mieliśmy niedawno Necida, na którego kierowano piłki dołem, kiedy był na boisku, oraz posyłano wrzutki, kiedy na tym boisku go nie było. A zawodnicy jak Prijović, czyli wysocy, ale z dobrą techniką, to nie taki pospolity gatunek (choć głową i tak nie umiał grać). Zresztą w ogóle ciężko o dobrego napastnika za niewielkie pieniądze. Jestem więc zdania, że tutaj akurat możemy sobie radzić z tym, co mamy, ale trzeba będzie jeszcze włożyć w to sporo pracy. U trenera Berga było dużo zajęć indywidualnych z Kazimierzem Sokołowskim – wielu to chwaliło i ja należę do tego grona. Ostatnio był na legia.net artykuł na ten temat, daje on nadzieję, że obecny sztab tego nie zaniedba – dobrze by było.

Chyba nadrabiam liczbę znaków z wtorkowego wpisu… Pora kończyć. To był trudny rok. W czerwcu świętowaliśmy mistrzostwo, choć mimo znakomitej serii wiosną (15 meczów bez porażki, w rundzie mistrzowskiej stracony jeden gol, z karnego) było ono trochę wymęczone. Latem spotkała nas katastrofa w postaci braku awansu nawet do Ligi Europy, i to w beznadziejnym stylu po dwóch remisach z mistrzem Mołdawii. Jesienią standardowo dużo strat na początku sezonu oraz zmiana trenera, a teraz punktowo jest podobnie, jak w poprzednich sezonach na tym etapie. Różnica jest taka, że nikt nie zdołał sobie wyrobić żadnej przewagi nad Legią. W poniedziałek Górnik może zostać liderem, ale będzie miał wtedy jeden punkt więcej, a to jest tyle co nic. Legia przechodzi coroczny jesienny kryzys, a i tak jest w ścisłej czołówce Ekstraklasy. Dzisiejszy mecz, jak i wiele poprzednich, dają jednak ogląd, jak dużo trzeba będzie zmienić zimą. Rewolucja? Wolałbym nie, bo przydałoby się wreszcie spokoju w klubie, od lat dzieje się tu bardzo dużo, wręcz za dużo. Ale z drugiej strony, to jedyny dobry moment na przeprowadzenie czegoś takiego. Ta przerwa i tak nie jest mega długa, 7 tygodni zimą to chyba nawet nowy rekord. Właśnie po takim czasie widzimy się znowu – 9 lutego po meczu z Zagłębiem. Prawdopodobnie będę oglądał sparingi, nawet te w USA, ale styczeń mam tak zawalony, że może brakować czasu na porządną dyskusję. Zresztą dominować będą pewnie głównie te o transferach, a w tym nie czuję się najlepiej. Póki co – Wesołych Świąt i do zobaczenia w przyszłym roku.

#kimbalegia #legia
  • 4
@matixrr: Dzięki, o ten właśnie komentarz mi chodziło. Gify - też wiadomo.

W ten sposób przypomniało mi się jeszcze o Berto i Nagyu, czyli kolejnych zawodnikach, którzy mogliby zluzować Kuchego. Są jednak za słabi nawet na to. Jozak z tym składem i tak zdobył sporo punktów - trochę też stracił, bo 5 z 13 meczów nie wygrał, ale po 0:3 z Lechem uznalibyśmy to za dobry wynik. Ciekawe jeszcze, co nagle