Wpis z mikrobloga

#katolicyzm
Dziś wspomnienie św. Ignacego Loyoli, założyciela zakonu jezuitów. Nie zapowiadał się na świętego: był awanturnikiem chętnie wdającym się w bójki i rycerzem ceniącym wykwintny ubiór, marzącym o karierze wojskowej i pięknych kobietach. Potem nawrócił się: oddał swój strój ubogiemu, posługiwał chorym w szpitalu, przez kilkanaście miesięcy był pustelnikiem w grocie. W międzyczasie bywał oskarżany o szpiegostwo, a nawet o herezję przez hiszpańską inkwizycję. W wieku 43 lat wraz z piątką przyjaciół założył nowe zgromadzenie, którego członkowie oprócz ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa składali czwarty ślub specjalnego posłuszeństwa papieżowi. Jezuici zasłynęli potem jako krzewiciele Kontrreformacji, ruchu w obronie ortodoksji przeciwko rewolucji protestanckiej, a także jako misjonarze Ameryki Północnej i Ameryki Łacińskiej, obrońcy godności miejscowej ludności, którą chronili przed zakusami wielu kolonistów, którzy w autochtonach widzieli wyłącznie potencjalnych niewolników.

Urodził się w roku 1491 na zamku w Loyola w kraju Basków (Hiszpania), jako trzynaste dziecko w zamożnym rycerskim rodzie. Jako chłopiec został paziem ministra skarbu króla hiszpańskiego. Ciągnęło go do wojaczki – chętnie pokazywał się w pancerzu rycerza, nosząc miecz, sztylet i oręż wszelkiego rodzaj, miał awanturnicze usposobienie, co przejawiało się w dość częstym wyzywaniu innych na pojedynki. W wieku 17 lat zaciągnął się do wojska następnie służył jako oficer w wojsku wicekróla Nawarry. Nosił długie włosy, spadające mu aż do ramion, różnobarwne spodnie i kolorową czapkę. W wieku 18 lat zaczął służbę pod sztandarem Antonio Manrique de Lara, księcia Nájery. Brał udział w wielu bitwach pod jego dowództwem, unikając ran .

W wieku 30 lat, w trakcie wojny hiszpańsko-francuskiej znalazł się w oblężonej Pampelunie, gdzie został zraniony przez kulę armatnią, która poraniła mu prawą nogę, a lewą połamała w wielu miejscach. Został przewieziony do rodzinnego zamku, gdzie poddano go licznym zabiegom, w efekcie których miał jedną nogę krótszą od drugiej. Do końca życia miał już kuleć, jego kariera wojskowa była skończona.

Długie miesiące rekonwalescencji były dla niego okresem łaski i gruntownej przemiany. Dla skrócenia czasu prosił o powieści rycerskie, ale na zamku ich nie było. Podano mu więc książkę znaną w całym średniowieczu, którą napisał bł. Jakub de Voragine - Złotą legendę. Bratowa podała mu ponadto „Vita Christi”(Życie Jezusa) autorstwa XIV-wiecznego kartuza Ludolfa de Saksa, dzieła niegdyś bardzo popularnego, o czym świadczyła wielka liczba sporządzonych kopii. Ignacy zaczął uprawiać jego słynną metodę kontemplacji, polegającą na wyobrażaniu siebie w miejscach zdarzeń opisanych w Ewangelii – przy betlejemskim żłóbku czy Kazaniu na Górze. Jednocześnie dawny temperament dawał o sobie znać – Ignacy rozmyślał, w jaki sposób mógłby jeszcze służyć królowi jako rycerz, marzył o damie, w której był zakochany. Śnił o ukochanej, a kiedy sen kończył się i przekształcał w sen o świętych wydarzeniach, odczuwał niezadowolenie i smutek. Jednocześnie jednak doświadczył zupełnie nowego dla niego uczucia: nieznanej wcześniej świętej radości oraz pokoju.

Gdy tylko Ignacy wyzdrowiał, opuścił rodzinny zamek i udał się do pobliskiego sanktuarium maryjnego, Montserra, gdzie wyznał swoje grzechy, wyspowiadał się, uzyskał rozgrzeszenie, a następnie oddał swój kosztowny strój żebrakowi. Przed cudownym wizerunkiem Maryi złożył swoją broń. Stąd udał się do Manrezy, gdzie mieszkał przez blisko rok, pracując w miejscowym szpitalu w zamian za strawę i miejsce do spania. Następnie zdecydował się na życie pustelnicze – przez kilkanaście miesięcy mieszkał w pobliskiej grocie, gdzie modlił się 7 godzin dziennie. Oddawał się modlitwie i rozważaniu Męki Pańskiej. Wspominał potem, że szatan dręczył go wówczas gwałtownymi pokusami aż do myśli o samobójstwie. To tam rodziło się jego słynne dzieło „Ćwiczenia duchowne”. Formę ostateczną otrzymały one dopiero w 1540 roku. Były więc owocem 19 lat przemyśleń i kontemplacji.

Pragnąc nawiedzenia Ziemi Świętej i męczeństwa z rąk Turków, Ignacy zupełnie wyczerpany z sił, po prawie rocznym pobycie w Manrezie, przez Rzym i Wenecję udał się w pielgrzymkę. Żył z użebranych pieniędzy i czynionych po drodze przysług. W 1523 r. dotarł szczęśliwie do celu. Chciał tam pozostać do końca życia, dopiero w wyniku nalegań tamtejszego legata papieskiego wrócił do kraju. W drodze był dwukrotnie więziony pod zarzutem szpiegostwa. Po długiej podróży powrócił do Barcelony, gdzie przez dwa lata uczył się języka łacińskiego. Nie wstydził się zasiadać w ławie szkolnej z dziećmi, chociaż miał już wówczas 34 lata. Potem udał się do Alkala, by na tamtejszym uniwersytecie studiować filozofię. Wolny czas poświęcał nauczaniu prawd wiary prostych ludzi. Mieszkał w szpitalu i utrzymywał się za posługę oddawaną chorym.

Dostał się nawet do więzienia, które było w posiadaniu Świętej Inkwizycji. Po uwolnieniu z niego podążył do Salamanki, by na tamtejszym uniwersytecie kontynuować swoje studia (1527).

Na uniwersytecie paryskim Ignacy zapoznał się i zaprzyjaźnił z św. Francisco Javierem (Franciszkiem Ksawerym), Alfonso Salmeronem, Diego Laynezem, Nicholasem de Bobadilla, św. Pedro Fabro i Simão Rodriguesem. Wszyscy zebrali się rankiem 15 sierpnia 1534 roku w kapliczce na zboczu wzgórza Montmartre i tam w czasie Mszy świętej, odprawionej przez Piotra Fabera, który miesiąc wcześniej otrzymał święcenia kapłańskie, złożyli śluby ubóstwa, czystości oraz wierności Kościołowi, a zwłaszcza Ojcu Świętemu. W ten sposób powstał nowy zakon, zwany Towarzystwem Jezusowym.

Udali się więc do Rzymu, aby przedstawić się papieżowi i oddać się do jego dyspozycji. Paweł III przyjął ich życzliwie. Korzystając z jego zachęty, wszyscy przyjęli święcenia kapłańskie (1536), oddali się posłudze chorym w szpitalach i nauczaniu prawd wiary wśród dzieci. Papież polecił, by Ignacy nakreślił szkic konstytucji nowego zakonu. Ignacy uczynił to pod nazwą Formuła Instytutu. Papież po przejrzeniu jej zażądał, by napisać całe konstytucje. Po wielu przeszkodach Rzym zatwierdził je w 1540 roku.

W roku 1541 zebrała się pierwsza kapituła generalna. Przełożonym generalnym jednogłośnie został wybrany Ignacy.
Jeszcze za życia założyciela "Towarzystwo Jezusowe" liczyło przeszło 1000 członków, którzy w Europie, w Azji, w Ameryce pracowali po szkołach i kościołach. Ignacy, którego mimo oporu obrano generałem, był duszą wszystkiego i okazywał niesłychaną zdatność, oględność i dzielność w życiu praktycznym. Wszyscy prefekci, rektorowie i kapłani udawali się do niego i zasięgali jego rady. Z Rzymu, który był jego rezydencją, roztaczał swą opiekę nad całym zakonem, o wszystko się troszczył i umiał kierować wszelkie prace do jednego celu. Pracował w domu i w kościele, miewał kazania, zakładał w Rzymie przytułki dla podupadłych dziewcząt i pokutujących niewiast, domy sierot, ufundował klasztor dla panien zagrożonych niebezpieczeństwem utraty moralności, słowem, był nieznużony w pracach, mających na celu chwałę Bożą. Mawiał często, że gdyby mógł tysiąc razy co dzień umierać, chętnie by tyle razy śmierć poniósł, aby choć jedną jedyną duszę nawrócić.

Przez ostatnich 16 lat życia Ignacy rzadko opuszczał progi domu generalnego swego zakonu, by być zawsze do dyspozycji duchowych synów. Nękany różnymi chorobami i dolegliwościami, 30 lipca 1556 roku zapowiedział swoją śmierć i poprosił o udzielenie mu odpustu papieskiego. Współbracia zdziwili się. Kiedy zaś przypuszczali, że mu jest lepiej, po wieczerzy odeszli od jego łoża. Gdy jednak powrócili dnia następnego, Ignacy był już w agonii i zmarł na ich rękach 31 lipca 1556 r.

Pozostawił po sobie 7 tysięcy listów, zawierających nieraz cenne pouczenia duchowe, Opowiadanie pielgrzyma oraz Dziennik duchowy - świadectwo mistyki ignacjańskiej
  • Odpowiedz