Wpis z mikrobloga

Mireczki mam problem na studiach.

Właśnie skończyłem 6 sem na inż. i został mi już tylko ostatni do zdania. Na 6 semestrze miałem zajęcia z pewnym profesorem. Gość jest u nas legendą na wydziale (w negatywnym tego słowa znaczeniu) i zazwyczaj tak 3/4 osób na specjalizacji musi brać u niego przedłużenie sesji aby wyrobić się przed obroną. Każdy z jego wykładów to zupełny random-rak-content, niezwiązany z tematem zajęć a sposób ich prowadzenia jest daleki od ogólnie przyjętych norm społecznych i moralnych. Prowadzi on kilka zajęć na których kontynuuje wątek z poprzednich, jednak nie zauważa, że każde zajęcia są z inną grupą więc żadna nie wie o co chodzi. Jego wypowiedzi są najczęściej skandaliczne, obrażające konkretne osoby a niektóre z przytaczanych przez niego przykładów to jawne kłamstwa, które wykorzystuje najczęściej do poparcia swoich kontrowersyjnych tez. Nie mogę ich tutaj przytoczyć, ponieważ są tak ikoniczne, że bardzo łatwo można by rozpoznać o którego człowieka chodzi. Jedne z nich to "Ja się wstydzę, że jestem Polakiem", inne są pokroju "Nic mi nie zrobicie, dziekan mnie nie wyrzuci i tak". Nie są one wyrwane z kontekstu - pierwszy kontekst jaki sobie dopowiecie jest właśnie tym właściwym. Facet jest niezrównoważony emocjonalnie. Każde zajęcia to festiwal emocji, gość potrafi wręcz warczeć z zaciśniętymi zębami by potem mówić cichym drżącym głosem, jakby miał się zaraz rozpłakać. Jego zajęcia mają nikłą wartość merytoryczną. Można na nich oczywiście usłyszeć parę ciekawostek, jednak tylko powierzchownie. Kiedy znajdzie się ambitniejsza jednostka, która na własną rękę zrealizuje dane zagadnienie i np. stworzy jakiś projekt, spotka się wówczas z obojętnością, ponieważ prowadzący nie zna się na tym i to po prostu lekceważy.
Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest płacz studenta, który nie może zdać jakiegoś trudniejszego przedmiotu. Wiem, że na studiach spotyka się dziwaków, ale to nie jest jeden z tych przykładów. Na potwierdzenie zaznaczę, że ja tego gościa zdałem chyba jako jeden z pierwszych osób na mojej specjałce.

"Takiego człowieka po prostu trzeba przejść by mieć go za sobą."
Ten cytat się w tym przypadku nie sprawdza. Okazało się, że gość się do mnie przykleił. Podczas semestru robiłem dla niego pewne analizy, bo po prostu nie chciałem mieć problemów ze zdaniem przedmiotu. Teraz bardzo tego żałuję.
Facet ma mój numer telefonu. Dzwoni do mnie co drugi dzień, nieważne czy jest to weekend, święto, 8:00, czy 21:37.
Rozmowa przebiega tak, że przez kilkanaście minut słucham co mówi, potem się rozłącza. Obiecuje mi miliony, wolność od "idiotów", prace naukowe jeśli tylko przyłączę się do niego i będę realizował u niego pracę inżynierską. Wysł#!$%@?ę również wyzwisk pod adresem mojego obecnego promotora. Wspomnę tylko, że mojego promotora wybrałem już rok wcześniej aby realizować u niego większy projekt, który naprawdę mnie interesuje ale i kosztuje mnie dużo wysiłku (nie jest jakimś shitowym crudem naklepanym na pałę w Angularze, jak to robi większość studentów).
Najgorsze jest to, że w spojlerach z roczników poprzednich, ludzie często wspominają, że nie można temu profesorowi podpaść bo usrywa studenta i nawet jest w stanie mu w taki sposób - złośliwie - przesunąć termin obrony.
Ja mam z nim jeszcze jeden przedmiot w następnym semestrze, więc nie mogę mu powiedzieć po prostu, żeby spadał na bambus. Ostatnio do mnie zadzwonił i powiedział, że mam tydzień na skończenie obecnej inżynierki i przeniesienie się pod jego skrzydła. Był już nieźle pod*urwiony, że mu się sprzeciwiam. Nie przyjmuję w ogóle do wiadomości, że pracuje, robię swoją pracę inż. i nie mam więcej czasu chociażbym się zesrał.
Co robić?

#pytanie #przegryw #gorzkiezale
  • 2