Wpis z mikrobloga

#bekazlewactwa #acta2 #4konserwy

No dobrze, wiele osób pyta o #acta2, bo w sieci faktycznie poza tekstami o cenzurze memów i problemach jutuberów niewiele można znaleźć.
Zatem poniżej analiza słynnych artykułów nr 11 oraz 13

Najpierw sprawdźmy czego dotyczy artykuł 11. Za Spidersweb:
"Artykuł nr 11 pozwala na wprowadzenie tzw. „podatku od linków“ albo „podatku od odnośników“. Na mocy prawa autorskiego i praw pokrewnych właściciel/wydawca medium w sieci będzie miał prawo do czerpania zysków z powoływania się na jego materiały. Biurokraci wymyślili sobie, że skoro powołujemy się na konkretne źródło i linkujemy do niego we własnym tekście, owo źródło będzie mogło rościć sobie prawo do należytego wynagrodzenia. Dyrektywa nie precyzuje jakiego – stawki mają być uzgadniane podczas procesów negocjacyjnych z poszczególnymi państwami członkowskimi Unii Europejskiej. Z kolei indywidualne licencje będą pozostawione do decyzji właścicielom mediów internetowych"

link: https://www.spidersweb.pl/…/acta-2-dyrektywa-ws-praw-autors…

O co tu chodzi? Najpierw przenieśmy się w czasie.
11 września 2001, TVP w relacji z zamachów na World Trade Centre wrzuca takie oto info (screeny w załączeniu). Za profilem Nagroda Złotego Goebbelsa:

▪"Za chwile zobaczą Państwo to co w tej chwili dzieje się na ulicach Palestyny (...) To wielka radość, ludzie są szczęśliwi, że taka tragedia zdarzyła się w USA" ~J.Pieńkowska
▪"Materiał nagrany rzekomo podczas ataku na WTC, okazał się wcześniej zarejestrowanym świętem"

Pamiętacie to? Ja doskonale pamiętam, bo widziałem wtedy te obrazki kilkanaście razy przez cały dzień. Najpierw zdjęcia zamachów, a potem rzekoma reakcja z Palestyny, która była totalnym fejkiem. Czy Pieńkowska i TVP o tym wiedziała? Być może nie, to nawet całkiem prawdopodobne, że taki materiał dostali od CNN czy innej stacji, które albo same go stworzyły (świadomie bądź nie) albo wręcz dostały takie zdjęcia od służb USA. W efekcie, obrazki rozlały się po całym świecie i patrząc z perspektywy 17 lat, były pierwszym ziarenkiem do wojny w Iraku...

To był rok 2001.
W tamtym okresie (1999 rok) inna słynna sytuacja związana z mediami to wizyta Aleksandra Kwaśniewskiego w Charkowie. Film z nagraniem leżał w redakcji TVN przez kilka dni, Tomasz Lis w swojej książce sam ujawnił, że był on blokowany przez właściciela stacji. W końcu zdecydowano się na jego emisję ale tu znów mamy jaskrawy przykład tego, jak wielkie koncerny medialne mogą wpływać na postrzeganie polityków przez zatajanie lub podrzucanie informacji.

Wyobrażacie sobie takie fejki w roku 2018? To niemożliwe. Film z Charkowa pojawiłby się na Twitterze 5 minut po nagraniu, jeszcze zanim komukolwiek przyszłoby do głowy ocenzurowanie go, zaś rzekoma radość Palestyńczyków zostałaby równie szybko obalona przez weryfikację w internetach.

No dobrze, co było potem?
Potem mieliśmy ustawkę z "Super partia #!$%@?". Kojarzycie ten film? W sieci są dwie wersje. Ta dłuższa pokazuje na końcu rzekomą agresywną zwolenniczkę LPR (była kiedyś taka partia z dosyć ciekawym liderem na czele ), jak pyta operatora kamery czy już się nagrało i czy może z powrotem... włożyć zęby xD
Filmik z okolic roku 2005, jeszcze przed nastaniem ery social media. Bardzo mocno rozszedł się po sieci i przyczynił do powstania stereotypu "LPR-PiS - moherowe berety". Mówił o tym nawet Donald Tusk z mównicy sejmowej. Filmu wówczas nie zweryfikowano, bo zwykli obywatele nie mieli możliwości uzyskania dużych zasięgów.

I tu przechodzimy do czasów nam bliższych. do ery social media, do internetów, które same weryfikują wszelkie informacje podawane przez duże media. I tutaj żarty się skończyły.
Fejkowy tweet Kingi Dudy podany przez Tomasza Lisa? Obalony.
Setki, a nawet tysiące nieprawdziwych informacji, manipulacji, przekłamań? Obalane sukcesywnie.
Filmik z "chodź szogunie" ukryty? Nie, bo zanim ktokolwiek podjąłby taką decyzję, film zdążyły obejrzeć tysiące ludzi.

Media społecznościowe oraz szerzej internet, dały zwykłym obywatelom szansę na zdobywanie takich samych zasięgów z dotarciem ze swoimi treściami jaki wcześniej miała tylko telewizja, prasa, radio, a później duże portale informacyjne.

Gdyby nie internauci, prawdopodobnie nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tym co działo się podczas Sylwestra w Kolonii, gdyż duże media w Niemczech przez kilka dni ukrywały tamte wydarzenia.
Gdyby nie internauci, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, że pokazywane "protesty muzułmanów przeciw zamachom w Europie" były w rzeczywistości ustawką CNN.
Gdyby nie internet, nigdy nie zobaczyliśmy kopania uczestnika Marszu Niepodległości przez policjanta.
Gdyby nie social media, dziennikarze nadal mieliby monopol na kreowanie rzeczywistości według własnego światopoglądu. Jeszcze pal licho, gdyby robili to rzetelnie ale niestety doskonale wiemy, że zdecydowana większość z nich, nie zawaha się przed w najlepszym razie zmanipulowaniem, a często także podaniem nieprawdziwej informacji, po to tylko aby zaszkodzić przeciwnej opcji politycznej lub światopoglądowej. Wystarczy spojrzeć na ranking zaufania do poszczególnych zawodów. To dziennikarze zaliczyli tam największy spadek i zaufanie do nich jest dziś już na poziomie poniżej 20%. Nie trudno chyba zgadnąć, z czego to w dużej mierze wynika.

Dlaczego taka przydługa analiza? Otóż wracamy do niedawno uchwalonego artykułu 11. Przytoczmy jeszcze raz opis ze Spidersweb.
"Na mocy prawa autorskiego i praw pokrewnych właściciel/wydawca medium w sieci będzie miał prawo do czerpania zysków z powoływania się na jego materiały. Biurokraci wymyślili sobie, że skoro powołujemy się na konkretne źródło i linkujemy do niego we własnym tekście, owo źródło będzie mogło rościć sobie prawo do należytego wynagrodzenia. Dyrektywa nie precyzuje jakiego – stawki mają być uzgadniane podczas procesów negocjacyjnych z poszczególnymi państwami członkowskimi Unii Europejskiej. Z kolei indywidualne licencje będą pozostawione do decyzji właścicielom mediów internetowych"

I teraz konia z rzędem temu, kto powie nam, w jaki sposób pokazać, że media kłamią... bez możliwości podlinkowania, zrobienia screena lub choćby zacytowania? A jeśli już ktoś zdecyduje się na pokazanie screena, zosatnie zmuszony do zapłaty na rzecz oszusta kwoty, którą (UWAGA) oszust sam sobie ustali(!), nazywając to "licencją".
Mamy zatem sytuację, w której albo nie da się już pokazać fejka albo trzeba będzie manipulatorom zapłacić, tym samym sprawiając, że to oni rosną w siłę dzięki swojemu kłamstwu. Totalny paradoks.

A co jeśli źródłem jest tweet, np. jakieś kłamstwo wrzucone przez posła na Sejm albo celebrytę z milionem followersów, który po zrobieniu screena i ujawnieniu nieprawdy zażąda zapłaty jako "źródło" i sam sobie ustali kwotę zadoścuczynienia?

Widzicie to? Art. 11 to jest kompletna cenzura internetu i powrót do czasów sprzed 15-20 i więcej lat.

A teraz o drugim artykule, nr 13.
Spidersweb: „Zgodnie z jej zapisami właściciele serwisów, portali, blogów i agregatorów (np. Spider’s Web, Onet, Torrenty.org) oraz dostawcy usług internetowych (np. UPC, Orange czy niemiły administrator małej sieci osiedlowej) będą pociągani do odpowiedzialności prawnej za treści tworzone przez klientów i czytelników. Na właścicieli serwisów i dostawców Internetu zostanie przesunięty ciężar dbania o to, aby odbiorca nie miał kontaktu (a tym bardziej nie tworzył lub nie rozpowszechniał) treści niezgodnych z polskim i europejskim prawem."

Tutaj nie ma sensu się rozpisywać. Po prostu zapomnijcie o jakiejkolwiek krytyce albo polskiego rządu albo unijnych instytucji. Skoro to ja miałbym ponosić odpowiedzialność za wszelkie publikacje małych blogerów czy twitterowiczów, to będąc dostawcą internetu sam bym ich prewencyjnie zablokował. Jeśli ktoś dziś zostanie zaklasyfikowany jako "potencjalnie kontrowersyjny", dla świętego spokoju lepiej wyłączyć mu internet, niż później odpowiadać za to co być może kiedyś napisze.
Dokładnie te same zasady tyczą się właścicieli Facebooka, Twittera, Youtube, Instagrama i tak dalej. Skoro to oni mają odpowiadać za treści użytkowników, to czy nie lepiej zawczasu takiego „ryzykownego” użytkownika zbanować? Wspaniałe narzędzie do usuwania ludzi o nnych poglądach.

Ten artykuł to jest już ultracenzura i to w najlepszym wydaniu, bo musi o nią zadbać ktoś inny, a nie politycy bezpośrednio. Czyste ręce: "To nie my, to dostawca/właściciel strony/admin Was wyłączył". Z kolei ten dostawca rozłoży ręce i powie „sory, no takie jest prawo”.

_______________________________________

Jeśli ACTA2 nie zostaną zablokowane, będziemy wspominać lata (umownie) 2010-2020 jako Dekadę Wolności Informacji lub wręcz Dekadę Prawdy. A potem znowu będziemy żyć w świecie, w którym o tym co pokazać decydują panowie w gabinetach. Wrócimy do ponurych czasów, w których pracujący dla New York Timesa Walter Duranty w latach 30-tych ubiegłego wieku za swoje reportaże z Ukrainy, o tym iż nie ma tam żadnego głodu dostał... nagrodę Pulitzera.

Wszystkich, którzy czują potrzebę walki o wolność internetu, proszę o share. Ta sprawa dotyczy nas wszystkich, ponad podziałami. Tak samo nie będziecie mogli pokazywać kłamstw TVN jak i TVP, Gazety Wyborczej jak i Gazety Polskiej, tweetów Krystyny Pawłowicz jak i Kingi Gajewskiej. Ani nie będziecie ich pokazywać ani nikt Wam ich nie pokaże. Skończą się czasy wolnych mediów. Tylko my sami możemy zadbać o prawdę.

Czy zależy Ci na prawdzie?

Żelazna Logika
  • 3