Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Jestem załamany i nie wiem co robić. Chciałbym się z Wami podzielić moją historią i zapytać was o radę co robić w tej sytuacji, bo czuję że przez błędną decyzję zniszczyliśmy sobie życie, a co najgorsze, też naszej córce.

t;dr: kupiłem z różową mieszkanie by mieć gdzie chować córkę, a okazalo się że mieszkam w bloku z chorym psychicznie człowiekiem który zatruwa nam życie, a przede wszystkim zatruwa życie naszej niedawno narodzonej córce.

Jestem w długoletnim, 7-letnim związku ze swoją różową. Mieszkaliśmy razem przez kilka lat w wynajmowanych pokojach, później mieszkaniach, lecz następnie pojawiła się ciąża, więc poszliśmy o krok dalej i kupiliśmy wspólnie mieszkanie aby zacząć nowy rozdział w życiu, ponieważ planujemy spędzić ze sobą resztę życia i się kochamy, dlatego też poszedł kredyt na 30 lat. Ślubu nie mamy, bo nie potrzebujemy sfromalizowania związku, na wesele też nas za bardzo nie stać, chociaż to w tej chwili nie jest istotne.

Różowa 29 lat, ja 25, niestety nie mieliśmy zbyt wielkich możliwości finansowych (łączny dochód jej i mnie - 7 tys. zł, brak wsparcia ze strony rodziców), aby pozwolić sobie na kupno jakiegoś eleganckiego i luksusowego mieszkania od dewelopera na strzeżonym zamkniętym osiedlu. Długo oglądaliśmy oferty, a zależało mi na tym by dzieciątko wychowywało się już w nowym mieszkaniu w swoim pokoiku, a nie w wynajmowanych klitkach. Po poszukiwaniach w końcu znaleźliśmy coś, co wydawało nam się idealnym mieszkaniem i wydawało mi się, że miałem farta trafiając na tę ofertę.

Wybór padł na mieszkanie dwupokojowe o powierzchni 48 m2, w 8-piętrowym bloku z wielkiej płyty z lat 70. Celowaliśmy w nowe budownictwo, ale niestety nasz budżet i zdolność kredytowa nam na to nie pozwalały. Jak na standardy w #krakow, cena była dość atrakcyjna, bo mieszkanie kupowaliśmy pół roku temu. Dużą zaletą tego mieszkania była lokalizacja, która jest perfekcyjnie skomunikowana. Typowe osiedle z betonowej wielkiej płyty, którego zaletą jest ogromna ilość sklepów i innych przydatnych obiektów, terenów zielonych, przystanków autobusowo-tramwajowych, dużo miejsc parkingowych, wokół same przychodnie, przedszkola, szkoły, no po prostu raj dla nowej rodzinki. Samo mieszkanie w momencie jego nabycia nie było idealne, ponieważ czuć w nim było PRL, a sprzedawane było przez parę staruszków, którzy jak twierdzili zarówno oni jak i pośrednik, sprzedają bo wyprowadzają się do córki która wybudowała swój dom i pomoże się nimi opiekować na starość. Wszystko brzmiało legitnie, nie doszukiwałem się tu żadnego haczyku. Cena była bardzo atrakcyjna, bo za 48 m2 zapłaciliśmy łącznie 370 tys. zł, ale nie była jakoś wybitnie zaniżona, ani zawyżona. Wyszło ponad 7.7 tys. zł za m2, więc jak na rynek Krakowski i tę lokalizację, uznałem że to dobra okazja, a nieco niższa cena wynika z niskiego standardu mieszkania. Plan był prosty: kupić mieszkanie, wyremontować i sobie spokojnie mieszkać.

I tak się stało. Kupiliśmy to mieszkanie, które przeszło generalny remont który wyniósł nas 34 tys. zł. Robiliśmy remont trochę budżetowo (dużo rzeczy zrobiłem sam z bratem budowlancem i moim wieloletnim przyjacielem by zaoszczędzić na fachowcach), bo można było zrobić wiele innych rzeczy nieco drożej, ale ograniczały nas finanse, a dziecko też wiąże się z wydatkami. W każdym razie efekt końcowy był bardziej niż zadowalający. Co prawda gdybyśmy dysponowali większym budżetem to byłoby jeszcze lepiej, ale planowaliśmy odłożyć jeszcze trochę pieniędzy i później gdy mała trochę podrośnie to kolejny raz wyremontować mieszkanie. Wiele elementów też kupowaliśmy z rynku wtórnego, np. TV, elementy umeblowania, z myślą że potem jak będzie lepsza sytuacja finansowa to że staniemy na nogi...

Wszystko było pięknie, wprowadziliśmy się jeszcze przed porodem, na początku był duży zachwyt i zachwycenie. Jednak już w pierwszych dniach zaczęły wychodzić problemy z uporczywym sąsiadem. Ja mieszkam na 7 piętrze, a sąsiad na ostatnim, dokładnie nade mną. Ma żółte papiery, ponoć leczy się psychiatrycznie i parę razy tam był, ale nie znam dokładnie szczegółów. Rozmawiałem o tym z innymi sąsiadami i borykają się z nim od wielu lat. Ma 40 lat, jest bezrobotny (ciągnie chyba rentę zdrowotną, nie wiem z czego dokładnie się utrzymuje, ale podejrzewam że też zajmuje się kradzieżami), miał już wcześniej problemy z prawem, często u niego bywała i wciąż bywa policja, ale nikt nie może sobie z nim dać rady. Na początku było niewinnie: notorycznie (w dzień i w nocy) głośna muzyka disco-polo puszczona na cały regulator, jakieś bardzo głośne balangi i imprezy. Ogólnie minusem tego bloku jest to, że bardzo mocno słyszę sąsiadów i starą windę, ale najbardziej uporczywy jest ten sąsiad, przez którego nikt z nas nie może spać - ani różowa, ani ja, ani przede wszystkim córka, która często budzi się przez niego. Sąsiad ma jakieś dziwne upodobania i notorycznie coś wierci w domu. Odkąd tutaj mieszkamy to co najmniej kilka razy w miesiącu w nocy słychać wiercenie. Nie byłem u niego (widziałem tylko jego korytarz który wygląda jak chlew), ale sąsiedzi mówili że on tak wierci od kilku lat. Potrafi o 3 w nocy zacząć wiercić coś wiertarką udarową przez 2-3 minuty by potem przestać. Robi to specjalnie, aby pobudzić cały blok. Na początku z nim rozmawiałem, ale gdy delikatnie zwróciłem mu uwagę argumentując że nie możemy w domu wypocząć i spać, a potem jeszcze jak mu argumentowałem że mam dziecko, to kazał mi #!$%@?ć i groził że mi #!$%@?. Zgłaszałem go wielokrotnie na policję i do spółdzielni, ale nic mu nie mogą zrobić. Chyba jakieś mandaty w ogóle dostał, ale nie wiem czy on je w ogóle spłacał. Sąsiedzi w ogóle mówią że on ma długi i ma to w dupie bo i tak nie pracuje i nie mają z czego ściągnąć, ale to też gadanie sąsiadów a nie wiem jak jest do końca. Często też ten sąsiad zostawia nieczystości częściach wspólnych klatki schodowej. Wywala śmieci na parterze, załatwia się na parterze (nikt go na tym nie nakrył, ale wiadomo że to on). Raz jak poprosiłem go o zachowanie ciszy nocnej to z rana zastałem klamkę wysmarowaną kałem. Ostatnio gdy jest zimno to schody notorycznie są śliskie niczym lód, bo ktoś ewidentnie polewa je wodą na noc aby to zamarzło - oczywiście wiadomo chyba kto za tym stoi. Ponoć ten sąsiad nie jest agresywny, ale boje się o życie swoje i swoich bliskich. A nawet jeśli nie jest agresywny, to jest na tyle uporczywy, że mam dość mieszkania w tym budynku. Niedawno "ktoś" mi spuścił powietrze w aucie, a kilka dni potem wybito mi szybę w aucie i porysowano lakier. Sprawa zgłoszona, niby nadal jest w toku, ale świadków brak, dowodów brak, a na sąsiada nie mam dowodów (jestem na 99% pewien że to on, bo niby kto inny). Teraz dochodzi mi jeszcze walka o odszkodowanie od ubezpieczyciela.

Sprzedaż mieszkania nie jest możliwa, bo na mieszkaniu jest hipoteka którą trzeba spłacić, a niby z czego to spłacić. A do tego podatek od obrotu nieruchomościami... Nie dysponujemy taką kasą aby spłacić hipotekę, a sprzedaż mieszkania nam tego nie pokryje. Myśleliśmy o wynajmie tego mieszkania i znalezieniu czegoś innego na wynajem... tylko po pierwsze: w takim razie po co nam był ten remont, po co nam był ten kredyt, po co tyle wysiłku? A po drugie sumienie nam nie pozwala wynając komuś to mieszkanie żeby miał taki sam koszmar jak my. Chyba, że wynajmiemy to dość tanio, ale wtedy nie pokryje nam to raty kredytu, który jest zaciągnięty na 30 lat. A nawet jakbyśmy byli nieuczciwi i komuś to wynajęli w normalnej cenie żeby pokryć kredyt, to jestem pewien że każda osoba by się stąd wykurzyła po miesiącu. Dzwoniłem do pośrednika z pretensjami, ale on twierdzi że o niczym nie wiedział i umywa od tego ręce, podobnie jak to starsze małżeństwo. Zresztą podejrzewam że o starsze małżeństwo mieszkając tu tyle lat z tym przygłupem pewnie się przyzwyczaiło, a ich słuch też nie jest taki dobry więc może im się tutaj inaczej mieszkało. Obecnie wygląda to tak, że ja i różowa (na zmianę) śpimy ze stoperami w uszach. Najgorzej jest z małą, bo jak sąsiad zaczyna walić z wiertarki to mała natychmiast się budzi i płacze, a potem jest duży problem z usypianiem.

Czy ktoś z was był w podobnej sytuacji? Większość moich sąsiadów to staruchy, które rozkładają ręce i twierdzą że nic nie da się zrobić, ale ja nie chcę się poddać i chcę jakoś nakręcić aferę jakkolwiek się da, byle tylko coś z tym przygłupem zrobić. Policja rozkłada ręce, spółdzielnia to samo, bo im też zgłaszałem to. Policje wzywam notorycznie ale to nic nie daje, czasami on w ogóle im nawet nie otwiera a czasami jakimś cudem przed przyjazdem policji potrafi siedzieć cicho, jakby miał jakiś szósty zmysł na policjantów, chociaż podejrzewam że on wypatruje często co się dzieje na dole z balkonu i okna. Myślałem nawet o kontakt z mediami, tylko nie wiem czy media mi coś by pomogły w tej sprawie. Pytam też ludzi z #prawo: co mogę zrobić w tej sytuacji? Na początku bałem się mieć jakiegokolwiek kontaktu z tym człowiekiem z uwagi na córkę i różową, bo bałem się że ten sąsiad jest niepoczytalny i może coś nam zrobić, ale miarka się naprawdę przebrała odkąd uszkodził mi auto (a wiem że to on). Prawdę mówiąc trochę boję się iść na "wojnę" prawną z tym patusem, bo przecież on wie gdzie mieszka córka, rózowa i ja, a nie wiadomo jak on może się mścić. Zamkną go w psychiatryku czy więzieniu? Przecież nie na całe życie. A co jak go potem wypuszczą po jakimś czasie i gorzej zacznie się mścić? A jak inaczej mam się na nim odegrać?

Błagam was o jakieś rady co mogę zrobić, bo naprawdę nie mam już pomysłów. Jest mi wstyd, że dałem się tak władować i czuję się odpowiedzialny za tę sytuację, bo zbyt optymistycznie podchodziłem do sprawy i kwesti zakupu mieszkania, ale czas naglił, różowej mieszkanie też się podobało, a chcieliśmy mieć mieszkanie już po porodzie z gotowym pokojem dla dziecka.

#mieszkanie #patologiazewsi #patologiazmiasta #gorzkiezale #pomocy #afera

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Zkropkao_Na
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla maturzystów
AnonimoweMirkoWyznania - #anonimowemirkowyznania 
Jestem załamany i nie wiem co robić...

źródło: comment_qhjH6is8hFwAI0GSSN6qiGbnDuE5R4zc.jpg

Pobierz
  • 152
@AnonimoweMirkoWyznania to taki typ ze jak widzi ze sie go boja to bryka.nie mozesz sie go bac najlepiej jak by Ci sie udalo go zastraszyc. Np poszedlbys zwrocic mu uwage z 2 wiekszymi kolegami. Jak nie moze pomoc policja ani administracja to takie metody sa najlepsze. Kup sobie i zonie tez gaz piepszowy w razie jego dziwnych zachpwan od razu uzywaj.
Opcja 2. Wyremontowales mieszkanie plus teraz jest górka cenowa także jesli
Za takie coś po prostu za którymś razem jak otworzyłby drzwi bez słowa spuściłbym mu łomot aż by się nie mógł podnieść, bez względu na konsekwencje. I zapowiedział że po każdym wybryku sytuacja będzie się powtarzać. Pewnie i tak nie zgłosiłby tego na policję.
@AnonimoweMirkoWyznania: od ponad 7 lat moi rodzice borykają się z prawdopodobnie umysłowo chorą sąsiadką. Darcie się w nocy to tylko wierzchołek góry lodowej. Kobieta ta notorycznie wyzywa moją mamę od #!$%@?, mojego tatę od zbocezńców, a mnie od terrorystów. Próbowaliśmy już wielu sposobów. Czy przez policję czy też jej bronią, ale ogólnie nic to nie dało. Co ciekawe od 7 lat codziennego darcia mordy nigdy nie straciła głosu. Mówi się, że