Aktywne Wpisy
masonios72 +46
Kopyto96 +274
Po moim rozstaniu (6,5 roku razem) przeprowadziłem się do rodziców. Mam 27 lat. Będę teraz zmieniać pracę i wiecie co? Mam już w dupie ten wyścig. I mam w dupie tę samodzielność. Mieszkam w dużym domu (2 mieszkania po 100m2, na górze tylko schorowana na alzheimmera babcia) i będę tutaj się kisić kilka lat, nawet jak sobie znajdę nową kobietę i po prostu odkładać hajs. Nie będę już niewolnikiem tego systemu. I
Niemieccy jeńcy wojenni w jednym z amerykańskich obozów, lato 1945 roku.
Kiedy kończyła się II WŚ, ogromne ilości jeńców trafiły w ręce Aliantów. W niewoli amerykańskiej znalazło się 3,8 miliona niemieckich jeńców, w brytyjskiej 3,7 miliona, w sowieckiej 3,15 mln, we francuskiej 245 tys., a w jugosłowiańskiej - 194 tys.
Dużo się mówi i pisze, że w niewoli sowieckiej los Niemców był nie do pozazdroszczenia. To poniekąd prawda, ale też nie do końca. Sowieci bowiem pierwszych jeńców zaczęli zwalniać już w 1945 i 1946 roku i sporo zwolnili do 1949 roku, wielu też nie pojechało na Syberię, a pracowali np. na Ukrainie, czy Białorusi. Oczywiście, śmiertelność była wysoka, a warunki niewoli ciężkie. Przykładowo, z 84 tysięcy wziętych do niewoli Włochów do kraju wróciło zaledwie 10 tysięcy...
Jednak w błędzie jest ten, który sądzi, że w amerykańskiej niewoli jeńców czekała sielanka. Amerykanie po pierwsze wielu jeńców nie przyjęli, tylko odesłali ich Sowietom, tak było m.in. z Erichem Hartmannem, najlepszym asem myśliwskim w historii. Wielu jeńców, którzy poddali się Amerykanom po północy 9 maja 1945 r. wydano Sowietom, zwłaszcza, jeśli wcześniej walczyli na Ostfroncie. Zachowanie to było nie tylko okrutne (bo Amerykanie wiedzieli, co czeka Niemców w sowieckiej niewoli), ale i po prostu naiwne - wydawano potencjalnemu wrogowi ludzi, którzy znali jego najsłabsze punkty. Więcej wstrzemięźliwości okazali Brytyjczycy, którzy nie wydali asa Stukasów i pogromcy pancernika ''Marat'', Hansa-Ulricha Rudela.
Pozostali w strefie amerykańskiej również nie mieli najlepszej sytuacji. Przed wiosną 1945 roku jeńców niemieckich odsyłano do USA, gdzie pracowali np. na polach i mieli bardzo dobre warunki niewoli (pozwalano im wychodzić na miasto, otrzymywali nowe ubrania, a nawet zapłatę). Jednakże, wiosną 1945 r. zwłaszcza w toku ofensywy Aliantów w głąb Niemiec i podczas likwidacji kotła w Zagłębiu Ruhry (opiszę to kiedyś), jeńców przybyło tak wielu, że nie było sensu wywozić ich do USA. Utworzono więc 19 obozów nad Renem, które nazwano potem ''Rheinwiesenlager''. Zamknięto w nich 1,9 miliona jeńców.
Warunki w nich panujące można porównać do niemieckich obozów koncentracyjnych, albo do ''obozów'' w których Niemcy trzymali sowieckich jeńców w 1941 r.
Często nie było baraków, ani żadnych budynków - tylko kawałek pola, odgrodzony drutem kolczastym. Nie wydawano koców,ani namiotów - jeńcy, a raczej więźniowie, byli stłoczeni na otwartej przestrzeni, wystawieni na deszcz i wiatr. Nie wydawano jedzenia (a jak wydawano, to za mało - dzienna dawka kalorii wynosiła od 1000 do 1550), nie udzielano pomocy medycznej. Szerzyły się choroby: tyfus, wszawica, dyzenteria.
Jeńcy marli z głodu, wyziębienia, ran i chorób. Uwięzionych bito z byle powodu, czasem o to, że nie zdjęli czapki na widok wartownika. Amerykańscy wartownicy pozwalali więźniom wymieniać ich zegarki i kosztowności na papierosa, czy kawałek chleba. Do obozów nie wpuszczano nawet Czerwonego Krzyża. Do przerzucających przez druty jedzenie cywilów strzelano. Czasami strzelano i bez powodu, ot tak, dla zabawy.
Głód był powszechny - a korzystali na tym Amerykanie. Za batonika, paczkę papierosów, parę nylonowych pończoch można było mieć dosłownie każdą kobietę...
Martin Brecht, szeregowiec z kompanii ''C'' 14. pułku piechoty i wartownik w obozie w Andernach, wspominał:
''Jeszcze bardziej szokujący był widok tych więźniów wrzucających trawę i chwasty do cynowych puszek zawierających rzadką zupę. Powiedzieli mi, że robią to aby ulżyć sobie w bólu który był powodowany przez głód. Szybko ulegali wycieńczeniu. Dyzenteria szalała – zaczęli sypiać we własnych odchodach, bowiem byli zbyt słabi, aby doczołgać się do rowów z latrynami. Wielu błagało o jedzenie, chorując i umierając przed naszymi oczami. Mieliśmy wystarczającą ilość zapasów i zaopatrzenia, lecz nie zrobiliśmy nic by im pomóc; nie udzielaliśmy żadnej pomocy lekarskiej.''
''Niektórzy z naszych słabych i chorych więźniów zostali zabrani przez francuskich żołnierzy do ich obozu. Jechaliśmy ciężarówką za tą kolumną marszową. Co jakiś czas zwalniała i zawracała. Być może kierowca był tak zszokowany jak ja widząc co się dzieje. Gdy jakiś niemiecki więzień upadał był bity pałką w głowę i w ten sposób mordowany.''
Sytuacja podobna miała miejsce w obozach dla ''dipisów'' (displaced person - byli robotnicy przymusowi, jeńcy i uchodźcy), gdzie brakowało ustawicznie żywności.
Jak oceniał Grzegorz Czwartosz, w samym obozie Bretzenheim zmarło i zostało zamordowanych 18 tysięcy jeńców. Liczbę ogólnie zmarłych więźniów w Rheinwiesenlager oceniał na ok. 56 tysięcy. Oficjalne amerykańskie raporty opiewały na liczbę zaledwie 3053 zmarłych. James Bacque oszacował liczbę zmarłych i zabitych jeńców do połowy 1946 roku na milion ofiar.
Wspomniany Martin Brecht pisał jeszcze:
''Jako gest przyjaźni, rozładowałem moją broń i stanąłem z boku. Pozwoliłem im nawet pobawić się nią. To „przełamało lody” i zaraz śpiewaliśmy piosenki, ucząc się ich nawzajem. Także te których nauczyłem się w niemieckiej szkole („Du, du, liegst mir im Herzen”). Jako wyraz wdzięczności upiekli mi specjalny, mały i słodki chlebek – jedyny prezent jaki mogli mi ofiarować. Schowałem go do mojej „eisenhowerowej” kurtki i zaniosłem do moich baraków. Zjadłem go w samotności. Nigdy nie jadłem smaczniejszego chleba. (...)
„Co z tego?”, ktoś zapyta. „Okrucieństwo wroga było większe niż nasze.” To prawda, że patrzyłem tylko na koniec wojny, gdy byliśmy już zwycięzcami. W przeciwieństwie do nas, Niemcy mieli coraz mniej okazji do stosowania przemocy. Jednak dwa zła nie czynią jednego dobra. Zamiast powtarzać przestępstwa wroga, powinniśmy próbować przełamać spiralę przemocy i zemsty, która splugawiła naszą historię.''
Myślę, że nie wymaga to żadnego mojego komentarza. Chociaż, nie, wymaga.
Po raz kolejny chylę głowę przed Brytyjczykami i resztą Commonwealthu za to, że potrafili zachować zasady.
To, że zbrodni dopuścili się ci rzekomo ''dobrzy'' nie znaczy, że będę ją przemilczał.
Autor postu: II wojna światowa w kolorze
#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #zdjeciazwojny
Komentarz usunięty przez autora
Komentarz usunięty przez moderatora
@piastun Razem z piastunem
Komentarz usunięty przez moderatora
@PlonaceSiodlo:
O_o