Wpis z mikrobloga

Gothic Kroniki część XVI ( Stan postaci – 36 poziom – NAJEMNIK – KONIEC GRY):

Jeśli chcesz być wołany do oficjalnego podsumowania kronik, plusuj komentarz na dole!

Dla nieświadomych, #gothickroniki to autorski tag w którym dziele się wrażeniami z gry Gothic, którą mnóstwo osób zna na pamięć, a ja przechodzę to pierwszy raz ;)

TL:DR – Przedostałem się z powrotem do świątyni śniącego wybijając przy okazji miasto orków, a w samej świątyni stoczyłem epicką walkę ze Śniącym. Skończyłem grę…

Most do miasta orków, czyli to miejsce, które oddziela w miarę bezpieczną kolonię, której jestem samozwańczym Panem, od miejsca grozy i demonicznego zła. Przedostałem się więc przez ten most dzierżąc na plecach Ulumulu.
Jednakże pojawił się problem w jaki sposób dostać się z powrotem do świątyni. Teleportację wykorzystałem więc jedyna możliwość jaka pozostała to posążek, do którego modlą się orkowi magowie na dziedzińcu. Wykorzystałem więc tę nieszczęsną telekinezę, której kiedyś nie mogłem użyć. I w tym momencie, jak na musztrę, obecni w tym czasie orkowie zaczęli mnie atakować. Posążek spadł na ziemię, a ja padłem ofiarą zmasowanego orczego ataku. Świetnie…
Schowałem się więc w pobliskiej jaskini, gdzie dobiegły do mnie wiarusy, których szybko pokonałem Urizielem, tutaj zobaczyłem na własne oczy mechanikę miecza, że zadaje obrażenia od ognia!
Szamani jednak dalej pilnowali miejsca, gdzie jest posążek i rzucali we mnie kulami ognia. Ja za to odwdzięczałem im się bełtami xD Zgadnijcie jaki był wynik? ;D

No to skoro już zabiłem szamanów oraz część orkowych żołnierzy to w sumie czemu nie ;) Miast biec do posążka, to swoje kroki skierowałem do najbliższych orków, którzy przybiegli do mnie z dziką chęcią mordu. Cóż… musiałem się bronić, więc w ten sposób zostawiałem po sobie martwe zielone ciała żołnierzy. Jednakże w obozie byli też zwykli „orkowie”, którzy nie posiadali broni i uciekali ode mnie. Dlatego zostawiałem ich, atakowałem tylko żołnierzy. Zastosowałem tę samą filozofię, co w przypadku starego obozu, czyli kto mnie atakuje – ginie. Kto ucieka – przeżyje. Jakoś tak się czułem wewnętrznie spokojny dzięki temu.
Uriziel sprawdził się wyśmienicie w walce, kolejni żołnierze padali jak muchy, więc obóz stawał się coraz mniej „zaludniony”. Kiedy już upewniłem się, że nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby stanąć mi na drodze, to otworzyłem świątynię za pomocą posążka i wszedłem do środka.
I znów uderzył mnie ten chłodny, brudny i mroczny klimat leża Śniącego. Miałem przez moment trudności w odnalezieniu właściwej drogi, ale szybko zorientowałem się w sytuacji. Szedłem tak przez pustą świątynię. Paradoksalnie brak wrogów wywoływał większe ciarki niż ich obecność. Tutaj próbowałem szukać jeszcze po drodze jakichś znajdziek czy sekretów, ale niestety na nic nie trafiłem ;(
W ten sposób znów znalazłem się na moście prowadzącym do, jak się później okazało, głównej części świątyni. Spotkałem znowu orkowego szamana, jednakże tym razem nasz pojedynek mógł odbyć się na uczciwych zasadach. Ona zadawał mi obrażenia, ja jemu. Twardy był, a jego zaklęcia mocne. Ale dałem radę, pokonałem go! Czyli to jego zaklęcie to „tchnienie śmierci”
Wszedłem po krętych schodach na górę, gdzie znów zostałem zaatakowany przez opętanego strażnika świątynnego, ale tym razem nie musiałem go dobijać, Uriziel sprawiał, że ginęli od razu. Następne pomieszczenie miało chyba za zadanie sprawdzić, czy zabiłem wszystkich pięciu szamanów, ponieważ było 5 otworów, w które musiałem włożyć ich miecze, by krata się otworzyła.
Idę i na samym końcu korytarza… no nie.. kogo ja widzę… XARDAS! Wiedziałem, po prostu wiedziałem że go tu spotkam.
Ale, okazało się, że nie przybył tu by pokrzyżować mi plany, albo zrobić jakiś ogromny plot twist, tylko dać mi ostatnie wskazówki co do walki ze śniącym. Czyli, że musze wbić miecze kapłanów w ich serca w kapliczkach. Spoko, zanotowane, Roger that! Po tym zdaniu Xardas zemdlał…chyba.
Tutaj ścieżka rozdzielała się na 4 strony i wybrałem jakąś losową i trafiłem do komnaty z mumiami i skrzynią. I w owych mumiach oraz skrzyni znalazłem naprawdę pokaźną ilość mikstur zwiększających statystyki! Po drugiej stronie komnaty to samo! Moje statystyki wyglądały więc nieziemsko, ale tym bardziej złapał mnie strach z czym przyjdzie mi walczyć, jak tak bardzo twórcy dali mi możliwość dodatkowego wzmocnienia przed walką.
Zszedłem na dół, do serca świątyni, gdzie po drodze jeszcze toczyłem walkę ze strażnikami świątynnymi aż w końcu znalazłem się na głównej sali przywoławczej!

WALKA ZE ŚNIĄCYM

Pojawiła się mała cutscenka obejmująca całość pomieszczenia, przy którym był już Cor Kalom, jego poplecznicy jak i sam śniący, którego design przypominał jakiegoś… pająka skrzyżowanego ze skorpionem i upiorną twarzą( w zasadzie to nie wiem jak sobie wyobrażałem śniącego), zobaczyłem też 5 kolumn rozstawionych po jego boku. Cor Kalom, opętany już na całego, powiedział, że teraz czeka mnie śmierć i przebudził demona.
W tym momencie podszedłem do Cor Kaloma, który rzucił się na mnie z zaklęciem powstrzymującym moje ruchy, co ciekawe, jego pazie klęczały i modliły się do Śniącego, tak jakby nie widzieli, że właśnie zabijam ich mistrza. Tutaj dostałem też obrażenia od samego Śniącego, który strzelał we mnie fireballami. Musiałem szybko ewakuować się poza epicentrum wydarzeń, ale szalony guru mi tego stanowczo nie ułatwiał. Strzały z kuszy okazały się równie nieskuteczne, co po prostu głupie. Bo tylko szkodziłem sobie.
Dlatego wróciłem się od razu do Cor Kaloma, już z małą ilością życia. Ale niestety zanim zdążyłem zabić guru… zginąłem od samego Śniącego.

Mój plan na następną walkę był dosyć prosty – nie przestawać atakować. Skoro nowicjusze nic nie robili, a jedyna bitwa toczyła się między mną, a Cor Kalomem, wspartym przez samego Śniącego, tak musiałem jak najszybciej doprowadzić do zgonu guru. Który nastąpił, tak jak się spodziewałem, dosyć szybko. Po prostu poprzednim razem źle rozpocząłem całość pojedynku. A co jak co, żeby dostać się do komór sercowych Śniącego potrzebowałem czasu i miejsca.
Jednak gdy zabiłem Cor Kaloma, wydarzyła się rzecz, której trochę się spodziewałem. WSZYSCY, powtarzam WSZYSCY nowicjusze się na mnie rzucili. Pech chciał, że Cor Kalom zginął w centrum ich obecności, a to oznacza, że z każdej strony zacząłem dostawać kosę w plecy, brzuch, głowę. I mimo moich 8 Gb ramu na pokładzie gra mi się aż zacinała, gdy tyle postaci naraz zaczęło odbierać mi życie. Musiałem uciekać, byle szybko, byle gdzie. Uciekłem więc w stronę śniącego klikając prawy przycisk myszy. Tutaj poczekałem aż armia nowicjuszy podejdzie bliżej. Na szczęście lub nie, znalazłem się w potrzasku i nawet nie pomagał fakt, że Śniący często trafiał „swoich”. Mnogość obrażeń jakie dostałem oraz brak możliwości wylecznia sprawiły, że znowu padłem.

Następną walkę postanowiłem poprowadzić na pełnej piździe. Skoro to pojedynek decydujący o losach koloni, to wykorzystam pełnię wszystkiego co mam. Zajrzałem do swojego ekwipunku, a tam „Armia ciemności”, „przyzwanie szkieletów” „przyzwanie golema”. Teraz albo nigdy. W przedsionku areny zrobiłem sobie więc swoją małą armię. #!$%@?, że wcześniej tego nie używałem, mogłem zrobić tak samo w Starym Obozie, ale byłyby jaja.
Czułem się jak Aleksander Wielki, wparowując na arenę ze swoją armią. Cor Kalom jednak nie za bardzo się tym przejął, jednakże po zabiciu i ogarnięciu się nowicjuszy, zrobił się nie mały chaos. Szkielety atakowały nowicjuszy (nie robili żadnych obrażeń, a jedynie wprowadzali w zakłopotanie, zawsze coś), nowicjusze zabijali szkielety. Mój golem za to skutecznie odrzucał co niektórych cwaniaków. Pozwoliło mi to na większą kontrolę pola walki, choćby z tego względu, że nie skupiłem na sobie całej uwagi wrogów, a rozproszyła się pomiędzy szkieletami, mną i golemem.
Śniący chyba miał ogromny problem by mnie trafić, ale gdy raz to zrobił, to zdarzyła się rzecz trochę przeze mnie niespodziewana. Najwyraźniej moje szkielety reagują na to, KTO zada mi obrażenia i na tym obiekcie skupiają swoją uwagę. Więc stało się to, że szkielety pognały w stronę samego Śniącego, a za nimi część nowicjuszy.
Ja z kolei nadal miałem na głowie chyba z sześciu z nich. Uriziel na szczęście poradził sobie z taką ilością przeciwników, choć nie obyło się bez „taktycznego odwrotu” celem wypicia mikstur. Nowicjusze pokonani, no to wracam na arenę pomóc swoim szkieletom. I o #!$%@? …!
Śniący zszedł ze swojego podestu i znalazł się na środku całej areny! Wokół niego krążyły szkielety oraz golem, który próbował zabijać nowicjuszy, ale tylko ich odpychał. I tutaj chciałem ich wszystkich podobijać, ale ku mojemu zaskoczeniu Śniący… uśpił mnie. Najwyraźniej podczas walki nie można się znaleźć za blisko niego, bo jego nazwa zaczyna mieć dla nas oczywisty sens. I się baaaardzo #!$%@?łem, bo miałem prawie wszystkich nowicjuszy pozabijanych ;(

Ok widocznie przesadziłem z ilością szkieletów, bo plan był w miarę, po prostu zadziałała zasada przerostu formy nad treścią. Dlatego teraz uznałem że z 10 szkieletów starczy. Golema nie przyzywałem. Cor Kalom padł od mego miecza dosyć szybko, dlatego potem skupiłem się na nowicjuszach. Jak najszybciej uciekłem, jak najdalej od śniącego, i dopilnowałem, by jego fireball mnie nie trafił.
Znalazłem się więc w przedsionku z lawą. Tam zrobiłem dosyć sprytną rzecz, bo przeskoczyłem nad lawą i część nowicjuszy debili wpadło do dołu xD Szkielety skutecznie odciągnęły część nowicjuszy ode mnie, ale za to wąskie przejście pozwoliło mi w jakimś stopniu trzymać dystans. Dlatego cieszyłem się, że udawało mi się skutecznie eliminować zagrożenie. Kiedy jednak zostało zażegnane, to najgorsze dopiero miało nadejść.
Wróciłem do Śniącego, który grzecznie czekał na swoim podeście. Tutaj zrobiłem szybki zapis na wszelki wypadek, bo #!$%@? szkoda zmarnować taką szansę.
Podszedłem więc ostrożnie do pierwszej kolumny. Tutaj rozpoczęła się animacja, że już bohater próbuje przebić serce i fuck! dostałem z fire balla. A co to oznacza? Szkielety #!$%@? w śniącego xD. No dobra, ale może uda się chociaż bez ruszania go z miejsca. Przebiłem pierwsze serce i pojawił się jakiś demon za mną!
No to ja szybko walka z nim, a jeszcze śniący we mnie fire ballami. Damn, trudne to było tak wybalansować. Ale na szczęście demona zabiłem. Szybko spróbowałem wyleczyć się miksturą, z pewnymi trudnościami ale się udało. Szkielety tam dalej się męczyły.
Drugi podest i drugi demon. No to strategia mniej więcej podobna, ALE kiedy tylko Śniący chybił swoją magią i trafił nią tego demona, to on odwrócił się na pięcie i poleciał atakować Śniącego xD Ta, wiem że to jakiś błąd, ale dosyć zabawne to było. Cóż, przynajmniej mam go z głowy.
Trzecie serce poszło w podobnym stylu, w sensie, atakowałem demona, a śniący próbował mnie trafić, więc po prostu uciekałem i atakowałem.
Czwarte serce (i w tym momencie moje zaczyna szybciej bić) i czwarty demon pokonany
I w końcu piąte!
Udało się, pokonałem Śniącego. Pojawiła się krótka scena, na której to bohater wypędza złowrogiego demona z powrotem w „portal” i bohater wspomina, że po pokonaniu Śniącego bariera upadła, a jego (w sensie bohatera) przygoda miała się dopiero zacząć.
Napisy końcowe..

Opinia:
No cóż, skończyłem Gothica. Zakończenie trochę pozostawiło niedosyt, bo spodziewałem się jakiegoś epilogu, CZEGOKOLWIEK. A tak to widocznie dowiem się więcej z części drugiej.
Walka ze śniącym trudna, ciekawa i stawiająca jak najbardziej na umiejętności i strategię, choć bez bugów się nie obyło, no chyba, że akcja ze śniącym bugiem nie była. Nie wiem co z Xardasem, czy on nie żyje, czy zapadł w śpiączkę. Co z ludźmi w barierze, co z magami wody. Albo takie pytanie jakim cudem Cor Kalom i jego poplecznicy dostali się do świątyni, skoro musieli przejść przez miasto orków. Dobrze, że znalazłem te wszystkie mikstury co dodawały statystyki, bo bez tego miałbym 2 razy ciężej by to wszystko rozegrać.
A co do samej gry i co o niej sądzę? Myślę, że napiszę po prostu wpis podsumowujący wszystko co się do tej pory działo. Dam linki do każdych kronik oraz pokuszę się o krótką, bądź długą (zależy ile mi wyjdzie tekstu) recenzję gry. Dlatego jeśli ktoś chce być zawołany do podsumowania: to dam komentarz do tego służący.
Pozdrawiam, a na podziękowania myślę, że przyjdzie czas w podsumowaniu ;) Tymczasem, trzymajcie się.

#gothic #gothickroniki
Dziuzeppe - Gothic Kroniki część XVI ( Stan postaci – 36 poziom – NAJEMNIK – KONIEC G...

źródło: comment_h62iK8bvfwZuerD0ywwoTNngeF0dzAdz.jpg

Pobierz
  • 95
  • Odpowiedz