Wpis z mikrobloga

Bądź mną na zaocznej #studbaza
Promotorka pracy magisterskiej z góry narzucona przez uczelnię
Brak swobody w wyborze tematu, wszyscy na seminarium piszą o tym samym tylko na innych przykładach
Trzy semestry spotkań na seminarium to schemat: "hehe kiedy się państwo bronicie, jak postępy?"
Pisz pracę w spokojnym tempie przez ponad pół roku
Średnio co dwa miesiące miej gotowy kolejny rozdział:
"Bardzo dobrze ale nie sprawdzę tego rozdziału teraz, proszę przynieść całość"
Oddaj gotową pracę w kwietniu: "sprawdzę na następne seminarium za trzy tygodnie"
Trzy tygodnie później: "miałam do sprawdzenia pracę doktorską, proszę przyjść godzinkę po seminarium"
Wchodzisz do gabinetu: "praca jest okej, drobne poprawki zostały wyszczególnione"
Poprawiasz choć widzisz że przynajmniej połowa pracy nawet nie była ruszona
Prawie wszystko gotowe, zbliża się deadline
Oddajesz wersję ostateczną: "proszę czekać na kontakt w sprawie oprawiania i podpisu pracy przeze mnie"
Myślisz sobie: "WTF, przecież nawet nie wysłałem jej pliku z pracą do przerzucenia przez antyplagiat, no ale okej"
Czas się kończy, próbujesz się skontaktować, ale bezskutecznie
Dziekanat nic nie wie
Bądź zmuszony pisać podanie o przedłużenie terminu złożenia pracy
Oczywiście musisz teraz płacić robaku za każdy miesiąc zwłoki...
A teraz kwintesencja:


Chciałbym żeby to była #pasta ale niestety to się dzieje naprawdę... kto studiował na polskiej uczelni ten się w cyrku nie śmieje.

#studia #zalesie #truestory
  • 5
@StefanEm: to ja mam całkiem inne doświadczenia. Na całkiem dobrej publicznej uczelni widziałem sytuacje, w których promotor potrafił przeczytać i poprawić pracę wysłaną o 12 w nocy i odesłać jeszcze tej samej nocy, a znajomej, która studiuje na prywatnej uczelni, która w żadnym rankingu nawet nie jest oceniona promotor wyrzucił pracę za okno bo w środku była jedna pusta strona co zresztą było winą drukarni
@ZdeformowanyKreciRyj: @StefanEm: można powiedzieć że obydwoje zgadliście.

Prywatna uczelnia, dość wysoko w rankingach, której kadra dydaktyczna dzieli się na bardzo dobrych praktyków i beton z poprzedniej epoki, wykładający przeważnie nikomu niepotrzebne gównoprzedmioty. Niestety moja promotorka jest z tej drugiej grupy (miałem z nią jeszcze inne zajęcia).

Całość dramatu dopełnia słaby przepływ informacji między wykładowcami a dziekanatem.