Aktywne Wpisy
Właśnie wyciągnąłem z giry opitego grubego kleszcza. Zostało czerwone. Ja prdl jeszcze tego brakowało.
Boże jakimi kretynkami były moje wychowawczynie w klasach 1-3. W klasie mieliśmy 3 osoby które straciły matke przez raka czy wypadek samochodowy, a te idiotki potrafiły wybrać wiersz na dzień matki rozpoczynający się od słów „najlepsze u mamy jest to, że ją mamy” no kur*a i to mówiła cała klasa chórem na głos. Nie chce myśleć jaką pustke musiały czuć dzieciaki które straciły mame. #feels #bekazpodludzi #przegryw
- A na pewno nie chcecie z Warszawy wracać siódemką? – zapytałam. – Nawigacja twierdzi, że tak będzie szybciej prawie o godzinę.
- Nie, bo się zgubimy, rozbijemy, taki ruch w tej Warszawie – sapnęła mama, moszcząc się w wypełniających auto jabłkach odmiany ‘Jonagold’.
I tak się zgubili. Zamiast jechać wskazaną drogą prosto, skręcili na autostradę. Mama, spietrana w ‘Spartanach’, zadzwoniła godzinę później, by pożalić się:
- Kasia, matko boska! Dojechaliśmy do Katowic!
- Jak to do Katowic? W godzinę?
- No tak! Nie wiedziałam, że to tak blisko. Ale poddajemy się. Zostajemy na noc.
Wkrótce miało okazać się, że moi rodzice tak naprawdę nocują w Kotowicach pod Warszawą.
Niemniej, kiedy przejeżdżałam przez Milanówek, jeszcze znajdowali się na właściwej drodze. Za to ewidentnie na właściwej drodze nie znajdował się facet, który toczył poboczem elegancką walizkę całą w strupach z błota. Zwolniłam, a on zamachał, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Zatrzymałam się więc, i lekko uchyliłam szybę.
- Czy podwiezie mnie pani do Warszawy? Mam rozładowany telefon – powiedział po niemiecku.
- Guten Tag – odparłam.
Pan wyjaśnił, że jest szwajcarskim gastrologiem i przyjechał odwiedzić koleżankę, która miała mieć gdzieś pod Milanówkiem dom, ale okazało się, że to wcale go nie ma, i w dodatku dzień wcześniej przestała odpowiadać na telefony oraz smsy.
Pomyślałam sobie, że to tak dziwna historia, że zaryzykuję i podrzucę na Zachodnią rzeczonego specjalistę.
- Mam gabinet w Zurychu – powiedział, z wdzięcznością wręczając mi nawilgłą wizytówkę. – Zapraszam serdecznie, zrobię pani za darmo gastroskopię.
- Vielen dank – odparłam.
- Ma pani taką ładną, gładkoróżową cerę – dodał. – Jak zdrowa śluzówka jelita. A tak w ogóle to chciałbym zapłacić za przejazd.
- Gut, gut – powiedziałam.
- ... ale mam tylko 20 franków w portfelu – gastrolog przełknął ze wstydem. – Jeśli pani chce, to mogę dorzucić środki na przeczyszczenie, takie specjalne, przed kolonoskopią.
- Nein, danke.
- A czy mogę chociaż prosić o pani maila? Mam parę pytań dotyczących Polski.
- Ja, klar – odparłam, i podałam adres, z czego wywiązała się około miesięczna znajomość. I miesiąc naprawdę dziwnych pytań.
#nunkunpisze