Wpis z mikrobloga

Mam dziś sporo wolnego czasu, postanowiłam więc machnąć długi wpis o najgorszej terapeutce/psycholog u jakiej miałam okazje być i która sprawiła, że głęboko gardzę ta grupa społeczną.

Zacznijmy od tego dlaczego postanowiłam iść do terapeuty? Choruje neurologicznie, co jest bardzo widoczne (tiki i spięcia mięśni) i przez co byłam prześladowana cały okres szkolny przez „kolegów” i "nauczycieli". Dorobiłam się depresji i nerwicy lękowej. Rok w którym postanowiłam spróbować pomocy terapeuty był najgorszym rokiem w moim życiu - mocny nawrót depresji, ataki nerwicy doprowadziły mnie do insomnii, problemy rodzinne, bezrobocie. Rodzina widząc jak w beznadziejnym jestem stanie zasponsorowała mi terapię. Dlaczego nie poszłam publicznie? Byłam w publicznych placówkach kilka razy, ich poziom jest krytycznie niski. W jednej babka kazała mi napisać na kartce swoje wady a potem ją podrzeć, w kolejnej, gdy powiedziałam jej, że boję się o to, że nigdy nie znajdę dobrze płatnej pracy babka stwierdziła, że najważniejsza jest radość z jej wykonywania, a nie pieniądze xD

Dlatego płacąc stówę za godzinę rozmowy liczyłam na to, że trafię do profesjonalisty. Z portalu Znanylekarz (tak, teraz wiem,że to błąd) wybrałam młodą babkę wysoko w rankingu, polecaną w mojej miejscowości, świetnie wykształconą i nawet z występami w telewizji na koncie. Na tle pozostałych „ofert” prezentowała się naprawdę wyjątkowo.

Na pierwszej wizycie standardowo zalewając się łzami opowiedziałam jej przez godzinę historię mojego #!$%@?, ona coś tam zapisała w zeszycie, pokiwała głową i stwierdziła, że dużo pracy przed nami. I to było na tyle. Może już tutaj powinna mi się zapalić czerwona lampka, skoro nawet nie powiedziała mi jaki rodzaj terapii ma zamiar ze mną prowadzić, ale po paniach z radami typu Paolo Kotello nie miałam porównania jak to powinno wyglądać (no właśnie, czy na początku ktoś wam powiedział jaki nurt terapii będziecie praktykować?)

Na kolejnych zajęciach babka wprowadziła zasady: zadawała mi pytania po czym zapisywała odpowiedzi w notatniku. Okej, rozumiem, musimy się poznać. Jednak mijały miesiące za które moja rodzina płaciła jak dla mnie gruby hajs, a ona ciągle zadawała mi te same pytania. To były kompletne bzdety w stylu: jak się dzisiaj czujesz, co jesz na obiad, co cię ostatnio uszczęśliwiło itp. Jeżeli w moim życiu wydarzyło się coś o czym chciałam podyskutować po serii pytań zostawało nam na to z zegarkiem w ręku pięć minut! Jak ma mi pomóc w walce z depresją co jadłam ostatnio na obiad, skoro na opisanie epizodu o którym chciałam porozmawiać zostało 5 minut???

Kolejna rzecz - terapeutka bardzo rzadko wchodziła ze mną w dyskusje. Nasze rozmowy bazowały na modelu pytanie-odpowiedź, czyli ja jej o czymś opowiadałam, ona coś pisała w zeszycie i zadawała kolejne pytanie. Możecie mówić, że jestem naiwna, ale idąc do niej wydawało mi się, że przedyskutujemy moje traumy życiowe, popracujemy nad licznymi fobiami czy poszukamy razem wyjścia z sytuacji, ktoś z zewnątrz spojrzy na mój problem i może podpowie co zrobić? Ale nie, „terapie” wyglądały jak rozmowy z botem internetowym - tyle, że bot przynajmniej jest darmowy.

Moja terapeutka była świruską zdrowej żywności i według niej wszystkie moje problemy psychicznie nie brały się z traumy tylko z diety. Raz na tydzień poszłam do Maca? Szklanka coli? Cały wykład na temat szkodliwości śmieciowego jedzenia, które pewnie miało wpływ na moje #!$%@? samopoczucie. Próba przedyskutowania toksycznego zachowania mojej rodziny? Zamiana tematu.

Zaczęła mi dobierać znajomych. Jeden creep, który miał obsesję na moim punkcie, ciągle wysyłał mi wiadomości z różnych numerów, potrafił do mnie codziennie dzwonić nawet w środku nocy po tym jak mówiłam mu, żeby się ode mnie odczepił był według niej fajny i powinnam kontynuować znajomość. Drugi - facet pod czterdziestkę poznany na forum dla chorych na depresje (nie znałam go na żywo), który niejednokrotnie pomógł mi wyjaśniając jak działają leki, albo jak radzić sobie z atakami był według niej "niepokojący", bo różnica wieku między nami była zbyt duża ()

Po znajomych zaczęła mi dobierać zainteresowania. Na przykład powiedziała mi, że skoro nie ukończyłam szkoły medycznej, to nie ma sensu, żebym interesowała się medycyną czy psychologią. Gdy zapytałam ją, czy mogłaby polecić jakąś książkę psychologiczną powiedziała mi, że nie jest mi to potrzebne i kompletnie mnie olała.

I w końcu moment kulminacyjny, który zdecydował o zaprzestaniu terapii i przelaniu pały goryczy #pdk - terapeutka zaczęła negować moje problemy zdrowotne.

Moja depresja została stwierdzona przez lekarza, brałam na nią leki, mam ją w papierach. Pewnego dnia pani terapeutka stwierdziła, że ja wcale depresji nie mam. A dlaczego? Bo jestem osobą, która przykłada bardzo dużą wagę do wyglądu, mam ładne ubrania i makijaż, farbuje włosy, a jej inni klienci cierpiący na depresję tak nie wyglądają. Gdy na przykład coś tam jej opowiadałam i użyłam słowa "depresja" ona potrafiła wejść mi w słowo i powiedzieć "nie masz depresji, masz co najwyżej spadki nastroju." Poczułam się jakbym została ukarana za to, że o siebie dbam. Serio, czy mam przestać myć włosy, żeby ktoś wziął moją chorobę na serio? Jakoś lekarz przypisujący mi leki nie miał z tym problemu.

Jednak najgorszą i bardzo przykrą rzeczą jaką mnie spotkała było totalne olanie mojej choroby. Normiki tego nie zrozumieją, ale gdy jesteś nieuleczalnie chory, to żyjesz tą chorobą 24 na dobę, myślisz o niej po przebudzeniu, gdy gapisz się w lustro czy robisz zakupy. Po prostu ta myśl cały czas z tobą jest. I gdy zaczynałam narzekać na swój los terapeutka odwracała kota ogonem - powiedziałam jej, że bardzo boję się przyszłości, bo każdy rok to kolejny krok do pełnej niepełnosprawności. Odpowiedziała mi, że jej pacjent ma wykrytego raka. Okej, to przykre, ale co to zmienia w mojej sytuacji? Bo przecież mnie to nie wyleczy. Czułam się przez nią zaszczuta, nie mogłam nawet ponarzekać na swoją chorobę, bo zawsze znalazł się ktoś na przeciwległym biegunie: dziewczynka z białaczką, chłopak z MS czy coś tam jeszcze.

Zrezygnowałam z terapii dopiero po roku, sama w sumie nie wiem dlaczego. Po terapii czułam się jak gówno, wracałam do domu i wyłam w łóżku. Moja rodzina od razu zauważyła, że coś jest nie tak, ale ja uparłam się, że tak ma być. Chyba wydawało mi się, że przez ten czas słodkiego pierdzenia o głupotach przejdziemy do "czynów", że to taki wstęp.
Ostatnią wizytę miałam 3 lata temu, od tamtej pory więcej udało mi się wypracować samej, niż z tamtą babką. Gdy czuje,że potrzebuje komuś się wygadać korzystam z amerykańskich czatów z wolontariuszami. Czy komuś psychoterapia może pomóc? Myślę, że normikom, którzy mają typowo przyziemne problemy z rodzaju "Jestem brzydki/brzydka", "Mam rozwód", "Zmieniam pracę" itp.

Ciekawa jestem, czy ktoś ma inne doświadczenia, niż ja ^^

#depresja #nerwica #psychologia
  • 17
@mroczny-jogurt ja spotkałem paru. Jednemu już na pierwszej wizycie powiedziałem żeby spadał na drzewo liście liczyć i jest idiotą. Tak mnie wkurzył. Poza tym większość "psychologów" to osoby mające o sobie duże mniemanie i mnóstwo problemów z którymi sami nie potrafią sobie poradzić... ( ͡° ʖ̯ ͡°)

...co innego jeśli jest to psychiatra ze zrobionym fakultetem z psychologii - tu już rozmowa jest inna...
@mroczny-jogurt: Ja #!$%@?. Babka ewidentnie uwierzyła w legendę jaką jej osobie stworzyły chmary zadowolonych klientów xD "Ty nie masz depresji, za dużo koli pijesz!!!" xD

Pewnie że tak. #!$%@? książki o psychologii bo jeszcze zyskasz perspektywę konieczną do podważenia moich metod terapeutycznych. Czujesz się źle? W TYM MOMENCIE 60 000 somalijskich dzieci jest gwałconych przez jurne krokodyle. A tobie źle, niewdzięczna córo kultury zachodniej.

Do zostania terapeutą predestynują człowieka pewne konkretne
@mroczny-jogurt

Z portalu Znanylekarz (tak, teraz wiem,że to błąd)

Nie wiem czemu wszyscy narzekają na znanego lekarza. Spokojnie można tam znaleźć odpowiednich profesjonalistów, tylko trzeba szukać z głową.
Ja tam znalazłem terapeutkę, z której jestem mega zadowolony i z którą w ekspresowym tempie 5 miesięcy pozbyłem się nerwicy lękowej (mój przypadek był oczywiście inny).

wybrałam młodą babkę

pierwszy błąd.

i nawet z występami w telewizji na koncie.

drugi błąd. Jeśli sama się
@zaroowka:

...co innego jeśli jest to psychiatra ze zrobionym fakultetem z psychologii - tu już rozmowa jest inna...


Najchętniej poszłabym właśnie do takiej osoby, ale z tego co patrzę nie ma nikogo takiego w moim mieście...
@mroczny-jogurt: No i masz odpowiedź czemu nie działa terapia. Terapia zadziała tylko wtedy jeśli zaufasz terapeucie,zaakcoetujesz zaburzenie i będziesz mieć motywację do pracy nad soba. Bez sensu chodzić na terapię jeśli nie słuchasz terapeuty.
@Qwik3:

Terapia zadziała tylko wtedy jeśli zaufasz terapeucie,zaakcoetujesz zaburzenie i będziesz mieć motywację do pracy nad soba.


Przecież napisałam, że ta kobieta negowała diagnozę postawioną przez lekarzy. Może warto przeczytać cały tekst, zanim coś się napisze.
@mroczny-jogurt Problem z psychologami jest taki, że ten zawód nie jest w Polsce uregulowany. Każdy może założyć sobie gabinet i trzepać kasę radami typu "idź pobiegać". Druga sprawa jest taka, że psychologia i psychiatria to dziedziny medycyny bardzo podatne na pseudonaukę, bo nie ma tak naprawdę jakiegoś wiarygodnego testu np. na depresję. To nie badanie krwi, gdzie wyniki trudno sfalsyfikować, tylko pacjent sam określa swój stan. Polecam trylogię Tomasza Witkowskiego "Zakazana psychologia"