Wpis z mikrobloga

Jak z inteligentów stawaliśmy się analfabetami?

Niedawno wrzucałem wpis, którego tematem przewodnim były problemy systemowe polskiej edukacji. Bardzo ciekawe fragmenty wraz z moim komentarzem, które pokazują potencjalne problemy z trochę teoretycznej perspektywy, więc czas w końcu spojrzeć na tę praktyczną.

Obecnie nawet ci, którzy sięgają po książki i ratują mizerny obraz czytelnictwa, rzadko czynią to dla przyjemności, a znacznie częściej z konieczności. Wedle standardów przyjętych w Polsce Anka – 16-letnia uczennica z warszawskiego liceum społecznego – należy do elity czytelników (zaliczają się do niej ci, którzy przeczytali w roku przynajmniej 7 książek, reszta to tzw. odbiorcy sporadyczni). [...] Czytanie we fragmentach, a nawet korzystanie przez uczniów z gotowych opracowań, czyli to co jeszcze do niedawna wydawało się zaprzeczeniem edukacyjnej funkcji szkoły, dziś staje się powoli normą. Znamienne są wyniki najnowszego sondażu przeprowadzonego przez IKiCz w warszawskich liceach. Okazuje się, że wciąż pierwsze w narodowym kanonie nazwiska Henryka Sienkiewicza i Adama Mickiewicza zajęły u nastolatków pierwsze miejsca na liście autorów najbardziej nielubianych.

Smętnego obrazu nie poprawiają dane dotyczące innej, popularnej, wydawałoby się, formy kontaktu ze słowem pisanym. Warszawski Instytut Badawczy SMG/KRC, zajmujący się zbieraniem danych na temat czytelnictwa prasy, alarmuje, że w porównaniu z innymi krajami Europy czytelnictwo dzienników jest u nas jednym z najniższych i od lat wykazuje tendencję spadkową. Trzy lata temu czytanie przynajmniej jednego wydania w tygodniu jakiegokolwiek dziennika deklarowało 60 proc. Polaków między 15 a 75 rokiem życia. Obecnie wskaźnik ten wynosi 58 proc., co stawia nasz kraj na jednym z ostatnich miejsc na kontynencie (obok Grecji, Włoch i Portugalii). Dla porównania w 2000 r. kontakt z prasą codzienną deklarowało aż 95 proc. Duńczyków, 84 proc. Czechów i 79 proc. Niemców. Stabilnie natomiast wygląda obraz naszego rynku prasy tygodniowej. Przynajmniej raz w miesiącu popularne czasopisma przegląda 76 proc. czytelników, regularnie czyta je natomiast ok. 53 proc. Polaków. Najpopularniejszy w tej grupie jest „Tele Tydzień”, którego czytanie deklaruje 28 proc. Polaków.

Nie rozumiemy tekstów pisanych, ale nie radzimy sobie także z obrazami, które docierają do nas z telewizora – podstawowego dla większości źródła informacji. – Polaków można podzielić na dwie grupy – mówi znawca mediów prof. Wiesław Godzic z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Do wąskiej elity należą ludzie młodzi, którzy znakomicie radzą sobie z obrazami, rozumieją ich znaczenia, potrafią się nimi posługiwać. Do drugiej, niezwykle rozległej, widzowie leniwi, którzy nie rozumieją sensu komunikatów. Nie chodzi już o to, że gdy widzą billboard albo reklamę telewizyjną, czują się zagubieni – tłumaczy profesor. Badania pokazywały przecież, że około 70 proc. nie rozumiało sensu słów pojawiających się w telewizyjnych wiadomościach. Jesteśmy też wyjątkiem wśród krajów europejskich: nie ma u nas bowiem żadnego systemu edukacji medialnej, a to na świecie jest normą.

Mówiąc obrazowo: przeciętny Polak, gdy widzi komunikat o Unii Europejskiej, nie wie, czy to informacja, czy reklama albo jeszcze coś innego, a tempo wypowiedzi i zmienność obrazów sprawiają, że wiadomość taka jest kompletnie nieczytelna albo opacznie rozumiana. – Rozumienie telewizji – a pod tym względem większość naszego społeczeństwa to kompletni analfabeci – jest niezwykle istotne przecież ze względu na reguły demokracji – dodaje Wiesław Godzic. Pozornie na ekranie mamy wielość stanowisk i opinii, ale w gruncie rzeczy telewizja jest niezwykle uwodzicielska i perswazyjna i trzeba naprawdę poznać jej reguły, by świadomie uczestniczyć w toczącej się za jej pomocą debacie społecznej.


Jak widać na poniższym screenie, od tego czasu trochę się poprawiło, ale chciałoby się powiedzieć, że jednak nie do końca. Wiele osób uznało, że przedarcie się w górę w rankingach oznacza, że problem został zażegnany. Nie został.
W dobie świata, który dał nam taki dostęp do informacji, że informacja najzwyczajniej w świecie nas przytłoczyła, mamy coraz mniej czasu na skupienie się nad odrobinę dłuższym tekstem i przeczytaniem go (oraz zrozumieniem!) w całości. Skąd te wykopy z płomieniem na główną, gdzie tytuł i opis znaleziska są kompletnie sprzeczne z treścią dołączonego artykułu? Prosta kwestia - wielu ludziom wystarcza zwykłe przeczytanie nagłówku i można kopać.

W tym miejscu dochodzimy do jeszcze jednej rzeczy, bardzo ważnej z mojej perspektywy, ale nieporuszonej w artykule - weryfikacja czytanej informacji. Lądujące na głównej artykuły, których źródła są bardzo wątpliwe jakościowo, to chleb powszedni. Ba, powiedziałbym nawet, że ujrzenie na mirko linku do znaleziska wraz z wyjaśnieniem, że znalezisko jest manipulacją oraz ujrzeniem stosownej belki w linku, nie dziwi stałych bywalców. I o ile nie można udawać, że świadoma dezinformacja i celowe promowanie takich znalezisk nie istnieje, o tyle jest wiele osób, które nieświadomie padają ofiarą takiej rzeczywistości.

W tym momencie wypuszczenie ze szkoły człowieka, który potrafi czytać ze zrozumieniem to, co ma przed sobą, ale nieumiejącego zweryfikować tego, co dostał do przeczytania, robi z niego dysfunkcyjną osobę. I albo tego nauczy się na własną rękę, albo pozostanie podatnym na manipulacje, czy to zradykalizowanych grup, czy chociażby potulnej ekipy rządowej. Prosty przykład w tym miejscu. Człowiek, który swój historyczny kontent opiera na niedopowiedzeniach, przekłamaniach i manipulacjach ku uciesze swojej widowni ma ponad milion subów, a jego najpopularniejszy film to 3 miliony wyświetleń. A to tylko lekkostrawna forma naciągania i manipulacji. Realnie merytoryczne źródła muszą najpierw kreatywnie pomyśleć, jaki temat zainteresuje czytelnika/widza, potem znów przemyśleć, czy nie jest to poleganie na przekłamaniu/niedopowiedzeniu, następnie przemyśleć, w jakiej formie daną treść przekazać, a już podczas tworzenia materiału, trzeba uważać, żeby gdzieś się nie #!$%@?ć na minę i nie wrzucić po prostu kłamstwa, starannie tworząc bibliografię. A nasi ukochani z Uniwersytetu Youtube ze specjalnością żółtych napisów? No oni to przeważnie zamykają się na pierwszym kroku. Bo w taki sposób są w stanie zalewać treściami internet, co nabija im zasięgi, a w dodatku również pieniądze. Więc po prostu to robią. A Oskarek wraz z kolegą Łukaszem będą sobie wysyłać kolejne odcinki i debatować nad oraniem lewaków. I nie będą świadomi, że łykają zwykłą papkę, która z rzeczywistością ma wspólnego niewiele.

Polska szkoła (a w szczególności odpowiedzialni za system, w którym ta szkoła funkcjonuje) powinna pamiętać o lekcji z początków lat 90, gdzie umiejętności czytania ze zrozumieniem oraz czytelnictwo Polaków poleciało na łeb - proces ulepszania edukacji i podnoszenia jej standardów jest procesem nie bez powodu, a zostawienie tego samopas, bez kontroli, to proszenie się o kłopoty. Od strony problematycznej trochę już ruszyłem temat we wpisie na górze, dziś był czas na dawkę realiów opartych statystykami.

A dla osób chcących dyskredytować artykuł, ze względu na dawną datę oraz zażegnane problemy, powtarzam jeszcze raz - to dobra lekcja, z której można wyciągnąć parę wniosków oraz dodam jedną rzecz - poprawa stanu edukacji i nauki w Polsce jest faktem, ale faktem też jest, że z poprawy jego stanu korzystały dopiero kolejne pokolenia. Osoby, które uzyskiwały w 2000 roku tragiczne wyniki w czytaniu ze zrozumieniem aktualnie mają ~35 lat i stanowią trzon polskiego narodu, w którego rękach jest przyszłość. Chyba nie chcielibyśmy przekazywać go w ręce osób, którym przeczytanie dłuższego tekstu sprawia ogromne problemy? Skoro wkładanie do głowy Mickiewicza i Sienkiewicza nie działa, to może warto zastanowić się nad lekką zmianą, co może miałoby mniej wyniosłych plusów, ale przynajmniej skutecznie przytrzymałoby ludzi przy książce, zamiast ją obrzydzać od lat najmłodszych?

Jedynie mirkoreklama na koniec, nie mojego wpisu - gdyby ktoś się zastanawiał, czy warto jeszcze te książki w ogóle czytać.

#anatomiapopulizmu #neuropa #ksiazki
Pobierz T.....i - Jak z inteligentów stawaliśmy się analfabetami?

Niedawno wrzucałem wpis,...
źródło: comment_15915216141l4YwWCFu7dHWnsWPSoHOl.jpg
  • 27
W 2002 r. choćby jedną publikację nabyło nie więcej niż 37 proc. rodaków, przy czym przeważającą część zakupów stanowią pozycje kupowane z musu, czyli podręczniki szkolne.


Czyli statystyki na podstawie zakupów książek. W moim przypadku niemiarodajne, bo od lat nie kupiłem żadnej książki, a czytam około 20 rocznie. Żona podobnie. "Domowej biblioteczki" też nie posiadam chyba, że można do tego zaliczyć książki wgrane na Kindla.
@Topkapi: Nawet dla osób, które nie mają problemów z czytaniem ze zrozumieniem, internetowy natłok niestrukturyzowanych bodźców jest trudnością. Czemu tak lubię Economista? Bo to infopiguła o wszystkim - od przeglądu wydarzeń na świecie, przez gospodarkę, naukę i technikę, po literaturę. Drogie jak nie wiem, ale dzięki wysokiemu abonamentowi i dużej liczby czytelników są w stanie dostarczyć ekstrakt z tego co się dzieje na świecie z przemyślanym komentarzem i robią to ludzie,
Czytanie we fragmentach, a nawet korzystanie przez uczniów z gotowych opracowań, czyli to co jeszcze do niedawna wydawało się zaprzeczeniem edukacyjnej funkcji szkoły, dziś staje się powoli normą


@Topkapi: ale to jest akurat RiGCz wybitny, bo wystarczy wejść w dowolną rozmowę o Biblii, żeby zobaczyć jak bardzo takie czytanie bez kompletnej znajomości kontekstu sprawia, że się #!$%@? z tego rozumie, za to taki oczytany janusz ku uciesze panów Dunninga i Krugera
Jeśli cena elektronicznych spadnie do sensownej wartości (czyli ceny papierowej minus koszt papieru, druku, spedycji itp.) to rozważę taką ewentualność.


@HenryMorgan: Przecież już spadła. Raz że VAT to od listopada 5%, dwa - promocji jest tyle, że rzadko mi się zdarza zajrzeć na https://upolujebooka.pl/ tak żeby gdzieś nie było ostrej przeceny na to co chcę przeczytać, a nawet jak dziś nie ma, to będzie za tydzień, można też sobie ustawić alert
@loginnawykoppl: A no tego to ja nie mam zamiaru kwestionować, w ogóle imo jest to klucz jeśli chcemy w jakikolwiek sposób przerobić ważne epoki literackie w historii jednocześnie bez zabicia czytelnictwa u młodych. Ograniczenie się do jedynie fragmentów z cięższych lektur jak Chłopi czy Pan Tadeusz może paradoksalnie polepszyć jakość lekcji.

@HenryMorgan: ogólnie statystyki kupna książek/ebooków trzeba brać z przymrużeniem oka, bo często zdarza się tak, że coś człowiek kupi,
Ograniczenie się do jedynie fragmentów z cięższym lektur jak Chłopi czy Pan Tadeusz może paradoksalnie polepszyć jakość lekcji.


@Topkapi: oczywiście, że tak. Prosty przykład: opisy. Weźmy jakaś powieść XIX wieczną, tam momentami jest po kilka stron o tym jak taki czy siaki krajobraz wygląda. Normalny człowiek weźmie i machnie książką bo "po #!$%@? mi czytać opisy żyrafy?". Tymczasem w XIX wieku po pierwsze, taki opis spełniał funkcję praktyczną, bo faktycznie ludzie
via Wykop Mobilny (Android)
  • 12
@Topkapi: może gdyby zamiast gonić z programem i uczyć pod testy, poświęcało się czas żeby na spokojnie omówić lektury, to uczniowie nie mieliby potrzeby sięgać po gotowce. Jak wróciłem do szkolnych lektur bez nieustannie poganiającego bata to miałem zupełnie inne odczucia. Większość pozycji bardzo przyjemna, nawet mimo archaicznego słownictwa.
@Topkapi: liczba bibliotek i ich odwiedzin spada powoli od lat: https://www.bn.org.pl/download/document/1571226672.pdf
http://www.sbp.pl/artykul/?cid=21664
Nie wiem też, czy przymuszanie ludzi (choćby "moralizatorskie" często spotykane przy takich okazjach) do czytania przynosi jakieś pozytywy (bardziej namacalne niż "rozwijanie wyobraźni"). Równie dobrze można martwić się o jakość newsów w TV, w internecie (tu już wszelkie multimedia), tego, że Polacy przenoszą się na Netflixa i co tam oglądają, a kto ogląda polskie TVP.VOD, itd.

Dobrym pytaniem jest
Większość pozycji bardzo przyjemna, nawet mimo archaicznego słownictwa.


@ZaQ_1: Byłem z polskiego całkiem dobrym uczniem, a jak czytałem w liceum Dziady cz. III (oczywiście bez przygotowania, już po przeczytaniu miałem teoretycznie wszystko rozumieć łącznie ze stereotypowym "kolorem butów" bohatera), to nic nie zrozumiałem. Dopiero po wytłumaczeniu przez polonistkę zrozumiałem o co chodzi i stwierdziłem, że to w sumie świetna i genialna lektura :D
Nie zwiększałbym czasu, bo jego i tak nie
@Topkapi: Ja w internecie widzę też niepokojącą tendencje do infantylizacji wiedzy. Przywołana "Historia bez cenzury" jest tego dobrym przykładem. Same jego filmiki nie są aż takie okropne pod względem merytoryki. Mówiąc w kontekście youtubowym, gdzie są oczywiście o wiele lepsze kanały, lecz niestety również zdecydowanie gorsze. On przynajmniej stara się dać w opisie jakieś źródła wiedzy, a to już coś w tym smrodku. Chociaż na marginiesie jest to "bibliografia" strasznie uboga,