Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#depresja #feels #gorzkiezale #przegryw #psychologia

Oznaczyłam na początku tagi, coby nikt nie czytał, kto nie chce.

Chce się wyżalić... mianowicie w dzieciństwie matka się nade mną znęcała. Ojciec czasem też, ale w duuużo mniejszym stopniu, a później wyjechał do pracy do innego miasta i mieliśmy neutralne relacje. Teraz mam z nim poprawny kontakt, nie jest konfliktowy i źródło jego i moich problemów zauważyłam w matce. Po prostu sądzę, że nikt by nie wytrzymywał z taką kobietą, ja jako jej córka też miałam ciężko.

Z takich ewidentnych przewinień zaniedbała mnie lekarsko tak, że mogę być bezpłodna. W najcięższym momencie dorastania miałam myśli samobójcze i fizycznie słyszałam głosy, bałam się że to początek schizofrenii albo jakichś problemów neurologicznych. Powiedziałam jej o tym, bo prawnie byłam pod jej opieką, a jedyne co ona miała mi do powiedzenia to 'po prostu wszystko mi opowiedz, a jakoś sobie z tym poradzimy...' jak zdarta płyta albo jakiś zapętlony algorytm. Śmiesznie też było, kiedy zaprowadziła mnie do psychologa i siedziała za drzwiami. Zapytałam się psycholog, czy wszystko będzie jej przekazane, bo nie byłam pełnoletnia i usłyszałam 'tak, oczywiście'. Chciałam mówić o jej znęcaniu się nade mną, ale przez godzinę siedziałam i się gapiłam w jeden punkt na ścianie. Wewnętrznie po całym bólu byłam tak zniszczona, że nie miałam dostępu do części emocji i bez znaczenia mi było, czy coś mówię, czy tylko siedzę i patrzę się w to samo miejsce. Nie nawiązałam żadnej rozmowy po tym pytaniu ani kontaktu wzrokowego, a jak przyszła moja matka to psycholog powiedziała jej coś w kontekście, że ja jestem dziwna i coś ze mną nie tak. Chyba, że próbuję zwrócić na siebie uwagę.

Z tych subtelniejszych doświadczeń, a przynajmniej trudniejszych do udowodnienia, znęcała się nade mną głównie psychicznie, ale fizycznie też się zdarzało. Chyba raz mnie zdzieliła w twarz i raz mnie dusiła. Biła (szarpała, kopała) mnie głównie do momentu, w którym byłam na tyle dużą nastolatką, że mogłam jej oddać. Jak się broniłam, czyli atakowałam ją po jej ataku, ona wyglądała jak pikachu mem i zaczęły się teksty, że matkę mam tylko jedną, ona mnie urodziła, tyle dla mnie zrobiła... Nie tylko z jej strony, ale też ze strony całej jej rodziny. Teraz nie mam z nią kontaktu, ale wtedy dosłownie pruli mi mózg... A to wyrachowana i podła kobieta, która po tym wszystkim zostawiła mnie i ojca, gdy on przestał zarabiać, a ja byłam za młoda, żeby pójść do pracy. Uciekła od biedy... Podjęła kilka prób kontaktu, a ja jej nienawidzę. Za to wszystko + za czasy, kiedy jej przy mnie nie było, a ja po kilka dni czasem nic nie jadłam. Ona tego nie rozumie i obwinia mnie za uczucia do niej, bo w jej oczach jest czysta jak łza i jej intencje zawsze były dobre. Mogę zrozumieć, że uważała, że miała ciężko (chociaż z mojej perspektywy jedyne, czego musiała doświadczać, to konsekwencje własnych decyzji, fizycznie miała natomiast jak pączek w maśle - dużo pieniędzy (ojciec na nią zarabiał nim ZACHOROWAŁ i stracił pracę), wspierająca rodzina (babka i siostry), jakieś tam przyjaciółki... Tylko w domu kupa na środku i to jej własna. Ona po prostu nie jest zdolna do utrzymywania relacji długoterminowych, bo nie pojmuje konsekwencji, przyczynowości i skutków. Nawet mnie nie przeprasza szczerze, raz to zrobiła, ale ja umiem przejrzeć ludzi. Po latach tortury czytam bardzo dużo sygnałów niewerbalnych, bo musiałam wiedzieć, kiedy mogę dostać. Więc, zobaczyłam, że nie przeprasza szczerze tylko w tamtym momencie chciała coś ode mnie uzyskać (chyba poparcie na sali sądowej, żeby dostała większą część majątku, który jest w pełni ojca), ale powiedziałam jej, że widzę jej intencje, na co od razu zrzedła jej mina i wróciła do wcześniejszego zachowania. Hamowała się, ale zawsze ma to samo w oczach - szaleństwo. Kiedy jeszcze mieszkała ze mną czasem chowałam noże w trakcie awantur, bo ona jest nieobliczalna.

Nie mam kontaktu z nią ani z jej rodziną, bo wzięli jej stronę. Zastanawiam się, czy naprawdę tak myślą, czy się reflektują, że ja byłam dzieckiem, kiedy cyrk się zaczął, a dzieci się same tak nie zachowują. Otrzymywałam zaproszenia od jej części rodziny, ale boję się tam chodzić, bo mogę ją spotkać. Nie jestem też ciepło przyjmowana, raczej formalnie i pełnię rolę czarnej owcy. Najwcześniejsze wspomnienia o przemocy fizycznej mam z wieku 7 lat, ale mogło być wcześniej, bo byłam bardzo cichym i spokojnym dzieckiem i nie pamiętam, czy taka się urodziłam, czy może mnie zastraszała albo ignorowała. Na ignorowanie małe dzieci reagują obojętnością i brakiem emocji, co by się zgadzało i z moim zachowaniem, i też z tym, że mam wspomnienia z wcześniejszego jeszcze okresu, w których chciałam ją przytulić, a ona mnie odrzucała. Też pamiętam, że kiedy płakałam oboje rodzice mnie zamykali w pokoju i zabraniali wychodzić...

U mnie teraz dobrze, ale mam kłucie w sercu, kiedy widzę szczęśliwe, a szczególnie ułożone relacje z matką. Cieszę się cudzym szczęściem, ale czuję taki brak wewnętrzny, że ja tego nie mam. Wiem, że inni mają gorzej, etc. Pomagam innym ludziom, ale każdy w swoich butach ma jakąś drogę do przejścia, a mój początek był straszny.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5f31084a0010a81b084b4286
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Precypitat
Przekaż darowiznę

[====================....................] 51% (120zł/235zł)
Uzbieraliśmy już na 2 lat działania AMW!
  • 2
U mnie teraz dobrze, ale mam kłucie w sercu, kiedy widzę szczęśliwe, a szczególnie ułożone relacje z matką. Cieszę się cudzym szczęściem, ale czuję taki brak wewnętrzny, że ja tego nie mam


@AnonimoweMirkoWyznania: No to jestes klientem na obowiazkowa psychoterapie. To nie sa zarty. Trzeba zamknac ten obszar zycia, a utracona bliskosc po prostu oplakac.
Zalenie sie w internetach Ci nie pomoze. Przeczytaj sobie ksiazke "Dlaczego tak nam trudno zyc" i