Wpis z mikrobloga

Hej ho,
Dziś czwarty odcinek serii, a więc kilka słów o współuzależnionych partnerach. A w zasadzie partnerkach. Przypadek mojej rodziny okazuje się standardowym, to pokazała też ankieta z zeszłego tygodnia - większość z nas tu obecnych DDA wyrosło w rodzinie z uzależnionym od alkoholu ojcem i współuzależnioną matką.

Mówi się, (nie jestem w stanie przytoczyć badań, bo nie znalazłam ich, jedynie potwierdzenie tego stwierdzenia) że 9 na 10 żon alkoholików pozostaje u boku uzależnionych od alkoholu mężów, podczas gdy 9 na 10 mężów alkoholiczek zostawia uzależnione żony. Czy to bezduszne ze strony mężczyzn? Raczej rozsądne, bo prawdopodobnie rozumieją, że nie uratują swojej partnerki, jeśli ona sama tego nie będzie chciała i nie podejmie odpowiednich kroków.
Nadmienię, że nie każda partnerka pozostająca u boku pijącego męża musi być współuzależniona.

Kobiety pozostają w związkach z uzależnionymi mężczyznami z różnych powodów. Z jednej strony, nakazuje im to małżeński obowiązek i mentalne modele nakazujące wierność wobec męża czy pojmowanie w ten sposób modelu Matki - Polki, poświęcającej się dla rodziny byleby tę rodzinę utrzymać. Przykłada się do tego również przekonanie, że uda im się męża zmienić. Otaczają zatem męża nadmierną opieką, zaczynają wyręczać, tłumaczyć i chronić, stwarzając paradoksalnie idealne dla niego warunki do picia.

Definicji współuzależnienia znalazłam wiele. Jedna z nich mówi, że to towarzyszenie innej osobie w uzależnieniu. Tymczasem Earnie Larsen, amerykański specjalista, twierdzi, że osoby współuzależnione powielają wyuczone autodestrukcyjne zachowania lub wady charakterologiczne. Kontynuują one nieświadomie postawy, które upośledzają zdolność inicjowania i przeżywania związków opartych na miłości. Autorka książki „Koniec współuzależnienia”, Melody Beattie, uważa, że osoba współuzależniona to taka, która pozwala na to, by zachowanie innej osoby oddziaływało na nią ujemnie, jednocześnie obsesyjnie kontrolując zachowanie tej drugiej osoby.

Dla mnie jest to od dawna fenomen na zasadzie kury i jajka. Co było najpierw - alkoholizm ojca czy nadmierna kontrola mojej matki? Dopiero z perspektywy czasu zobaczyłam ten samozapętlający się mechanizm.Gdy lata temu psycholog powiedziała mojej matce, że alkoholizm jest chorobą całej rodziny, ona to kategorycznie odrzuciła a ja nie zrozumiałam w pełni znaczenia tych słów.
Myśląc o systemie współuzależnienia dziś, przypomina mi się wywiad z bodajże Mary Catherine Bateson, która opowiada o przyglądaniu się sesjom terapetycznym prowadzonym przez bodajże kolegę jej ojca, Gregory Batesona, swoją drogą ciekawego filozofa. No więc Mary Bateson wspominała, że na sesje przychodzili zazwyczaj rodzice ze sprawiającym kłopoty dzieckiem i to ono miało być poddawane terapii. Oglądając nagranie z pierwszego spotkania Mary stwierdzała: racja, to dziecko zachowuje się skandalicznie, nic dziwnego, że rodzice mają z nim kłopot. Oglądając kolejne nagranie zauważała, że to nie tyle dziecko, co postawa ojca wywołuje bunt dziecka i stąd biorą się problemy z dzieckiem. Oglądając kolejne z nagrań dochodziła do wniosku, że to ani dziecko ani ojciec nie są źródłem problemu, ale zachowanie matki. I tak, po kilku kolejnych spotkaniach i rozmowach ze swoim ojcem doszła do zrozumienia, że przyczyna nie tkwi w nikim z nich pojedynczo ale w systemie współoddziaływania na siebie jaki tworzą.

Moja matka wyszła za mąż mając 21 lat. Ja myśląc o swojej samoświadomości w tym wieku, wiem, że byłam nadal na poziomie jedzenia piasku z piaskownicy, chociaż wtedy oczywiście miałam wyobrażenie, że wiem o życiu absolutnie wszystko. Rozumiem w pełni, że ona też tak myślała. Była ostatnim dzieckiem rodziców, którzy przeżyli wojnę i zostali przesiedleni, a raczej uciekli na dzisiejszy zachód Polski. Nie sądzę, że potrafili otoczyć ją ciepłem. Musieli zbudować swoja egzystencję od nowa i na tym się skupili.
Wyjście za mąż było dla niej możliwością ucieczki z domu rodzinnego. Nigdy nie żyła sama i nie znała samodzielności. Postępowała zgodnie z przyjętym schematem. Urodziła dzieci i powieliła schemat wyniesiony z domu - najważniejsza jest budowa egzystencji. Zachowania ojca, według jej słów od początku budziły jej wątpliwości ale wierzyła, że go zmieni. Nie wiem, jakie dokładnie zachowania budziły w niej chęć zmiany ojca, ale pamiętam z dzieciństwa, że w zasadzie każde zachowanie czy pomysł budził jej dezaprobatę, “bo co ludzie powiedzą” lub “a czemu ty to robisz tak, przecież…”
Jak na współuzależnioną żonę przystało z czasem, przejęła na siebie lub przekazała mi wszelkie obowiązki. Gdy ona akurat nie mogła, to ja chodziłam po urzędach załatwiać sprawy, nosilam ciężkie zakupy lub pilnowałam brata (akurat to był mój stały obowiązek).
Pomysł na zmianę mojego ojca polegał na wyrzucaniu mu wszelkich jego nieciągłości, odcinaniu go od nas, dzieci, przy równoczesnym otoczeniu go opieką - gotowanie, pranie, sprzątanie all inclusive.
Wiem, że kobiety przyjmują różne strategie. Moja matka uznała, że zbuntowanie nas przeciw ojcu będzie tą najlepszą strategią. Miał cierpieć za alkoholizm i zniszczenie jej życia, poprzez brak kontaktu z nami (a żyliśmy wspólnie na 55m2).
Znam DDA, których matki postąpiły inaczej i patrząc na nich dziś widzę, że namiastka kontaktu lub normalniejszy kontakt z rodzicami przychodzi im łatwiej. Ja byłam uczona, że jakikolwiek kontakt z ojcem (mówię tu o odzywaniu się do ojca jak jeszcze mieszkałam w domu) to przejaw zdrady wobec matki.

Moja matka najpierw odrzucała myśl o rozwodzie, bo “dzieci muszą mieć ojca”. Jak dorośliśmy, argumentem przeciw rozwodowi stały się koszty rozwodu. Nawet gdy wyprowadziłam się z domu, słyszałam to samo. Gdy raz dałam jej pieniądze, stwierdziła że musiała kupić za nie leki i nie ma pieniędzy. Wtedy zrozumiałam, że nie chodzi o pieniądze ale o potrzebę wzbudzania we mnie poczucia winy & współczucia dla jej trudnej sytuacji. Wiecie, kiedy wyprowadziła się od ojca (nie biorąc nadal rozwodu)? Gdy zmarł mąż jej siostry - wprowadziła się do niej by się nią opiekować, zastępując jedno współuzależnienie drugim. Nie potępiam jej za to, na tym etapie już dawno zrozumiałam, że ja z kolei byłam współuzależniona od niej i jej nieszczęścia.
W uświadomieniu tego pomogła mi terapia. Trafiłam na nią po kolejnym nieudanym związku, w przekonaniu że zostałam sama, bo nie potrafię być szczęśliwą. Rozumiałam powoli, że powielam jakieś rodzinne schematy ale jeszcze nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Wiedziałam, że bycie DDA wpływa na mnie ale nie byłam w ogóle świadoma roli mojej matki w tym, jak się życiowo matam. Dopiero terapia uświadomiła potęgę mojego współuzależnienia, i że:
Podświadomie wybierałam mężczyzn trudnych, którzy zapewniali mi emocjonalny rollercoaster bo tak znałam z domu
Wybieram męczyzn nieobecnych, zajętych sobą, którymi mogę się opiekować
Nie daję sobie prawa do szczęścia, bo to oznacza zdradę matki
Opiekuję się wszystkimi dookoła, mam high maintenance przyjaciół, przejmuję za wszystkich i wszystko odpowiedzialność
Żyję cały czas w poczuciu winy, że jestem złym dzieckiem, bo nie współczuję wystarczająco matce, bo nie utrzymuję jej, bo nie robię co ona mi każe, bo nie dzwonię codziennie, bo mam własne zdanie, bo nie zostałam na uczelni (dobre kilka lat po tym jak podjęłam pracę w firmie w Niemczech, dalej opowiadała znajomym, że pracuję na uczelni bo to w jej oczach było bardziej nobilitujące)
Ja kontroluję wszystko wkoło powielając jej zachowanie
Nienawidzę kobiet, bo tak jak moja matka zazdroszczę im beztroski i szczęścia
Nie znam wzorca kobiecości
Boję się panicznie odrzucenia (matka odrzuciła mnie w zasadzie już jako niemowlę, bo zajmowała się mną babcia, gdy ona zmarła a urodził się mój brat, ja natychmiast musiałam przejąć rolę jego opiekunki mając 5 lat, kolejny raz odrzuciła mnie gdy straciła sens życia i roztopiła się w rozpaczy śmierci mojego brata, wytykając mi jednocześnie “niewłaściwą żałobę” / dla mnie też w tym momencie życie powinno stracić sens a ja, podobnie jak ona, powinnam leżeć 3 h dziennie na jego grobie opłakując śmierć).

Czas na standardowe podsumowanie, czyli do czego zmierza mój wywód? Alkoholizm jest chorobą całej rodziny. Alkoholik niszczy nie tylko swoje zdrowie ale i zdrowie bliskich. Rodzina zaczyna żyć z “niewidzialnym słoniem w salonie”, pogrążona w pętli samookłamywania i destrukcyjnych zachowań. Dla dzieci nie ma tym systemie miejsca na bycie dziećmi. Dla żon nie ma miejsca na bycie kobietami i matkami. Dzieci cierpią pod wpływem zachowań uzależnionej i współuzależnionej osoby, przyjmując przeróżne taktyki na przetrwanie, o czym będzie za tydzień.
Gdy opuszczamy domy rodzinne, wydaje nam się, że w końcu się odcięliśmy od problemu. Tymczasem, jeśli nie przepracujemy tego, traumy dzieciństwa ciągną się za nami. Czy DDA ma szansę na dobre życie - ABSOLUTNIE. To może zabrzmi jak tani Coelho, ale ostatnio oglądałam film HillBilly Elegy na Netflix i końcowe słowa ujęły mnie, bo i ja w to wierzę : “where we come from is who we are, but we choose every day who we become” (co można luźno przetłumaczyć na "Jesteśmy jacy się urodziliśmy, ale możemy decydować o własnym losie").

Zapraszam do dyskusji. Jeśli chcesz podzielić się anonimowo swoimi uwagami lub historią, zapraszam - pisz na priv lub używając anonimowej ankiety TU

Zapraszam do obserwowania: #podgorke
#dda #podgorke #psychologia #gruparatowaniapoziomu #alkoholizm #ankieta

Czy mój cykl postów pomaga ci lepiej zrozumieć DDA?

  • Tak 63.6% (28)
  • Nie 15.9% (7)
  • Nie mam zdania 20.5% (9)

Oddanych głosów: 44

  • 18
@panimanager: Bez urazy z tym DDA i nie traktuj mnie jako zielonkowego prowokatora. Ale czy to nie jest takie szukanie dziury w całym? W dobie tzw. kołczingu i innych bzdur ludzie zwrócili się do analizy prawie matematycznej zachowań ludzkich, które matematyczne nie są. Oczywiście Ty mi napiszesz - "są badania, publikacje"

A co jeśli ja mając żonę i teścia z depresją, który sterroryzował całą rodzinę i każdy mu musi słodzić w
@kuroszczur: jeszcze nie widzę prowokacji, raczej grubą aczkolwiek poniekąd jedną z wielu sytuacji rodzinnych, które istnieją. Nie rozumiem co masz na myśli tu: "muszę samodzielnie porzucić alkohol, poddać się jego woli, obciąć swoje jaja". Możesz rozwinąć?
@panimanager: dodam, że typowymi oznakami współuzależnienia według Zofii Sobolewskiej są: 1) nadopiekuńczość, czyli wyręczanie partnera w obowiązkach, 2) poddanie się rytmowi nałogu, czli cicho bo tato śpi, nie zrobimy tego bo tato nie czuje się dobrze itp, 3) godzenie się na przemoc i na obwinianie: „To przez ciebie piję”, „Gdybyś była inna...”, 4) wyparcie i zaprzeczanie faktom, np że partner jest uzależniony, 5) Nadkontrola - od przeszukiwania torby i kieszeni w
@panimanager: To, że zacząłem pojmować rzeczywistość taką jaka jest, bez alkoholu. On istniał bardzo rzadko w moim dotychczasowym życiu, ale w zetknięciu z depresyjnym i autorytarnym teściem, którego słuchała moja żona odrzucając tym samym moje zdanie zaczął odgrywać główną rolę dając ułudę wielkości.
Teraz ja jestem pijakiem, moje dzieci pewnie DDA a wszystko z mojej winy. Minie pewnie wiele czasu, gdy prawda wyjdzie na jaw (o ile), ale ten wasz mechanizm
@kuroszczur: Czemu nasz? ( ͡° ͜ʖ ͡°) To brzmi tak, jakbyś się od "tego" DDA chciał za wszelką cenę odciąć. Czemu myślisz, że mechanizm DDA jest ograniczony? Rozwiń proszę, bo mnie to bardzo interesuje co masz do powiedzenia.
@panimanager Bardzo ciekawe. Wychowywałem się w podobnej rodzinie stworzonej przez choleryka i histeryczkę wykazująca syndrom Atlasa. Ojciec był alkoholikiem ale często nie było go w domu gdyż podróżował za chlebem, ogólnie z matką strasznie się nie zgadzali ze względu na to że miała ona poczucie nie spełnienia przez ojca obietnic o w miarę beztroskim życiu. Cały czas byłem świadkiem kłótni i bralem udział w pozorowaniu przed otoczeniem braku rodzinnych problemów. W pewnym
@panimanager: Ponieważ problem DDA skupia się na uzależnieniu jednego z rodziców nie pojmując przyczyny uzależnienia. Znam dwóch alkoholików osobiście - dobrze sobie radzących w życiu. Jeden był bardzo za swoimi dziećmi do końca. Ba - spał na podłodze w szpitalu (trzeźwy), gdy jedno z jego dzieci tam wylądowało, ale mimo to jego żona robiła wszystko, by w perfidny sposób izolować dzieci od niego. Już nie żyje. Drugi w pewnym momencie będąc
Dla mnie jest to od dawna fenomen na zasadzie kury i jajka. Co było najpierw - alkoholizm ojca czy nadmierna kontrola mojej matki? Dopiero z perspektywy czasu zobaczyłam ten samozapętlający się mechanizm.


@panimanager: nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale dla mnie to absolutnie nie jest przypadek "jajka i kury", wiadomo że alkoholizm jest pierwszy, a dopiero potem wynikają z niego patologie. Zdrowy człowiek, nawet w odpowiedzi na próby nadmiernej kontroli potrafi
@kuroszczur: o tym jest w moim wpisie - rodzina ( i ta bliska i dalsza) to system, który na siebie oddziaływuje. Zachowanie jednego członka jest reakcją na dzialanie drugiej osoby. O metodach leczenie alkoholizmu musiałby się wypowiedzieć terapeuta, ale chyba jest tak, że we właściwie poprowadzonej terapii skupia się nie na samym fakcie picia alkoholu, bo to skutek a nie przyczyna. Jakkolwiek alkoholik, mógł zacząć pić w reakcji na dzialanie otoczenia,
@przegladarkauzy: dzięki za podzielenie się historią. Faktycznie czy alko, narkotyki, inne uzależnienie, przemoc fizyczna czy psychiczna, mechanizmy rządzące takimi rodzinami są podobne. Mam nadzieję, że pomimo wszystko i ty i siostra odnajdujecie spokój i własną drogę życia. Powodzenia.