Wpis z mikrobloga

@ks2m bankowi opłaca się to też w ten sposób. Dostałeś w sklepie x kredyt 30x0% jesteś z tego raczej zadowolony. W momencie podpisania umowy bank pozyskuje kolejnego klienta którego może naciągnąć np. na kartę z kredytem odnawialnym, takie działanie kiedyś stosowało Tesco z Santanderem. Biorąc raty na sprzet de facto dawali kartę z kredytem odnawialnym w którego poczet było rozliczone np. 3k na 30 rat a do tego dawali dodatkowy limit 2k.
@MrMarcin93: ostatnio brałem na raty 0% w OleOle to nie było jakiegoś naciągania dużego na ubezpieczenie, raz się pojawił tylko monit czy chcę rozszerzoną ochronę. Zgody marketingowe nie były obowiązkowe. Ale z drugiej strony ludzie co kupują w sklepach stacjonarnych to ich praktycznie szczują tymi ubezpieczeniami ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@ks2m dobra popatrz na to tak. Ty się nie dałeś bo jesteś świadomym odbiorca treści w necie czy rl. A policz ilu masz debili w około siebie którzy wezmą sobie dodatkowe ubezpieczenie w banku od utraty sprzętu, zniszczenia czy #!$%@? wie. 10 osób pomyśli i oleje opcję bo wie że #!$%@? daje, a jedna osoba może kupić maks ochronę i kilka innych gowien. Bank jest na plus, sklep jest na plus
@ks2m:

Trzeba wziąć pod uwagę że zazwyczaj ktoś kto bierze produkt na raty, nie jest jakiś rekinem finansów.
Jest więc szansa że się spóźni ze spłatą, a jak się spóźni, to już wtedy naliczają się odsetki, więc profit dla banku.
@ks2m: a w jaki sposób oplaca sie sprzedawać np. podkoszulki wyprodukowane w Bangladeszu, przetransportowane przez pół swiata do Polski ,po narzuceniu podatków i opłat, czasami nawet tylko po 10 złotych? Jeszcze przypomnę , że markety, czy nawet firmowe sklepy muszą utrzymać zarząd ,akcjonariuszy, a bawełna na materiał tez nie jest za darmą. Ciekawe ile wody trzeba zużyć do produkcji takiego podkoszulka???
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@ks2m: prawdopodobnie Bank i sklep płaca po równo. Sklep np zamiast dawać klientowi 5% rabatu to płaci to bankowi. A bank dostaje często nowego klienta, który akceptuje zgody na marketing.
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@gupi_ja: Zastanów się nad modelem Ikei - jest tam kilka pojedynczych, popularnych i bardzo tanich produktów (np. stolik kawowy za 20 złotych, szklanki za złotówkę itd.), ale przy okazji cała reszta jest dosyć droga.
Co z tego, że kupisz stolik + 10 szklanek, skoro dobierzesz do tego np.s stół z krzesłami i ostatecznie sklep jest mega na plusie, bo tanimi rzeczami Cię przyciągnął, a standardową ofertą wyruchał.
@blunch: hmyyy, rozumiem, ale wraz ciężko mi uwierzyć, że drogimi rzeczami nadrabiają cenę tych tanich... Prędzej uwierzę, że koszty są zbijane na zatrudnianych prawie za darmą pracownikach z trzeciego świata... Co nie zmienia faktu, że więcej kosztuje mnie paliwo, które wydam na podróż do tej Ikei, niż cena przywiezienia szafek, które kupię, z fabryki w drugim końcu Europy. No dla mnie jest to ciągle nie do ogarnięcia XD
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@gupi_ja: z nawiązką sobie odbiją na wysokomarżowych produktach. Jak myślisz - opłaca się sklepom wielkopowierzchniowym (Auchan, Leclerc) utrzymywanie działu z akcesoriami kuchennymi, elektroniką, majsterkowaniem itd? Nie. Sklepy zarabiają na spożywce, a sprzęty z wyżej wymienionych kategorii często idą na ujemnej marży. Po prostu jak ktoś przyjdzie po np. żarówkę to zawsze kupi dodatkowo coś do jedzenia.