Wpis z mikrobloga

Mój Polski Rosyjski. Cz.20.

Zajechałem do mikro miasteczka w poszukiwaniu warsztatu samochodowego. Zrobiłem to z dwóch powodów. Po pierwsze wydawało mi się że łatwiej mi będzie wymienić łożyska w tylnym kole z czyjąś pomocą, jednak już sam je prędzej wymieniałem. Po drugie łudziłem się że takie łożyska będą mieli w sklepie lub u mechanika. Fakt że wiozłem komplet łożysk do kół w motocyklu ale wolałem mieć jakieś jeszcze zapasowe.
Pierwszy budynek z brzegu to była wulkanizacja. Ale zamknięta, wjechałem do miasteczka, które nawet w naszym mniemaniu było małe. Szukałem dalej warsztatu i sklepu. Zbliżała się noc większość tej miejscowości zjechałem ale nigdzie nie spotkałem potrzebnych mi firm.
Podjąłem decyzję o przenocowaniu w motelu lub w gościenicy. Aby wcielić mój plan w życie zagadałem do jednego gościa na skuterze. Nastolatek okazał się być głucho niemy, jednak dzięki temu dogadałem się z nim jeszcze szybciej niż ze słyszącym. Szybko zaprowadził mnie pod jeden z budynków który był jak większość tamtejszych chałup betonową konstrukcją obitą deskami.
Na budowli widniał napis informujący o tym iż był to dom jakiegoś znanego Rosjanina. Ale nie znałem tego nazwiska.
Starsza pani w za okienkiem zaproponowała mi podstawowy pokój za 60 zł bez łazienki albo apartament (tak go naprawdę nazwała) z łazienką za 80 zł. I tak miałem jeszcze sporo rubli dlatego wziąłem apartament. Tylko Rosjanie mogą nazwać apartamentem pokój który ostatni remont przeszedł 20 lat temu, fakt nie był brudny. Ale miał stary piec kaflowy, zapewne jedyne źródło ciepła w zimie. Za łóżka robiły kanapy z minionej epoki ale przynajmniej nie było grzyba na ścianach i było posprzątane. Przesmarowałem łańcuch w motocyklu, wykąpałem się i zagadałem do starszej recepcjonistki.
-Przepraszam gdzie w tym mieście jest jakiś bar albo restauracja?
-Musisz iść do Białego Niedźwiedzia znajduje się przy rynku. Odpowiedziała kobieta.

Poszedłem w stronę centrum pod ratusz przed którym była plac. Niestety na rynku nie było żadnej restauracji. Zagadałem do młodzieży z pytaniem o ten przybytek, następnie jakąś nastolatkę i jeszcze kogoś. W końcu gdy już byłem blisko to przechodziłem obok rynku ale nie starego rynku o jakim myślałem, czyli placu przed ratuszem tylko rynku na którym sprzedawali różnej maści rzeczy czyli naszym placu targowym. Jedzenie w Białym Niedźwiedziu odzwierciedlało wygląd i nastrój tego miasteczka. Nie zatrułem się ale drugi raz bym tam nie poszedł.
Po powrocie zagadałem do recepcjonistki z informacją że słowo rynek w Polsce ma dwa znaczenia. Ona odpowiedziała że w Rosji też.
I jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać. Chyba jeszcze z nikim w Rosji mi się tak łatwo nie gadało.
Doszło do tego że używałem tych trzydzieści słów po Rosyjski jakich mnie Rosjanie na wycieczkach nauczyli a w polskich słowach zmiękczałem końcówki, (tutaj taka mała dygresja już parę lat temu odniosłem wrażenie że Rosjanie znacznie lepiej mnie rozumieją gdy zmiękczam końcówki polskich słów niż gdy tego nie robię.)
Ona mówiła do mnie w języku Puszkina ale jakoś tak dobierała słowa że sporo rozumiałem. Zacząłem myśleć że tak dobrze władam tymi trzydziestoma miejscowymi słowami i tak świetnie zniekształcam słowa Polskie że mogę nieomal swobodnie z każdym rozmawiać tak jak z nią. Humor mi się poprawił.
-Jak myślisz dlaczego tak dobrze Cię rozumiem? Zagadała w końcu recepcjonistka.
-No wiesz, używam sporo Rosyjskich słów i zmiękczam w polskich słowach końcówki. Odpowiedziałem trochę dumny z moich umiejętności lingwistycznych.
-Nie to nie to, twojego rosyjskiego nie idzie zrozumieć, po prostu mówisz dokładnie tak samo jak moja babcia która jak byłam mała to mnie wychowywała pod Mińskiem.
Żeby szybko przykryć blamaż odpowiedziałem.
-A to była Białorusinką?
-Nie była Polką która została w sojuzie po wielkiej wojnie ojczyźnianej.

No cóż... Chyba nie zostanę samoukiem lingwistą.

Następnego dnia poszedłem zrobić zakupy na cały dzień i pomyślałem że świetnym prezentem dla znajomych podkreślającym Rosję i ich podejście do życia, będą suszone ryby, ale takie ususzone w całości z głową, łuskami i wnętrznościami. Kupiłem chyba z siedem.
W Polsce jedni ze znajomych trzymali taki prezent odemnie w lodówce, bodajże przez 5 miesięcy, bo ta ryba ich obrzydzała ale nie mieli odwagi jej wyrzucić chyba dlatego aby nie robić mi przykrości.

Rano okazało się że jedynym warsztatem w miasteczku jest właśnie ten wulkanizator z początku zabudowań.
Oczywiście łożyska nie miał, wyciągnąłem swoje. Wziąłem od gościa podnośnik, odkręciłem koło, moją łyżką wybijałem łożysko które miało luzy, fakt pożyczyłem młotek.
Wsadziłem nowe i założyłem koło.
Zasadniczo to gość przez chwilę potrzymał koło i stwierdził tylko że stare łożysko ma już pewne luzy co sam wiedziałem. Równie dobrze mogłem samemu dokonać tej naprawy, zakres pomocy wulkanizatora był znikomy. Zapłata już taka znikoma nie była. Pojechałem do granicy na której stawiłem się po południu. Przede mną był jakiś Włoch który biegle mówił po Angielsku i Rosyjsku. Gdy przyszła moja kolej okazało się że nie mam jednego papierka. Mianowicie świstku który potwierdzał by mój wjazd motocyklem z Kazachstanu do Rosji gdzie powinni mi taki wystawić ale tego nie zrobili a ja zapomniałem. Papierek nazywał się Miernyj Wwuz.
No to się zaczęło. Ona mi tłumaczyła przez Włocha że muszę posiadać ten papierek, ja szukałem go zawzięcie ale nie znajdowałem.
W końcu powiedziała że mnie nie wypuści i muszę wrócić do Moskwy aby tam gdzieś w jakimś bliżej nie wiadomym urzędzie wystawili mi nowy papier.
Ja się upierałem że nie chcę jechać do stolicy tylko tu i teraz ją przekroczyć i jechać do mojego kraju. Przepychanki słowne trwały kilka minut aż w końcu zadzwoniła do naczelnika.
Uratowało mnie to że właśnie odbywały się mistrzostwa europy w piłce nożnej i Putin zakazał pogranicznikom i policji nie brać łapówek (oficjalnie prezydent Rosji zabronił pogranicznikom i policjantom brać łapówki) oraz być dla nich pomocnym. W założeniu kibice z zachodu mieli wywieść pozytywny obraz Rosji.
Ja to mam w życiu szczęście.
Dzięki piłce nożnej wypuścili mnie z kraju.
Na granicy Ewropejskiego Sojuza już żadnych problemów nie miałem.
Problem zaczął się następnego dnia gdzieś po środku Łotwy gdy znów tylne koło dostało luzów a ja zacząłem poszukiwać pomocy. W przy śniadaniu kupiłem sobie napój w puszcze. Gdy zjadałem posiłek zacząłem się zastanawiać o co chodzi z tym kołem. Czyżby drugie łożysko w kole padło?
Jest ich trzy dwa w piaście i jedno na zębatce. Doszedłem do wniosku że jest pewne prawdopodobieństwo iż piasta się wyrobiła i ma pewne luzy pomiędzy ścianą łożyska a osadą w piaście. Podjechałem do serwisu motocyklowego prowadzoną przez rodzinę Łotyszy. Dziwny mają język trochę brzmi jak Rosyjski ale jest zupełnie nie zrozumiały.
Głowa rodu stwierdziła że nie ma po co ściągać koła (już zacząłem to robić) gdyż to na pewno łożysko a on takiego nie ma i jest sobota a sklepy z łożyskami otwierają dopiero w poniedziałek. I mam przyjechać za dwa dni to będziemy gadać.
Nie powiem trochę się obraziłem na brak chęci pomocy ze strony tego gościa. W Rosji już byśmy we dwójkę ściągali koło i kombinowali z nim jak to naprawić za wszelką cenę.
A jak człowiek obraża się na jednego przedstawiciela narodu którego nie zna to zasadniczo jest obrażony na wszystkich przedstawicieli tegoż kraju. Postanowiłem że nie będę czekał do poniedziałku i naprawię to na Litwie. Niedaleko granicy z tym krajem znalazłem warsztat samochodowy umieszczony w kilku gażach przy blokowiskach. Postanowiłem do niego zajechać i przy pomocy właściciela i jego narzędzi sprawdzić moją teorię jakoby łożysko było dobre a gniazdo było wyrobione.
Po wyciągnięciu palcami łożyska moja teoria się potwierdziła. Łotysz był pomocny i zaangażowany ale jak zobaczył luzy na piaście to zaczął coś tłumaczyć po rosyjsku. Chodziło mu oto że naprawa tego będzie możliwa dopiero w poniedziałek bo zakłady są pozamykane.
Jednak ja już podczas jazdy przemyślałem rozwiązanie tego prawdopodobnego problemu.
Użyłem kawałków puszki aby zwiększyć średnicę zewnętrzną łożyska. Potem jeździłem z tak naprawionym kołem jeszcze przez rok. Na odchodnym wziąłem trochę przepalonego oleju do smarowania łańcucha.
Znów lubiłem Łotyszy.
Jeszcze w Omsku gdy w przybliżeniu omawiałem z kolegą moją samotną trasę do domu, postanowiłem jechać przez Litwę (prze Ukrainę było chyba 700 km krócej) aby specjalnie wstąpić do pewnej restauracji w drewnianej chałupie nad jeziorem w Trokach. Gdyż dwa lata wcześniej jadłem tam tak dobre placki ziemniaczane z mięsem w środku (chyba nazywały się bliny) że do tej pory o nich pamiętam. To był jeden z najlepiej smakujących posiłków w moim życiu.
Na miejsce trafiłem choć adresu nie znałem.
Moje zawiedzenie było spore, to nie był ten smak jakiego doświadczyłem kilka lat prędzej. Chyba zmienili kucharza.
W domu byłem na następny dzień..
Po dwóch miesiącach od mojego przyjazdu zadzwoniła do kolegi jakaś Rosyjska kobieta i mówiła coś o motocyklu który kolega miał odebrać w Kaliningradzie. Tak okazało się że on też nie miał papierka Miernyj Wwuz i motocykl cofnęli z granicy na płatny parking należący do firmy przewozowej w Moskwie.
Rozwiązania były dwa albo kolega pojedzie do Moskwy i załatwi papiery do wywozu motocykla i następnie sam sobie ten jednoślad wywiezie. Albo ja poproszę dobrego kolegę który zna Rosyjski i się tym zajmie. Skończyło się tak że zaprzyjaźnieni z kolegą Rosjanie motocykl rozkręcili na trzy części i jako właśnie części ten motocykl wysłali do Kaliningradu.

To już ostatni wpis z tej wycieczki.
Być może w przyszłości jak będą chętni na czytanie to opiszę jeszcze wycieczkę do Armenii, przez Kałmucję, Dagestan, Czeczenię, Osetię i Gruzję.

#podroze #mpetrumnigrum #motocykle
  • 12
napisz do moderacji by w poprzednich wpisach zmienić słowo bęzyna na benzyna. To kłuje w oczy.


@obersturmbaufuhrer: Ilość ortografów i błędów składniowych jest spora, ale po 5 wpisie się przyzwyczaiłem i chłonąłem opowieści @mpetrumnigrum z radością nie zwracając na to uwagi. Polecam postąpić tak samo.
@R2rrr: w nadchodzącym tygodniu na pewno nic nie napiszę bo mam dużo na głowie. Przy okazji co myślisz o pierwszych 10 częściach z opisujące wyjazd do Mongolii. Bo dostał informacje że są nudne i dopiero od 13części są fajne.
@josoof: jak byś miał czas i też żucił okiem na pierwsze wpisy. Te z Mongolii. Obecnie skończyłem Pamir.