Wpis z mikrobloga

Kolejna część historii:

Pomysł Mlodych


Młodzi skombinowali czerpak, który przywiązali sznurkiem i pod podważeniu klapy /okiennicy/ wyrzucali ten czerpak, któy napełniał się śniegiem wciągali do wagonu i wsypywali do garnka na piecu, otrzymywaliśmy dodatkową porcję wody. Była brudna ale gasiła pragnienie. Jechaliśmy tak dalej i dalej, nie wiedzieliśmy dokąd. Pociąg zatrzymywał się tylko w nocy, aby powyrzucać zmarłych, zabrać chorych i daćto pożywienie. Zanim dojechaliśmy do Nowosybirska, przewożono nas po kilka razy do tej samej miejscowości, wyglądąło to tak jak gdyby sowieci nie wiedzieli co z nami zrobić. Byliśmy wszyscy u kresu sił. Nikt się nie przyznawał że jest chory, gdyżnatychmiast był zabrany, a to znazcyło rozstanie i śmierć.

Jechaliśmy prawie cztery tygodnie, nareszcie wyładowali nas w Nowosybirsku.

Zapędzono nas do ogromnej sali i powiedzieli, że pójdziemy do łaźni. Przy tej sali była druga sala do której wchodziło się po takim wysokim stopniu i skakało się do tego drugiego pomieszczenia.

Wszyscy musieli się rozebrać na golasa, kobiety młode i starsze, mężczyźni młodzi i starzy i wszyscy wchodzili po tym stopniu u skakali do drugiej izby. Był wielki płacz, młode dziewczyny były tak upokorzone, że ledwie żyły, sowieccy żandarmi naśmiewali się i dogadywali wulgarnie /nie nadaj się wypisywać tych słów/

Zabrano nam odzież - pozostawiono jedną koszulę i jedną spódnicę, a resztętrzeba było rzucaćan stos. Ubrali nas w kufajki /takie waciaki/ i czapki, przytym obcięli włosy wszystkim, więc kto poszedł po czapkę to najpierw obcinali mu włosy/ znów upokjarzające słowa/.

Dostaliśmy po pół litra gorącej wody i kawałek chleba. Po pół godzinie padł rozkaz żeby wychodzić i ładować się na samochody, nie ważne czy został ktośz rodziny czy dziecko - odliczyli 50 osób / samochody po plandeką/ zasznurowali i wieźli nas dalej w tajgę. Ludzie wzajemnie się ogrzewali. PO całodziennej jeździe zatrzymaliśmy się i nocowaliśmy w jakichś szłasach, które zbudowali nasi poprzednicy - zesłańcy.

Jechaliśmy tak 3 dni i trzy noce.

Następnie była przesiadka na sanie. Saniami jechaliśmy cały dzień, przez rzekę, która jeszcze była zamarznięta.

Dojechaliśmy do celu w tajdze głuchej

K R A S N Y J B O R


Stało tam 14 baraków rónież zostały zbudowane przez zesłańców, byli to więźniowie różnej narodowości i polacy. Były zbudowane z takich grubych bali budowalanych, były otwory na okna i drzwi. Po między tymi balami hulał wiatr. Zakwaterowano po 5ięć rodzin w jednym baraku. Nie było pokoi tylko jedna duża sala. Ludzie rozlokowali się po kątach tworząc kąciki rodzinne i po środku jedna rodzina obok żelaznego pieca na któym gotowaliśmy coś do jedzenia.

Młodzi chłopcy nazbierali mchu pozatykali wszystkie otwory między balami a okna zrobili z kory brzozowej i żerdzi.

Mróz nadal trwał 40 - 35°, nie było opału, trzeba było iśc po drzewo tam gdzie wyznaczył komendant, chociaż obok było pod dostatkiem. Powiedział /tut nie lzia, wam tam chodit. Tutaj nie wolno, wy musicie chodzić tam, dalej/ Nosili drzewo na plecach, napaliliśmy w kiecyku, posiadaliśmy na około i dopiero dowiedzieliśmy się ile nas pozostało. Pytali komendanta gdzie reszta ludzi, a on odpowiadał ze śmiechem - ani padochli i wy też padochnitie/ Oni zdechli i wy teżzdechniecie- do polski waszej już nigdy nie wrócicie.

Miejsce naszego pobytu.


To była tajga - boty krasnojarskie KRASNYJ BOR. Na drugi dzień bez jedzenia wypędzono nas wszystkich do lasu, dzieci też tylko pozostali chorzy. Starsi obrabiali dłużyce tzn. obcinali grube gałęzie a dzieci nosiły/ dziewczynki i chłopcy/ gałęzie na duży stos i palili.

Tak paliliśmy w lesie cały dzień do zmroku.

Pracowaliśmy bez jedzenia i picia, jedliśmy śnieg. Kiedy już było ciemno, zabrali nas do baraków. teren był ogrodzony wysoko siatką i kolczastym drutem. Zamykano wrota i całą noc chodziłą straż i komendant który sumiennie wykonywał swoje obowiązki gdyż bał się iść na front.

Rano dali nam w końcu po 20 dkg. chleba na osobę pracującą dorosłą, a 10 dkg. dla dzieci /mimo że również pracowały./ Chorzy nie otrzymali pajka/ porcji/ bo nie pracowali.

Mówiono nam, że batiuszk /Stalin/ mówi, że kto nie pracuje ten nie je. Wodę robiliśmy ze śniegu.

Pilnowali nas i z lasu nie wolno było nic przynieść, ktoś upolował jakiegośstwora, czy ptaka. My i tak upolowaliśmy dwie wrony i na drugi dzień mama nam ugotowała przysnej zupy.

Ten chleb, który otrzymywaliśmy, mam gotowała w dużym garnku i byłą taka zupa, każdy więc lepiej się najadł, gdyż nie wystarczyłoby chleba dla wszysktich. Nas było dziesięcioro, a z tego nie rpacowały 4 osoby. Płakaliśmy z zimna i głodu, z upokorzenia i złości i tak minął marzec.


#sybiracy #syberia #zapiskizsyberii #historia #iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu
  • 60