Wpis z mikrobloga

#pasta
I to była godzina 1:03.
Kiedy budzą się demony.
Kiedy upiory wypełzają z mężczyzny.
Kiedy każdy mężczyzna "suchaj dziś ciii pofiem. Ja ci pofiem, bo jak nie pofiem to ci nie pofiem".
Znaczy ci których znam.
I ktoś mówi "słyszeliście podobno jak się włoży żarówkę do ust to nie można wyjąć?".
"Bo jest jakiś taki dziwny owal tej żarówki, że podobno wejść wejdzie, ale potem krzywizna zębów powoduje, że ona nie chce wyjść".
A na to Wiktor mówi "Jak to nie hahahaha".
"No proszze cieee. proszze cieee jak to nie można wyjąć jak się włożyło przeciesz".
"Ja mam na przykład taką dewizę w życiu, że coś wkładam, wyjmuję i po prostu nie hahahaha".
"I nie ma tak, że po prostu włoże i po prostu nie wyjmeee".
"ŻARÓWKĘ"
Przyniesiono żarówkę firmy... no to nie ma znaczenia.
W każdym razie nazwa nie pasuje do ust.
Wiktor mówi "i prosze ciee i zwróć uwage teras jak błyskawicznym ruchem ręcy. Włożę żarófkę te w usta swe. Po czym wyjme ją".
"Bo mam taką dewizę w życiu: coś wkładam to wyjmuję".
I proszę i paaaa. Stuck.
Ooch ooch
No niespodzianka.
Okazuje się wejść wchodzi, a wyjść nie chce.
Ktoś wchodzi mówi "Wiktorku. Wiktorku no powiem ci, że do tej pory, to ty miałeś te twarz taką banalną, ale teraz Wiktor to ty normalnie jesteś terminator, rispekt".
"Znaczy oczy ci się robią czerwone z niedotlenienia, ale pfff".
Wchodzi kobieta, w której WIktor kochał się od dawna i mówi "Wiktorku no tyle razy cię prosiłam".
"Nie pij z gwinta".
A Wiktor "uuu uu uuu".
Generalnie konwersacyjnie zrobił się niewydolny.
I pojawiło się kilka pomysłów rozwiązania problemów żarówki we Wiktorze.
Pierwszy patent: Wiktorowi tak zachowawczo gdzieś obok tej żarówki jakimś tam kanałem jakiś taki wężyk gumowy tam dalej wepchać, drugi koniec zatopić we flaszce.
Niech zasysa.
Nie można tak nagle przestać pić.
Organizm ma zakłócony metabolizm. No nie można.
Drugi patent: błyskawicznym ruchem ręcy stłuc żarówkę we Wiktorze.
Szkła połknie, wypluje w sumie jego sprawa.
Ale właściciel żarówki mówi "Nie może tak być. To jest moja jedyna żarówka na obiekcie".
"Żona wyjechała do sanatorium, wróci, nie znajdzie ulubionej żarówki. Po prostu nie można".
Trzeci patent: Wiktorowi do żarówki dokręcić lampkę i
zobaczyć jak wygląda iluminowany.
Podświetlić Wiktora; zrobić mu takie boże narodzenie w środku.
Ale znowu ten właściciel żarówki mówi "Nie róbmy tak. Po pierwsze Wiktor może capić. Po drugie żarówka może po użyciu nosić ślady Wiktora; i będzie analogowo jak w przypadku zbicia żarówki".
"Żona wróci, żarówka we Wiktorze, upeckana, nie nadaje się do wkrętu. Po prostu nie, nie róbmy tak".
Wiktor "mmmhmhm mmhm mhrrmh".
No siedzi Wiktor, nikt z nim nie gada, no bo kłopot ma z odpowiadaniem.
Ale trochę przetrzeźwiał, bo ten pierwszy patent z wężykiem jednak nie.
Żarówka, długopis.
Znaczy wróć.
Kartka długopis, bo poprosił.
Znaczy poprosił "uuhuhu uhrruu".
Dali mu co będą; Niech pisze.
"Wezwijcie taksówkę niech mnie zawiozą do szpitala
Przecież mam rano wykład".
Wiktor z zawodu jest doktorem habilitowanym.
Ale nie od żarówków.
Jak mówili tak zrobili.
Spodnie i tak mu opadały, więc dołożyli mu do kompletu taką bluzę z kapturem syna gospodarza.
Taki artysta hiphopowy po koncercie.
Dali mu tłumacza, żeby powiedział taksówkarzowi gdzie chcą jechać.
Bo przecież jakby wszedł do taksówki gość z żarówką w ryju to nie wiem.
Może by go zawieźli do zakładu energetycznego nie kumam.
Wiktor bluza z kapturem. Jadą. Nic się nie dzieje.
Ale nagle temu taksówkarzowi coś błysnęło w tym wstecznym lusterku.
I mówi "Gościu gościu. A co ty masz w ryju?".
No Wiktor "gllyylyy".
Generalnie konwersacyjnie wciąż był ograniczony.
Tłumacz mówi, że "to ten głupia sprawa, że kolega trochę pił, że tam żarówka, że podobno można włożyć, ale nie można wyjąć, chciał się przekonać, no i rzeczywiście okazuje się, że nie można wyjąć".
Taksówkarz mówi "Gościu hahaha. Powiem ci tak: wielu głupich wożę nocą, ale jesteś w ścisłej czołówce."
"Jesteś zaraz za tym gościem co se klucz francuski w du... Nieważne".
"A może nawet i przed nim".
"Uuuuuuu uuu"
Generalnie chyba ten komplement nie został najlepiej odebrany.
Dojechali do szpitala, wchodzą, izba przyjęć.
Trwa brzemienna cisza. Lekarz wychodzi mówi "O gratuluję Panu. Sam pan to zrobił, wezwać policję czy... czy co?".
Więc znowu tłumacz mówi że "głupia sprawa, żarówka w ryju ma wyjść nie wyszła".
Lekarz mówi "Powiem Panu tak. Wielu głupich wożą tutaj. Przywożą nocą do mnie, zszywam, łatam, robię co mogę. Ale jest pan w ścisłej czołówce. Jest Pan zaraz za tym co se na penisa nakręcił nakrętkę, ale się gwint nie przyjął".
"Albo nawet być może jest pan przed nim".
"aalllllll"
Na Wiktorze te komplementy już chyba nie robiły już wrażenia.
Jak już cały szpital zobaczył Wiktora. Łącznie z tymi z OIOMu, tymi co ich przywieźli na wózkach, żeby zobaczyli jak wygląda kretyn w esencji.
Lekarz wziął Wiktora do gabinetu. Dał mu zastrzyk w koparę taki rozkurczowy, rozluźniający.
Kopara mu opadła. Żarówka wyskoczyła. Tłumacz złapał.
Wrócili.
Wiktor z szybko uzupełnił elektrolity.
Bo przecież do wykładu jeszcze kupa czasu.
Wszyscy tak mówią "o jesteś jesteś bla bla".
Wiktor uzupełnił uzupełnił.
I mówi "Ciekawe! Ciekawe swoją drogą jak długo działa taki zastrzyk rozkurczowy".
"Moim zdaniem długo działa".
"Zobaczcie jak mi kopara opada cały czas".
"AAAAAA"
"Normalnie mi można zrobić gastroskopię pęsetą. Zobaczcie".
Tak mi opada kopara "AAAAAAAAA. Widzisz? Na pewno długo działa".
Ktoś mówi "Wiktorku ty nie idź tym tropem."
"Ty powstrzymaj konie swojego umysłu. Wiktorku NIE".
"ŻARÓWKĘ"
Krzyknął Wiktor, bo kto bogatemu zabroni?
Przyniesiono mu żarówkę noszącą jeszcze ślady poprzedniego wkłada.. No nieważne.
Wiktor mówi "Moim zdaniem działa baardzzo dłuugo. Bardzoo długgooo ten zaszczyk".
"Proszę bardzo teraz błyskawicznym ruchem ręcy włożę żarówkę w usta swe po czym wyjme ją, bo normalnie bo kopara mi odpada".
Khek
No nie tak długo.
Ktoś wchodzi do pokoju gdzie Wiktor siedzi z żarówką w ryju.
Mówi "Wiktorku. I za tę konsekwencje to cie szanuje".
"Że Wiktor mój przyjacielu nie ma tak, że coś po prostu se odpuścisz. Jeżeli czegoś chcesz jesteś w tym konsekwentny nie tak jak ci wszyscy. Szacun. Jak już będziesz mógł to się nawet z tobą napiję".
Wiktor "aaaaa blaaaa"
Dalej znowu był mało konwersacyjny.
Kartka, długopis wciąż leżały.
Wiktor mówi... znaczy tego akurat nie mógł zrobić.
Kartka, długopis mówi:
"Wezwijcie taxi ale inne
Niech mnie zawiozą do szpitala ale garnizonowego
Przecież mam rano wykład".
Zwróćcie uwagę, że Wiktor pamiętał o wykładzie tylko wtedy jak miał żarówkę w ryju. To jest dosyć ciekawe.
Wezwali taxi, ale inne.
Spodnie miał opadłe cały czas. Bluza z kapturem nałożył ją znowu.
Jadą przez miasto i nagle tam w drodze Wiktor "UUUuuU UUUhhuuuhuu gluuu".
I taksówkarz taki zaniepokojony do tłumacza "Przepraszam bardzo, ale o co chodzi pańskiemu upośledzonemu koledze?".
A tłumacz mówi "Proszę pana nie jedziemy do wojewódzkiego, tam już byliśmy i nie jesteśmy zadowoleni z jakości usług".
"Jedziemy do garnizonowego".
Jadą. Wjeżdżają. Taki betonowy podjazd. Drewniane takie schody. Drzwi.
Otwierają te drewniane drzwi. Korytarz jak z PRLu. Drewniana ławka.
I na tej ławce siedzi gość z bluzie z kapturem.
Ale widać, że z żarówką w ryju.
Taksówkarz z pierwszej taksówki.
  • 2