Wpis z mikrobloga

Dlaczego akurat Francja? Przyznam, ze nie bylo jakiegos racjonalnego powodu dla którego wybrałem akurat ten kraj. Mialem jakies zafascynowanie Francja będąc nastolatkiem. W Polsce robiłem wiele rzeczy, m.in. handlowałem węglem xD (w 17 lat temu komisja w PUP odmówiła mi dotacji na taką działalność, bo się odchodzi od węgla i to przyszłościowe. Śmieszne z perspektywy czasu).

Raz pojechałem na wakacje i juz wiedzialem więcej. Drugi wyjazd był już do pracy, niestety przez agencje. Znalazłem się w alpejskim kurorcie z ok 50 chłopa z tzw Polski B. Niemal od razu okazało się, że nie pasuje do tego towarzystwa, które nie miało innych rozrywek poza piciem (najczęściej whisky z kieliszków popijając czymś). Ale jeden Francuz wybrał mnie do bycia "złota raczka" w luksusowym hotelu. To całkowicie odmieniło mój pobyt, bo mieszkalem i pracowalem gdzie indziej niż reszta. A dlaczego "niestety" przez agencje? Bo po powrocie do kraju okazalo sie, ze ta sie zwinela łącznie z ostatnia wyplata.

Chwile posiedzialem w Polsce i dogadałem się ze znajomymi mieszkającymi we Francji. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i ruszyłem. Miałem 22 lata i bylem pewien, ze nie wracam. Na miejscu trzeba bylo znalezc prace, co nie było proste, bo raz, że nie znałem języka (poza liczebnikami) i nie miałem zawodu jako takiego. Napisałem CV i wrzuciłem do skrzynki lokalnej firmy budowlanej. Na drugi dzien dostalem telefon (właściwie to moi znajomi bo jakbym mial sie dogadać przez telefon hehe) że szukają kogoś i się odezwie w tygodniu. Czekałem i czekałem. W piątek wsiadłem w samochód i pojechałem do tej firmy sprawdzic dlaczego nie ma odzewu. Spotkałem tam przyszłego szefa do polowy w betoniarce kującego młotem zaschnięte zaprawę. Powiedzial, ze nie mial czasu/zapomnial sie odezwac (wtedy tego nie rozumiałem ale akcja z betoniarka i "zapominalstwem" to był znak). Wszystko ok i mam przyjść w poniedziałek i liczy, ze ze mna podszkoli swoj angielski. I tak oto zostałem masonem (murarzem). Byłem wyluzowany, bo moglem sie z nim dogadać po angielsku. Okazalo sie tylko, ze jego nigdy nie ma a ludzie z ktorymi pracuje na co dzień znają tylko francuski (a jeden to i z tym średnio). Ale wszyscy byli życzliwi i wyrozumiali, więc mogłem uczyć się języka i zawodu jednocześnie a nie jest to latwe jesli nie wiesz co robić a w dodatku nie rozumiesz co ktos mowi.

Udalo sie znalezc mieszkanie. Małe miasteczko, 3 pokoje, kilometr do pracy i 600m do plaży. 450 euro z opłatami. Szef pożyczył na kaucje i pierwszy czynsz. Pracowaliśmy 4 dni i w piątek do południa. O ile dobrze pamiętam 1250 netto + 250 "pod stołem". Gdy załatwiłem dopłatę do czynszu (250) po opłaceniu mieszkania zostawało mi 1300, gdzie w Polsce przed wyjazdem zarabiałem jakieś 250/300. I to mając 3 pokoje niedaleko plaży. Wydawalo mi sie, ze jestem królem życia.

Paradoksalnie to, ze nie znalem wczesniej języka wyszło mi na dobre. Uczyłem się jak dziecko, codziennie, praktycznie tylko przez kontakt z nim. Dużym plusem było to, że ani wtedy ani przez te wszystkie lata nie poznałem tu żadnego Polaka (poza tymi znajomymi ale to wiekowe małżeństwo) więc miałem kontakt tylko z Francuzami.

Czy czułem się samotny jak czesto mowia emigranci? NIe. Jestem towarzyski i mimo nieznajomości języka lgnąlem do ludzi. Pamiętam jak zaraz po przeprowadzce do mieszkania siedziałem po pracy i zastanawialem sie co robic a w mieszkaniu obok pracował elektryk. Zapukałem do niego i trochę po francusku, trochę po migowemu powiedziałem, żeby wpadł na whisky po pracy. Jakoś tam pogadaliśmy i mamy kontakt do dziś. Prawie każdego dnia ktoś u mnie byl, w weekendy jadałem u mojego szefa. W ten sposob nawiazywalem relacje i wsiąkał w lokalna spolecznosc. Mysle, ze brak rodaków był tu błogosławieństwem, bo pewnie poszedłbym na łatwiznę i "trzymał" ze swoimi. Jest jedna niezręczność w byciu takim "kwiatkiem". Kazda osoba, ktora poznalem mnie pamięta przez imię/pochodzenie i często zagaduje a ja się często zastanawiam "kto to k.... jest?"

Panuje przekonanie, że francuski jest trudny ale to nieprawda. Jedyna trudnoscia jest to, ze nalezy do innej grupy ale technicznie jest jednym z prostszych. Po jakichś 3 miesiącach miałem wizytę u lekarza medycyny pracy i się pytał jak długo uczyłem się języka, powiedziałem, ze 3 miesiace a on, że tyle tu jestem ale ile przed przyjazdem.
Ogolnie wiem, ze nie mozna miec lepszego szefa niż Ghislain. Troche "czlowiek wichura" ale trzeba brać na to poprawkę i da sie z nim funkcjonować. Dlatego tez pracowalem tam 4 lata mimo, ze nie byl to moze moj wymarzony zawód.
W pracy byli mili i bezproblemowi gdzieś tak przez rok. Po roku zostałem szefem ekipy i niektórzy nie mogli tego przeżyć, zwłaszcza jeden co 20 pare lat pracował w zawodzie. Ale cóż, tacy się trafiają wszędzie.

Gigi będzie jeszcze nieraz w moich opowieściach, bo to człowiek który miał bardzo duży wpływ na to gdzie jestem i co robię.

Zgodnie z wynikami wczorajszej ankiety nie będę się skupiał tylko na konkretach (co ma sens, przecież nie wybiera się miejsca do życia tylko przez suche fakty).

Btw wybaczcie problemy z polskimi znakami.

Tag do obserwowania #francjadasielubic

#francja #emigracja #emigrujzwykopem
PiotrFr - Dlaczego akurat Francja? Przyznam, ze nie bylo jakiegos racjonalnego powodu...

źródło: comment_1659722060T1znQIDnT4rD1qwA1ZzUtY.jpg

Pobierz
  • 79
@PiotrFr Francuski jest fajnym językiem, ale największym dla mnie problemem jest to, że trzeba się go uczyć na "dwa razy". Raz pisany, dwa mówiony. W takim angielskim mam w głowie "tudej" i mniej więcej mogę to zapisać, w niemieckim jak słyszę w głowie "hojte" to napiszę to heute, ewentualnie houte bardziej fonetycznie ale kurde zapisać "ażardłi" albo gorsze wyrazy gdzie wymowa rozmija się z pisownią (°°