Wpis z mikrobloga

Założyłam dziś hawajską koszulę. Kiedyś bym o tym nawet nie pomyślała, ale dziś staram się nie ograniczać jeśli chodzi o to co na siebie zakładam. Prawie całkiem pozbyłam się z głowy głosu mamy i strażnicy o odkrytych kolanach i szczurach co się stroją na otwarcie kanału, czy gdzieś tam. Przestałam też wierzyć, że wgłębienie w biodrach jest efektem noszenia biodrówek i że przez własną głupotę nieodwracalnie popsułam sobie figurę. Zdecydowanie też nie wierzę już w to, że przez moje odstępstwo i herezję babcia zachorowała na raka. Niestety nadal nie wierzę też w siebie.
Dziś jest niezły dzień, chociaż od wyjścia z domu czuję dziwny niepokój umiejscowiony w klatce piersiowej. Lepsze to niż ścisk w gardle. Mimo to dzień jest niezły. To już ten czas, że mogę oglądać wschód słońca robiąc śniadanie i pijąc kawę. Już niedługo poranki będą otulone mgłą i przebijające się przez nią pierwsze promienie słońca będę mnie co rano zachwycać. Takie poranne zachwyty pomagają.
W pracy ciągle nikt o mnie nie pamięta. Czuję się trochę jak Big Head. Z jednej strony jest fajnie, ale z drugiej w swym głębokim znużeniu zaczynam pisać co tylko mi przyjdzie do głowy na portalu dla wykolejeńców. Drogi pamiętniczku...
Podobno dobrze tak przelewać myśli na papier. Próbowałam, ale gdy piszę na papierze to czuję absurdalną presję, że mi e albo n nie wyjdzie tak ładnie jak bym chciała i zniszczę tym swój piękny notes w kolorowe kwiaty, więc mam z tego całego pisania zero frajdy. I nie wiem czy to tak tylko po to, żeby wyrzucić z siebie potok słów i zapomnieć czy może mam potem do tego wracać i czuć zażenowanie samą sobą.
Tak że tego.
  • 4