Wpis z mikrobloga

Mirki i mirabelki, jakiś czas temu dodałem post z pytaniem o rokowania w przypadku zatrzymania akcji serca, chodziło wtedy o stan zdrowia mojej mamy, która niestety zmarła. Wszystko stało się gdy była w pracy w Niemczech. Niestety informacje jakie zostały mi przekazane przez kolegów i koleżanki mamy z hotelu pracowniczego spowodowały że poinformowałem o wszystkim policję oraz wynająłem w Niemczech adwokata. Proszę się przygotować na długi post, piszę na wykopie bo to co robi firma i jej pracownicy nie mieści mi się w głowie i po ostatnim spotkaniu z adwokatem przestałem wierzyć w sprawiedliwość. Ale zacznę od początku. Był 19.09.2023, gdy około północy obudził mnie telefon z nieznanego numeru. Gdy odebrałem, jakaś kobieta powiedziała mi że moją matkę zabrało pogotowie, wszystko stało się tego dnia około godziny 20, przepraszała że dzwoni o tej godzinie ale dopiero znalazła mój numer w notesie który znalazła w rzeczach mojej mamy. Poinformowała mnie że moja mama straciła przytomność, prawdopodobnie doszło do zatrzymania akcji serca, mówiła że 15 minut temu w hotelu pracowniczym była policja, chcieli nawiązać ze mną kontakt. Kobieta mówiła też że moją mamę reanimował jej mąż aż do przyjazdu karetki. Policja kazała w razie gdyby udało im się ze mną skontaktować powiedzieć mi, że stan mojej mamy jest w zasadzie agonalny i żebym jak najszybciej pojechał do szpitala się z nią pożegnać bo na pewno tego nie przeżyje. Byłem w szoku ale udało mi się jeszcze trochę przespać, około godziny 5 rano wyruszyłem do szpitala do Niemiec ( byłem wtedy w miarę blisko w Belgii, jakieś 150 kilometrów od szpitala). Gdy przyjechałem, udałem się do informacji w szpitalu, poinformowałem o wszystkim i zostałem zaprowadzony na oddział intensywnej terapii kardiologicznej. Lekarze już wtedy mówili mi że moja mama nie ma żadnych szans, że jej serce jest bardzo słabe (chorowała na kardiomiopatie), do tego powiedzieli mi że reanimacja trwała w sumie godzinę, że mózg jest już raczej martwy, powiedzieli że na tą chwilę mama jest utrzymywana przy życiu dzięki aparaturze, źrenice nie reagują na światło itd. Powiedzieli też że mama następnego dnia będzie miała robiony tomograf z kontrastem oraz badanie EEG które miały potwierdzić przypuszczaną śmierć mózgu. Porozmawiałem jeszcze z lekarzami oraz spędziłem przy mamie kilka godzin. Następnie wróciłem do hotelu do Belgii. Kolejnego dnia po południu zadzwonili do mnie ze szpitala żebym przyjechał bo nie jest to rozmowa na telefon, zerwałem się z pracy i pojechałem do szpitala. Lekarze powiedzieli mi że stan jest niestabilny, ciśnienie stale się obniża. Lekarze powiedzieli mi też o tym że wykonali już badanie tomografem oraz badanie EEG i oba badania wykazały śmierć mózgu. Powiedzieli że stan jest agonalny, musiałem wyrazić zgodę na ponowną reanimację, do tego lekarz zapytał się czy moja mama miała jakieś życzenia co z nią zrobić gdyby kiedykolwiek znalazła się w takim stanie, wtedy wiedziałem że to już koniec. Lekarze powiedzieli mi że niestety dalsza terapia nie ma sensu, że mama powinna zostać odłączona od aparatury ponieważ będzie to terapia uporczywa. Powiedzieli że kolejnego dnia zbierze się komisja która będzie potwierdzać śmierć mózgu. Przy obecności komisji miało zostać wykonane ostatnie badanie potwierdzające śmierć mózgu, a konkretnie pnia mózgu, chwilowe wyłączenie respiratora by sprawdzić czy mama będzie w stanie sama oddychać, kazali mi się oczywiście stawić się w szpitalu. Kolejnego dnia nie chciałem być sam więc zabrałem ze sobą kolegę z pracy. Jadąc do szpitala zacząłem już informować rodzinę, znajomych i kolegów i koleżanki mamy z pracy o tym że mama na pewno nie przeżyje. Jedna z koleżanek wysłała mi numer do swojego znajomego który mógłby pomóc mi z przetransportowaniem ciała od Polski. Oczywiście moje przypuszczenia potwierdziły się, mama nie zaczęła oddychać po chwilowym wyłączeniu respiratora. Tego dnia została całkowicie odłączona od aparatury, byłem przy niej do końca. Gdy wyszedłem ze szpitala zadzwoniłem pod numer który wysłała mi smsem jedna z koleżanek mamy. Mężczyzna przedstawił się, powiedział że może mi pomóc. Oprócz tego pytał się mnie o to co stało się mamie. Gdy opowiedziałem mu swoją wersję, powiedział że on słyszał coś kompletnie innego, powiedział że firma i ludzie na 100% będą kłamać. Opowiedział mi swoją wersję z której wynikało że wcale nikt nie zadzwonił po pogotowie, że firma w ogóle nie zainteresowała się tym wszystkim, nawet nie chcieli dzwonić po karetkę gdy ludzie z hotelu zadzwonili do kierowniczki. Mówił że firma nie wyraziła zgody na wezwanie karetki, zamiast tego po dość długim czasie wysłali busa z kierowcą. Dopiero gdy kierowca busa który miał zawieźć mamę do szpitala po dojechaniu na miejsce zobaczył w jakim moja mama jest stanie zadzwonił do szefostwa by wezwali karetkę, bo moja mama może nie przeżyć transportu. Wszystko trwało bardzo długo, ponad godzinę. Mężczyzna powiedział mi że kilka lat temu sam ze swoją narzeczoną pracował w tej agencji i wie o tym jak traktują ludzi, podobnie potraktowali jego narzeczoną gdy bardzo źle się czuła. Również nie chcieli dzwonić po karetkę, kazali dzwonić mu po taxi, powiedzieli też że mogą wysłać busa z kierowcą ale wtedy będą musieli zapłacić za paliwo oraz czas pracy kierowcy, normalnie nie do wiary. Powiedział mi że mam pojechać do hotelu pracowniczego do ludzi najlepiej po 17 gdy wszyscy wrócą z pracy, Mam ich przepytać z przebiegu sytuacji, powiedział żebym najlepiej wszystko nagrywał bo firma jest znana z tego że w takich sytuacjach zastrasza ludzi żeby wymusić fałszywe zeznania. Powiedział że wie o wszystkim bo aktualnie pracuje w firmie do której agencja pracy deleguje ludzi i to oni o wszystkim mu powiedzieli. Po tej rozmowie cofnąłem się do szpitala by opowiedzieć o wszystkim lekarzowi. Ten był w szoku, wezwał policję. Czekaliśmy z kolegą blisko 2 godziny na przyjazd kryminalnych. Obejrzeli oni ciało mojej mamy oraz zaczęli mnie wypytywać o to skąd mam takie informacje. Opowiedziałem o tym skąd to wiem, policja poprosiła o numer telefonu do mężczyzny. Zadzwoniłem do niego, powiedziałem że jestem w szpitalu przesłuchiwany przez policję. Powiedział, że zaraz przyjdzie i tak też zrobił. Po tym jak zostaliśmy wstępnie przesłuchani dał mi numer do swojego znajomego adwokata. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, po czym stwierdziłem że czas jechać do hotelu pracowniczego by porozmawiać z ludźmi, w końcu było grubo po 17stej. Przed wejściem do hotelu mój kolega włączył dyktafon, ja też to zrobiłem. Zaczęliśmy rozmawiać z ludźmi o całym zajściu, niestety ludzie potwierdzili wersję mężczyzny. Przyznali że firma nie chciała dzwonić po karetkę, opowiedzieli mi wszystko ze szczegółami. Wyraźnie powiedzieli imiona ludzi którzy nie zgodzili się na wezwanie karetki, nie chcieli też aby ktokolwiek informował mnie o tym co się stało. Ludzie płakali, przekazali mi pieniądze ze zbiórki z firmy na wieniec dla mamy, powiedzieli że mogę na nich liczyć, że mam zgłaszać to wszystko na policję, powiedzieli że będą zeznawać i opowiedzą całą prawdę. Wtedy myślałem że spotkałem ludzi który mi pomogą i że dzięki ich zeznaniom sprawę szybko uda się wyjaśnić i winni zostaną ukarani. Niestety myliłem się . Czas biegł dalej.

Policja poinformowała mnie że ciało mamy zostanie poddane obdukcji i że zadzwonią do mnie gdy ciało będzie mogło zostać odebrane. W międzyczasie byłem u adwokata, opowiedziałem mu o wszystkim, wysłaliśmy pismo na policję. Po kilku dniach zadzwonił do mnie nieznany numer. Jak się okazało była to chyba szefowa agencji, Polka. Powiedziała mi że przekazuje mi informację że ciało mamy można odebrać z kostnicy. Zdenerwowany powiedziałem jej że doskonale wiem jak było bo rozmawiałem z ludźmi, poinformowałem o wszystkim policję, i że sprawa najpewniej trafi do prokuratury. Szefowa lekceważąco powiedziała że bardzo dobrze zrobiłem, że ona bardzo nie lubi gdy się ją straszy sądami. Po moich kilkukrotnych pytaniach dlaczego nie wezwali karetki tylko busa odpowiedziała że to zgodne z prawem. Gdy jej powiedziałem że znam prawdę i nagrałem wypowiedzi ludzi na dyktafon to powiedziała mi że nie mogłem tego zrobić, że jest to nielegalne, że nie mogę przesłuchiwać ludzi bo nie jestem policjantem. Nie mogłem już tego słuchać, odpowiedziałem że spotkamy się w sądzie a następnie rozłączyłem się. Niestety dla mnie nie nagrałem tej rozmowy. Następnego dnia zacząłem sam dzwonić po koleżankach i kolegach z pracy mojej mamy by opowiedzieć im o tym jakie firma i szefowa ma podejście do całej sprawy. Ludzie przestali odbierać ode mnie telefony, przestali odpisywać na smsy. Będąc w kontakcie z poznanym mężczyzną zacząłem drążyć temat, powiedział że spróbuje dowiedzieć się o co chodzi. Ponoć firma zastraszyła ludzi, zakazali kontaktu ze mną dlatego że nagrywam rozmowy. Po pewnym czasie gdy już wiedziałem że robi się gorąco bo poinformował mnie o kontrolach w hotelu, ludzie powiedzieli mu że nagle firma zaczęła wywieszać karty z numerami do służb, ponoć nawet pojawił się defibrylator którego wcześniej nie było. Powiedział mi też że większość ludzie którzy byli wtedy w hotelu już tam nie pracuje, zostali zwolnieni pod pretekstem braku pracy. Stali pracownicy firmy którzy chcieli pomóc firmie w zamieceniu sprawy pod dywan jechali na długie, kilkutygodniowe urlopy by uniknąć przesłuchań. Jakby tego było mało, niedawno prawnik przysłał mi maila żebym stawił się u niego bo otrzymał obszerne akta z prokuratury, ponoć wszczęto śledztwo wobec jednej osoby. W aktach były także zeznania ludzi których podałem jako świadków. Wtedy obiecali mi pomóc, niestety kłamali. Nikt nie powiedział ani słowa o tym że firma nie chciała dzwonić po karetkę i że wysłali busa po godzinie i dopiero gdy kierowca zobaczył moją mamę zadzwonił do szefowej i kazał dzwonić po karetkę ponieważ mama nie przeżyje transportu. Nagle świadkowie stracili pamięć, część nie dzwoniła po karetkę niby z powodu braku znajomości niemieckiego. Szefowa firmy oraz szefowa hotelu zeznały że zaraz po otrzymaniu telefonu o tym w jakim moja mama jest stanie zadzwoniły po karetkę. Do tego kierowca busa miał dzwonić po karetkę jeszcze podczas jazdy na miejsce zdarzenia. W sumie wyszło że po karetkę dzwoniły chyba 3 lub 4 osoby, nie było żadnych nieprawidłowości, wszyscy świadkowie powiedzieli że czas akcji od utraty przytomności do wezwania pogotowia trwał maksymalnie 20 minut co jest nieprawdą. Mogę powiedzieć że to dzięki temu co ci ludzie mi powiedzieli założyłem sprawę na policji. Teraz z adwokatem będziemy starali się udowodnić fałszywe zeznania. Niestety już prawie nikt z obecnych wtedy ludzi tam nie pracuje, a ci którzy pracują kryją siebie nawzajem. Jedyne co mam to nagrania z dyktafonu w języku polskim gdzie ludzie opowiadają mi o tym jak było na prawdę, jako świadka mam kolegę z pracy który był wtedy razem ze mną i może potwierdzić to co słyszałem. Pomoc zaoferował mi także poznany mężczyzna a także jeden ze świadków który został zwolniony po całym zajściu z dziwnych powodów. Cała sprawa śmierdzi na kilometr. Nie mam pojęcia co mogę jeszcze zrobić. Mam być jeszcze raz przesłuchiwany ale tym razem w charakterze świadka. Boję się że moje zeznania, zeznania świadków oraz dowody w postaci nagrań audio nie wystarczą. Widać że firma zastraszyła i/lub przekupiła ludzi. Mało tego, cała akcja ratunkowa miała miejsce 19.09.2023. Na adres mojej mamy została przesłana korespondencja z ubezpieczalni AOK. Data meldunku w systemie to był dzień 20.09.2023, a data wyrejestrowania z powodu śmierci to 22.09.2023. Ubezpieczenie obowiązywało niby od 1 września, czyli od pierwszego dnia pracy mojej mamy, ponoć w Niemczech pracodawca ma 4-6 tygodni na ubezpieczenie pracownika. Jeżeli ktoś dotrwał do końca to chcę powiedzieć że sprawy nie zostawię. Będę walczyć do końca. Pracownicy mówili mi też że szef ma znajomych w policji i prokuraturze, i że kiedyś podobne akcje udało się im zamieść pod dywan, jednak nigdy nie doszło do tego by ktoś umarł. Jeżeli kogoś zainteresowała sprawa to mogę utworzyć tag, mogę nawet dodać znalezisko, może gdy media się tym zainteresują to nagle coś się zmieni. Jeżeli ktoś miał kiedyś podobną sytuację to proszę o pomoc. #prawo #wykopefekt #niemcy #afera #januszebiznesu
  • 15
Bardzo szkoda, że powiedziałeś o wszystkich asach które miałeś w rękawie. Oni działali, ludzi zastraszyli jeszcze przed rozprawą i zeznaniami (sam podałeś kto chce zeznawać!) a teraz musisz mieć naprawdę dobrego adwokata (jeśli wchodzą duże pieniądze to i Twojego mogą przekupić). Tylko spory rozgłos i pójście do telewizji by Ci pomogło. I nie rozdrabniaj się. Do każdego możliwego programu wysyłaj, nagraj apel na YouTube i rozsyłają gdzie się da. Teraz ludzie mało
@Jowo Nie doszło jeszcze do rozprawy, nie podawałem kto chce zeznawać, policji tylko podałem numery telefonów i imiona ludzi których poznałem i którzy zgodzili się mi pomóc. Niedługo będę ponownie przesłuchiwany, do tego adwokat pojedzie na przesłuchanie razem ze mną i przekona policję że nagrania audio są kluczowe i potwierdzają kłamstwa. Dzięki za sugestie, odezwę się do mediów.
@rak_z_przerzutami To ze pracownicy mowili Ci ze "szef ma znajomych w policji i prokuraturze" to chyba najglupsze co dzis przeczytam. Wiesz co znacza takie zeit firemki w DE? Niewiele. One robia pod siebie przy zwyklym wypadku w pracy, a co dopiero mowic o trupach. Kumpel mial sprawe z pewna duza niemiecka firma, gdyz w wyniku bledu z ich strony zostaly porazone pradem dwie osoby. Ten moj kumpel i jakas sprzataczka, ktora myla
@rak_z_przerzutami: powodzenia, walcz z tym i nie odpuszczaj, spróbuj może uderzyć jakoś do mediów niemieckich, może będą chciały nagłośnić tę sprawę, może też utworzyć znalezisko, jeszcze raz powodzenia i czekam na rozwój tej sprawy, współczuję
@rak_z_przerzutami: to nie zrozumiałam dobrze. Generalnie im mniej druga strona wie czym dysponujesz tym zawsze lepiej. Nie kontaktuj się z nimi tylko zbieraj co tylko możesz. Wszystko co tylko możesz nagrywaj. Współczuję straty. Zbieraj siły. Powodzenia