Wpis z mikrobloga

#szatniacontent #truestory #coolstory #niematldr ##!$%@?

http://www.#!$%@?.blogspot.com/2014/06/wanda-narkobiznes-i-niesodkie-ciastko.html

Patrzę na ruch żeliwnej łyżki znikającej co chwila w emaliowanym garnku.

– Masz dziecko, musisz jeść. Nawet jak nie możesz, to u mnie musisz. – mówi babcia i podaje mi talerz pełen zupy. Niosę go ostrożnie do stołu, a gorący płyn faluje wyzywająco wzdłuż rantów poszczerbionej porcelany. Jak zwykle zamiast serwetki (biel wykrochmalonego obrusu jest święta) leży stary numer „Super Expressu”. Siadam do stołu i zaczynam jeść. Zacierka gapi się na mnie tysiącem tłustych oczu. W radiowej jedynce rozbrzmiewa krakowski hejnał. Do pokoju wpadają pojedyncze promienie słońca i przefiltrowane przez siatkę firanki odbijają się w fornirze. Babcia zdążyła już usiąść i z zadowoleniem patrzy, jak #!$%@? jej zupę.

– Jedz, bo gorące. Na ogniu gotowane. – pogania i patrzy się przez chwilę z czułością na swoje pelargonie, a ja wiem, że w wyobraźni urywa wszystkie suche listki. Ale na to przyjdzie czas później. Nie teraz, nie przy jedzeniu.

Zapanowała krótka chwila ciszy i rozległ się dźwięk dzwoniącej seniorskiej komórki. Biorę telefon do dłoni; na wąskim ekranie wyświetlają się wielkie cyfry obcego numeru telefonu. Naciskam zieloną słuchawkę.

– Masz babciu. Ale gadaj już, bo odebrane. Do ucha przyłóż.

Gada. Bardzo uprzejmie i bezbarwnie komentuje czyjś potok słów. „A no to dobrze”. „Fotele masz nowe mówisz. no to chyba szczęśliwa”, „A to bieda”. Trwa to dobry talerz zupy i dolewkę. Zniecierpliwiona składam usta w rybkę i niemo pytam kto to? Babcia pokazuje palcem gdzieś za okno. Sąsiadka? Ciotka? Moja siostra? Kiwa przecząco głową.

Już wiem. Dzwoni Wanda.

Wanda wygląda jak żywa i otyła wersja Małej Mi. Zawsze starannie ulizany kruczoczarny kok na czubku głowy, czasem gdzieniegdzie przebija się siwe pasmo. Na twarzy nic ponad przeciętną starość. No, oprócz namalowanych pasków w kształcie wiecznie zdziwionych brwi. Do tego zgrzebne sukienki o porozciąganych szwach, ortopedyczne klapki i beżowe podkolanówki wżynające się w spuchnięte łydki. Wanda jest babci daleką kuzynką i jedyną żyjącą krewną w zbliżonym do jej wieku z którą utrzymuje kontakt. Zawsze mnie to zastanawiało, bo babcia właściwie to za nią nie przepada. Jak o niej mówi, to wzdryga się, jakby piła wódkę. Więc gdy rozmowa telefoniczna jest skończona, pytam: No to jak to jest z tą Wandą?

– Wanda to materialistka, dla niej wszystko nieważne, a pieniądz ważny – powtarza pocierając wymownie kciukiem o palec wskazujący. – Jak wejdzie do mieszkania, to patrzy tylko co nowe. Gdy kupiłam sobie mikrofalówkę, to nawet dzień dobry nie powiedziała, tylko od razu „Za ile, za ile?”. – Jadwiga naśladuje papugę i kontynuuje.

– Wanda ma syna – łapserdaka i żula, który spłodził kolejnych czterech podobnych sobie. Jeden jedyny w miarę porządny Marcin wyjechał na saksy do Anglii i w budowlance robi. Tomek i Andrzej trudnią się profesjonalnym importem. To znaczy, w kontrabandzie papierosy przemycają z Ukrainy i jakoś z tego żyją. Jednak największą dumą Wandy jest Wacuś. Mieszkanie ma w Lublinie, dwupokojowe, wypacykowane, na wynajem poszło. W mieście kupił całą kamienicę po Żydach i wyremontował. Wszystko zrobił nowe. Samochód też ma porządny, niemiecki. BMW. Dziewczynę nawet znalazł i to taką po studiach. Wacek jest zaradny, a łeb ma na karku, prawdziwy biznesmen - tak Wanda powtarza. Ale to żaden biznes, tylko narkobiznes, bo maryśką handluje. A babka dumna! W zimie, jak otworzyli wyciąg narciarski w Kumowej Dolinie, to sama mu wąsy naklejała zanim pojechał na handel dzieciom te świństwa sprzedawać. Wiesz, żeby nikt go rozpoznał. Takie incognito.

I Wanda bardzo zaangażowała się w to narkotykowe życie wnuczka, bo chyba liczyła, że coś jej skapnie. Na strychu u siebie trzymała jakieś paczki podejrzane. Wnuś jej czasem jakiś koniaczek kupował w ramach podziękowań i tyle. Żadnych pieniędzy. Ale mimo to, Wanda pod sufit prawie lata z dumy. Owszem, czasem Wacława posadzą na rok, dwa, ale zaraz wychodzi. A na matki koncie 500 tysięcy odłożone i kto mu zabierze? – Babcia łapie głęboki oddech, jakby litowała się nad nieudolną sprawiedliwością państwa polskiego i ciągnie –

– Jedak ostatnio powiedział już "pass" i nawet porządnej roboty szukał. Dostał wciry nad jeziorem Białym jak sprzedawał narkotyczne substancje. Ledwo się do domu dowlekł. No i z tego pobicia przemiany wewnętrznej doznał. Nawet uczciwej pracy szukał. Ale jak on miał iść do biedronki za dwa tysiące robić, skoro takich bogactw się już dochapał? A Wanda oprócz tego, że się przed chwilą nowymi fotelami pochwaliła, to mi powiedziała, że Wacusia znowu posadzili...

– Za co? – pytam, moszcząc wygodnie łokcie na "Super Expressie"

– Za ogrodnictwo. Bo oni mają działeczkę przy szosie na Włodawę. Część zasadził kukurydzą, a resztę konopiami. I go złapali.

– I ona się tak nie wstydzi opowiadać?

– Kiedyś mnie tak powiedziała: "Wiesz Jadziu, jedyna rzecz, której człowiek powinien się wstydzić to bieda. Bo to znaczy, że człowiek pomyślunku nie ma i zadbać o siebie nie potrafi". I tak dzieci wychowała. A dzieci jej wnuki. Wszyscy o pieniądzach myślą tylko. Jak zarobić i się nie narobić. I bokiem jej to wyszło. Rozchorowała się na cukrzycę, pieniędzy zaczęło jej braknąć na leki, a co dopiero, żeby dawać wnukom. Na święta już nikt do niej nie dzwoni. Nawet nie zajrzą. Wacuś ma wymówkę, bo w więzieniu, ale reszta rodziny ulicę dalej mieszka.

I co ja mam rzec tej starej babie. 82 lata ma kobieta i ja mam jej powiedzieć, że nieważne, że ma nowe fotele, skoro nie ma nikogo, kto by razem z nią usiadł?

Chcesz dziecko ciasteczko? Dobre mam, ze sklepu po drugiej stronie, niesłodkie. Znaczy się, życiowe takie.
  • 1