Wpis z mikrobloga

Opowiem Wam jaki dzisiaj miałem sen powalony. To taki sen z rodzaju tych, które później męczą Cię przez cały dzień bo wywołały żywe emocje i obudziłeś się nie wiedząc co oznaczają. Prawie jak Dzień Świstaka. No więc tak.

Zaczęło się na jednym z korytarzy jakiegoś budynku. Bardzo nowoczesnego budynku. Normalnie technologia obcych. Setki ludzi, duży ruch i wszyscy szliśmy w jednym kierunku.Wszyscy byli bardzo podekscytowani i szczęśliwi. Naszym celem były futurystyczne wagony, które stały na peronie na końcu korytarza. Wszyscy do nich weszliśmy i usiedliśmy na miejscach. Dziwne bo ludzi było o wiele więcej niż siedzeń, a nikt nie stał. Pociąg ruszył, a mu zaczęliśmy ze sobą rozmawiać (pamiętam o czym, ale wam nie powiem ( ͡° ͜ʖ ͡°) ). Nagle za oknami pojawiło się białe pulsujące światło. Błyskało z coraz większą częstotliwością, a ja byłem coraz bardziej przestraszony, praktycznie nie mogłem się ruszać, wszyscy krzyczeli, a pulsowanie osiągnęło punkt, w którym światło stało się stałe i nagle bum, wróciłem do siebie. Byłem na korytarzu niedaleko wagonów, fala ludzi ciągnęła przed siebie. Normalnie miałem deja vu. Odwróciłem się i biegnę w przeciwnym kierunku. Wybiegłem na zewnątrz budynku i zobaczyłem, że okolica wygląda jak pustynia, ale przede mną malowało się duże jezioro. Podbiegłem i nagle zmaterializowały się ławki nad jego brzegiem. Widziałem jak pociąg odjeżdża, cieszyłem się, że mnie tam nie ma, a tutaj nagle podchodzi do mnie jakaś biała postać i mówi: "Tego nie można zmienić. Musimy zniszczyć tę planetę. Nie ma sensu uciekać". Odwracam się, a cały budynek (bardzo wysoki) zaczął pulsować i światło szybko osiągnęło punkt, w którym było stałe i nagle... się obudziłem. Damn. Byłem nielicho przestraszony.

#sny #sen #senneeskapady #sennajawie #opowiadanie