Piątek. Piąteczek. Piątunio [16.03].
Dzień w którym niemal każdy korpoludek myśli już o tym jaki stylowy przywdzieje dres po pracy, aby usiąść do wieczornego seansu Netflixa/whatever.
Dzień, w którym obudziłam się z potwornym bólem głowy. [Hell yeah, witaj migreno, szczęśliwie zapomniany nie-przyjacielu].
Godzina dziesiąta, patrzę w komputer. Patrzę i.. nie widzę. Nie widzę na lewe oko. Tylko "mroczki".
Odwracam się do kolegi i pytam czy mówię wyraźnie [O dzięki Ci szkoleniu z pierwszej pomocy i dziale o objawach udaru], na co ten, że "jakby tak średnio".
W tym momencie dostaje kolejnego strzała bólu głowy. Kolega zabiera mnie do spokojnej salki, idzie po wodę. Wody nie zdążam wypić, bo mdleję.
Przyjeżdża pogotowie numer jeden (przyzakładowe) po 15 minutach. Dają kroplówkę i mierzą ciśnienie [milion "pińcet"]. I dzwonią po pogotowie numer dwa, takie które może mnie zabrać do szpitala. Zanim przyjeżdża drugie pogotowie, mija ponad 30 minut. [Przypominam, że zemdlałam międzyczasie, nie widzę na jedno oko, mam mega wysokie ciśnienie, pęka mi głowa i nie mam siły mówić].
Pogotowie numer dwa dzwoni do dyspozytora gdzie ma jechać. Dopiero po 10 minutach dostaje info, że Szpital na Koszarowej.
SOR oddział neurologiczny na Koszarowej zamiast Szpitalny Oddział Ratunkowy, powinien nosić nazwę Spapramy Opiekę Rannych. [Aczkolwiek bardziej niecenzuralne rzeczy przychodzą mi na myśl].
Tak więc ze wszystkimi powyższymi objawami czekam jeszcze 2.5h na poczekalni. A wraz ze mną ratownicy, którzy mnie przywieźli, bo nie mają prawa mnie zostawić, tylko muszą oddać do rąk własnych jak się później okazuje, znudzonych życiem i mających wszystko gdzieś pielęgniarek, które pracują tam zapewne za karę. [Drogie Panie, polecam nauczyć się języka, na przykład szwedzkiego i wyjechać gdzieś gdzie Wam będzie lepiej. Może wtedy będziecie traktować z szacunkiem i nie na odpierdol pacjentów, a nie tylko popijać kawkę i plotkować o zwieszonym systemie.]
Ale do rzeczy.
Dostałam kroplówkę. Na moją uwagę, że strasznie boli mnie ręka w której jest wkłucie, Miła Pani Numer Jeden, zbyła mnie, że "tak ma boleć. To na pewno reakcja na ciało obce". Na moją odpowiedź, że nie, bo gdy był sam wenflon wbity nie bolało, Miła Pani Numer Jeden tylko wywraca oczyma i nie reaguje. Po 3 minutach już nie mogę wytrzymać bólu ręki [Jakby mi mało było koszmarnego bólu głowy] i idę znów do Miłej Pani Numer Jeden, że ręka mi spuchła i że strasznie mnie boli i niech coś tym zrobi, nawet nie reaguje, za to Miła Pani Numer Dwa - bez odwracania się nawet w moją stronę ( siedziała do mnie tyłem) - mówi z wyrzutem "przecież widzę, że nie puchnie". [Whoa! Też bym chciała mieć takiego skilla, żeby widzieć rzeczy bez patrzenia się na nie! Serio!].
Po 30 sekundach przychodzi jednak Miła Pani Numer Trzy, ogląda mi rękę, ściska niemiłosiernie tam gdzie wbita jest igła i mówi "O, rzeczywiście jest spuchnięte bo igła nie jest wbita w żyłę i rozlewa się kroplówka wewnątrz ramienia". [Żadnego przepraszam, ani pocałuj mnie w nogę]. Miła Pani Numer Trzy, bierze moją druga rękę i wbija wenflon w nadgarstek [Do dziś mam wielkiego siniaka] i od razu podłącza kroplówkę. A ja tylko widzę jak z nadgarstka robi mi się balon momentalnie, na co Miła Pani Numer Trzy "ojej, też nie trafiłam w żyłę". Zaczynam płakać z bólu i bezsilności. Na co Miła Pani bardzo oburzona "No i czemu Pani płacze?!" w tym samym czasie wyciągając wszystkie igły ze mnie. [Nie muszę dodawać, że żadnego przepraszam nadal nie usłyszałam].
Po jakimś czasie przychodzi Pani Numer Cztery i zabiera mnie na tomografię. Bez kontrastu [bo po co], żeby jak usłyszałam "z grubsza zobaczyć, czy coś mi może nie pękło". [Tak, pękło serce i wiara w pomoc medyczną. Serio, słabo Ci płacą, zmień robotę. Przekwalifikuj się. Wyjedź do innego kraju gdzie Ci zapłacą lepiej. A nie truj, że olaboga jak Ci źle. Wiedziałaś jaka branża].
Godzina 14.52 - gdybym serio miała udar jak podejrzewano, to bym już do tej pory była warzywem. Tak więc o 14.52 Czyli 4 godziny i 52 minuty od wystąpienia pierwszych objawów, wysłano mnie na tomografię.
I co? I nic. Biedaszpital na Koszarowej nie ma zatrudnionej osoby która opisuje wyniki tomografii, więc wysyłają je do Krakowa/Poznania, bo tam akurat ktoś zatrudniony od tego jest.
I co? I nic. Bo pada w szpitalu sieć. I słyszę "Proszę wyjść i przyjść za jakieś 2-3 godziny, może już sieć naprawią to i wyniki może przyjdą, jeśli w Krakowie/Poznaniu jeszcze ktoś pracuje". Tak, wiem, że akurat to, to nie ich wina, ale czuję się jak popychadło.
Międzyczasie szczęśliwie wraca mi widzenie w oku.
Po 2 godzinach wracam po wyniki - pukam do pokoiku pielęgniarek neurologicznych, otwiera Miła Pani Numer Jeden z miną "czego tu?", ta od "tak ma boleć", mówię, że po wyniki. Bez słowa zamyka drzwi przed nosem. I nie wiem czy mam tak dalej stać, czy sobie iść czy co.
Po chwili wychodzi neurolog i daje mi moje wyniki z tekstem, że "tomografia nic nie wykazała, nie wiemy co Pani jest. Nie wiemy czemu Pani straciła na jakiś czas wzrok i zemdlała Pani. Może to rozszerzona aura migreny, ale nie wiemy. Tu są wyniki, proszę iść do lekarza pierwszego kontaktu po skierowanie do neurologa, gdyby znów się coś takiego wydarzyło. Aha, i proszę się we własnym zakresie umówić na rezonans magnetyczny, bo my tu nie wiemy. I proszę brać tabletki przeciwbólowe i pić dużo wody. Do widzenia"
Thank you Captain Obvious. Thank you.
Czuję się uleczona.
Komentarze (32)
najlepsze
Reszta - karygodna.
Logika polskiego bomisia, macie taką opiekę jak opłacana z budżetu jest ochrona zdrowia. Nie lepiej, nie gorzej. Pretensje do kolesi na górze i siebie samych. Chcesz mieć zmotywowanego pracownika i opiekę zdrowotną na poziomie europejskim, to ją opłać na poziomie europejskim.
Komentarz usunięty przez moderatora
Proszę Cię. Tak nie wyglądają migreny.
W przypadku OPki powinno się jak najszybciej wykluczyć udar.